wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 4: MUSZĘ iść na ten mecz!

Po pierwszym meczu zostały już tylko świetne wspomnienia, parę filmików i zdjęć, ale trzeba było żyć dalej. Mecze meczami, ale szkoła też była, więc nie mogłam sobie na za dużo pozwolić. Byłam tylko na meczu z AZS-em Politechniką Warszawską, gdzie Gdańszczanie wygrali 3:2, z Cerradem Czarnymi Radom, gdzie Lotos rozgromił ich 3:0 no i po Nowym Roku wpadłam na mecz z Transferem Bydgoszcz, gdzie Gdańsk wygrał 3:2.
Ten semestr był wyjątkowo krótki, a jeszcze były praktyki w drugim. Nauczyciele dosłownie nie dawali nam przed nimi żyć. Sprawdzian gonił sprawdzian, kartkówka kartkówkę, do tego jeszcze jakieś prace stylistyczne i inne na polski. To był istny horror.

- Dominika masz zrobioną pracę domową? - spytała nauczycielka. 

Szybko się zerwałam z ławki i spojrzałam z taką miną "O co chodzi?!" na wszystkich w mojej grupie od niemieckiego. Natalia mi szepnęła na ucho po chwili, że były aż dwie strony w ćwiczeniach. Zamurowało mnie. Spojrzałam z nietęgą miną na panią.

- No bo wie pani... - zaczęłam cicho. - Nie miałam zbytnio czasu. - dopowiedziałam. 
- No wiesz co Dominika? - spiorunowała mnie wzrokiem. - Wszyscy mają czas w tej grupie, tylko nie ty. Co się z tobą dzieje? 
- Nic się nie dzieje! Po prostu nie mam czasu na wszystko. Myśli pani, że jak siedemnastu czy osiemnastu nauczycieli się skrzyknie na jeden tydzień ze sprawdzianami, kartkówkami i pytaniem, to jest tak łatwo się na to wszystko nauczyć? - spytałam. 
- No ale tylko ty pracy domowej nie masz.
- Boże niech już mi wstawi pani tą jedynkę i będzie spokój... Jezu. - mruknęłam pod nosem. 

I od tego dnia miałam u niej szczególnie przerąbane. Nie dość, że dostałam jedynkę, to jeszcze uwagę do dziennika. Marzyłam o takim dniu. 
Wyszłam z sali tak zdenerwowana. Nauczyciele nie potrafili tego pojąć, że my robotami nie jesteśmy i nie wyrobimy ze wszystkim na pstryknięcie palca. 
Ten dzień w szkole był bardzo ciężki. Nie miałam już siły absolutnie na nic. Wróciłam do domu zmordowana gorzej jak po trzech WF-ach pod rząd. Na szczęście rodziców nie było. Rzuciłam torbę na fotel, zdjęłam buty i kurtkę, po czym poszłam do swojego pokoju. Z niecierpliwością czekałam na wiadomości o biletach na mecz z PGE Skrą Bełchatów - drużyną, której jestem kibicem od podstawówki. 
Weszłam na stronę klubu i zaczęłam szukać informacji. Niestety żadnych nie znalazłam, więc powędrowałam na Facebooka, gdzie było większe prawdopodobieństwo, że coś będzie na ten temat. To był strzał w dziesiątkę! Bilety wchodziły do sprzedaży 21 stycznia! Czyli dosłownie za dwa dni! 

- Ja MUSZĘ iść na ten mecz! - powiedziałam na głos. 

Wiedziałam, że to będzie arcyważny mecz. Nie tylko dlatego, że był 4 lutego - dosłownie tydzień przed moimi urodzinami. Po raz pierwszy miałam okazję do zobaczenia mojej kochanej Skry na żywo!

*

W końcu nadszedł wyczekany dzień sprzedaży biletów! Rodzice byli tak kochani, że dali mi pieniądze na ten wyczekany bilet w ramach prezentu urodzinowego. Niestety godzina była nieciekawa, bo 11:00, a nie mogłam urwać się ze szkoły tak wcześnie. Maksymalnie z dwóch wf-ów i tylko tyle. Kiedy angielski zawodowy się skończył dosłownie wybiegłam z sali, potem ze szkoły i pojechałam do Głównego do Empiku, bo pisali na stronie, że w salonach można też kupić. Pomyślałam sobie No dobra skoro można w Empiku to szybko skoczę i pojadę prosto do domu, bo w sumie po drodze. Ale tak nie było. Dziewczyna nie wiedziała w ogóle o co chodzi, po czym powiedziała, że w ogóle nie prowadzą sprzedaży takowych biletów. Wkurzona wyszłam stamtąd. 
Sprawdziłam w internecie, ile już sprzedali. Załamała mnie ilość wyprzedanych miejsc. Szybko pobiegłam na tramwaj w stronę Wrzeszcza. Jak na złość musiałam czekać około sześciu minut (które się niemiłosiernie ciągnęły) na "Dwunastkę".  Kiedy w końcu raczyła przyjechać pojechałam na Jaśkową Dolinę do dobrze mi znanego już Sklepu Koszykarza. Wiedziałam, że tam na sto procent sprzedają bilety na mecze Lotosu Trefla, więc nie musiałam się o to kompletnie martwić. 

- Dzień dobry. - przywitał mnie ekspedient. 
- Dzień dobry. - odpowiedziałam grzecznie. - chciałabym kupić bilet na mecz Lotosu Trefla ze Skrą Bełchatów. 
- Dobrze. Proszę podejść, wybrać sobie miejsca. - powiedział, po czym ja podeszłam. - Proszę wybrać kondygnację.
- Pierwsza. 
- Z nią może być ciężko, ale może jakieś miejsca jeszcze zostały. - spojrzał na mnie ukradkiem i włączył daną kondygnację.

Wiadomo było od razu, że najlepsze sektory, czyli 116, 115, 114, 113, 112 i tym podobne zostały już dawno wyprzedane. Moje serce non stop przyspieszało z nerwów. 

- Sektor 101? - spytał.
- Pokaże pan? - poprosiłam 
- Proszę. - przepuścił mnie, żebym spojrzała na miejsca. 
- Może to miejsce pierwsze w szóstym rzędzie? 
- Normalny, ulgowy? 
- Ulgowy. - odpowiedziałam, po czym wróciłam na "swoją" stronę lady. 

Po paru chwilach zapłaciłam 20 złotych za bilet i miałam go w ręce. Wtedy kamień spadł mi z serca. nie dość, że udało mi się kupić bilet, to jeszcze miałam nie najgorsze miejsca.
Kiedy wsiadłam już do tramwaju, żeby dostać się z powrotem do Głównego, usiadłam sobie wygodnie na "czwórce", wyciągnęłam bilet z książki i oczywiście zrobiłam mu zdjęcie:


które zaraz poszło na instagrama z podpisem "Zapowiadają się najlepsze urodziny!" i masą hashtagów. Tego dnia też do sprzedaży wchodziły bilety na mecz z Jastrzębskim Węglem, na który też chciałam iść, ale wiadomo, że nie na wszystko ma się pieniądze. 

Mimo wszystko wróciłam do domu bardzo szczęśliwa z powodu, że jedno z moich największych marzeń w końcu się spełni.

- I co masz ten bilet? - spytała mama, kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania. 
- Nooooo. - odpowiedziałam z szatańskim uśmiechem i zaraz jej go pokazałam.
- Na biurku masz jeszcze 20 złotych. - oznajmiła, krótko. 
- Dzięki. - odpowiedziałam nieco zdziwiona, bo rzadko kiedy dostawałam jakąkolwiek kasę od swoich rodziców. 
Poszłam do swojego pokoju z lekkim uśmiechem na twarzy. To znaczyło jedno. JUTRO IDĘ PO BILET NA JASTRZĘBSKI!
Od momentu wstawienia zdjęcia na Instagrama, odezwała się do mnie dziewczyna- Kamila, z którą wcześniej w sumie znałam czy kojarzyłam z grupy o naszym ulubionym zespole. Jak się okazało, akurat obok mnie zwolniło się miejsce i siedziałyśmy obok siebie! Tym bardziej byłam szczęśliwa, bo chodzenie samej na mecz nigdy nie jest fajne. Tym bardziej nie mogłam doczekać się tego meczu! 

1 komentarz:

  1. Wyczuwam, że dziewczyny będą
    się świetnie bawić na meczu ze szczególnością, że później będą mogły
    zdobyć autografy Skrzatów. :D Sama bym chciała, ale moje szczęści jest o
    wiele mniejsze od Dominiki - nie starczyło mi biletów na mecz
    Bełchatowian z Radomianami (jestem z okolic, więc mam najbliżej do
    Radomia na mecze).
    Czekam na dalszy ciąg.
    Buziaki!:*

    OdpowiedzUsuń