Po prezentacji Lotosu Trefla wiedziałam już w stu
procentach, że na swój pierwszy mecz pójdę niedługo. To mnie naładowało
pozytywną energią. Tym pierwszym meczem okazał się być mecz Lotos Trefl - Zaksa
Kędzierzyn Koźle. Niestety na mecz inaugurujący nie mogłam iść, dlatego
postanowiłam, że tym pierwszym meczem będzie mecz II kolejki PlusLigi.
W niedzielę zaraz po tym jak wstałam, pojechałam do
Galerii Bałtyckiej do Toys4Boys, żeby kupić bilet. Wszystko zapowiadało się
dobrze, gdyby nie to, że po dziesięciu minutach czekania, aż włączy się strona,
mężczyzna powiedział mi, że niestety nie da rady, bo sprzęt nie chciał z nim
współpracować.
Wtedy szybko wyszłam z molochu i pokierowałam się na
przystanek tramwajowy. Przecież niedaleko był Manhattan. Wsiadłam w pierwszy
lepszy tramwaj i po paru minutach byłam już na Jaśkowej Dolinie. Orientacyjnie
pojechałam ruchomymi schodami na pierwsze piętro i bingo! Znalazłam Sklep
Koszykarza. Szybko tam popędziłam, jakby ktoś mnie gonił.
- Dzień dobry. - powiedział ekspedient.
- Dzień dobry, ja bym chciała mecz na bilet Lotosu
Trefla i Zaksy Kędzierzyna Koźle. . - powiedziałam niczym z automatu.
On na mnie spojrzał z takim uśmiechem. Dopiero po tym
zorientowałam się, jaką głupotę palnęłam. Boże Szafraniec, ty idiotko, pomyślałam.
Zaśmiałam się nerwowo.
- Yyy... znaczy się bilet na mecz. - poprawiłam się.
- Może od razu tez wynik? - zaśmiał się.
- Obejdzie się. - odpowiedziałam.
Myślałam, że zapadnę się po ziemię. Widać było, że
ekspedienci mieli ze mnie niezłą bekę. Miałam nadzieję, że moje miejsca jeszcze
były. Kiedy jeden z nich kazał mi wybrać sobie kondygnację i miejsca,
zauważyłam, że moje miejsce było. Szybko je wybrałam i po paru chwilach miałam
bilet w rękach. Pożegnałam się grzecznie i opuściłam sklep, a następnie centrum
handlowe.
*
W szkole cały czas myślałam i rozmawiałam z
koleżankami o tym meczu. Byłam tak podekscytowana, że o niczym innym nie
potrafiłam rozmawiać. Czas do piątku upłynął bardzo szybko. Nie jechałam do
domu po szkole, tylko pojechałam do wujka, który mieszkał nieco ponad 5 minut
drogi od Ergo Areny. Wjechałam windą na dziesiąte piętro.
- Cześć młoda. - przywitał mnie, gdy otworzył drzwi.
- Cześć. - uśmiechnęłam się szeroko. - Ooo i Asia
jest. - uśmiechnęłam się szeroko.
Zdjęłam buty i kurtkę, po czym poszłam do salonu.
Oczywiście się nie obyło bez pytań typu " Jak tam w szkole?"
Mecz zaczynał się o 17:00, więc dużo czasu nie
zostało.
- Zjesz obiad? - spytała.
- Nie, nie dziękuję, nie chcę zawracać głowy. -
zaśmiałam się. - A po za tym i tak za parę minut muszę wychodzić.
- A na którą jest mecz?
- Na 17:00. - odpowiedziałam.
- No to faktycznie, to chociaż zjedz sobie banana,
Mariano zrobi Ci kanapki i herbatę. - powiedziała z uśmiechem.
- Naprawdę.
- Dominika nawet nie dyskutuj, potem mama powie, że
cię głodzimy. - zaśmiał się wujek.
Z nim zawsze miałam dobre kontakty. Kiedy poprosiłam o
jedną kanapkę, żeby nie było, zrobił mi cztery, do tego miałam zjeść banana i
wypić herbatę.
- Gdzie ja to pomieszczę?! - zaśmiałam się.
- To wszystko z talerza ma zginąć. - powiedział z
powagą.
Spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem. On nie
żartował. Zdołałam zjeść tylko dwie kanapki, tego banana no i wypiłam herbatę.
Cudem udało mi się wyjść stamtąd. Prawie się kulałam.
Ogarnęłam sobie skrót, którym w miarę sprawnie
przeszłam. Sporo ludzi szło i za mną i przede mną. Czułam stado motylków w
brzuchu. Kiedy weszłam do Ergo, oczywiście sprawdzili bilet, torebkę i w końcu
mogłam wejść na halę. Miałam miejsce w sektorze 115, rzędzie I, a miejsce 6.
Goście i gospodarze się już rozgrzewali. Nagrałam parę filmików i zrobiłam parę
fotek. Udało mi się uwiecznić Zatiego (mimo że stał tyłem), Gumę, trenera
Świderskiego, Kooya, Witczaka i Gladyra.
Po paru chwilach zaczęli sobie odbijać piłki. Ja w tym
czasie zdążyłam złożyć klaskacz. Tylko zdążyłam się schylić i mi piłka
przeleciała nad głową! Usłyszałam tylko świst. Podniosłam głowę szybko i
spojrzałam zaskoczona w stronę siatkarzy. To była piłka od Zatiego. Tylko na
mnie spojrzał i poszedł dalej robić swoje. Dobra pierwszy zamach
przeżyłam, pomyślałam. Niedługo po tym drużyny zostały
przedstawione i wyjściowe szóstki wyszły na parkiet.
Mecz lepiej rozpoczęli Gdańszczanie. W ataku świetnie
spisywali się Mateusz Mika i MVP pierwszej kolejki Wojtek Grzyb. Na pierwszej
przerwie technicznej Lotos prowadził 8:6. Przewagę utrzymywali do końca seta,
wygrywając dość niespodziewanie 25:20. Gracze Zaksy mieli sporo niedokładności
w każdym punkcie, ale najbardziej w rozegraniu, gdzie Świderski nawet odważył
się na zdjęcie z parkietu Zagumnego.
Na początku byłam tym wszystkim zaskoczona. Te
przyśpiewki, klaskanie, meksykańska fala. Do tego słyszałam wszystko co, mówił
trener, a dokładniej łacinę podwórkową przy każdej nieudanej akcji. W telewizji
można było to odczytać z ruchów ust, a na żywo to kompletnie inna bajka.
Na początku II seta gospodarze utrzymywali dobrą grę i
wypracowali przewagę 8:4 na pierwszej przerwie technicznej. Po niej jeszcze
dołożyli szczelny blok i powiększyli swoją przewagę do sześciu punktów. Jednak
po chwili zaczęli popełniać dość proste błędy, co Kędzierzynianie doskonale
wykorzystali pozostawiając Lotosowi tylko jeden punkt przewagi i wtedy trener
Anastasi wykorzystał pierwszą przerwę, po której żółto-czarni zaczęli znowu
grać jak w pierwszym secie. Wtedy już goście stracili rytm i przegrali II seta
takim samym wynikiem, jak pierwszego.
W niektórych momentach gry czasami zamierałam,
szczególnie przy utracie tak wysokiego prowadzenia. Kibicowaniem byłam tak
pochłonięta, że mój klaskacz nie wytrzymał i pękł na pół. Wtedy jakaś
dziewczyna, co siedziała obok mnie dała mi drugi i mogłam dalej klaskać, tylko
że nieco delikatniej.
Trzecią odsłonę Zaksa zaczęła od prowadzenia. Po raz
pierwszy w tym meczu, ale przez nieporozumienia na linii Zagumny- Kooy Lotos
poderwał się i zszedł na przerwę z dwupunktowym prowadzeniem. Świderski zaczął
bardziej rotować składem, ale nie przyniosło to pożądanego efektu, o czym
świadczyły jego wykrzyczane przekleństwa. Ten set zakończył się przy stanie
25:18 i tym samym Lotos wygrał 3:0, a MVP został Sebastian Schwarz.
Byłam bardzo ucieszona tym wszystkim, ale szczerze po Zaksie spodziewałam się czegoś więcej. Wściekli siatkarze udali się do szatki, a zostali tylko nieliczni. Byli to między innymi Zati i Wiśnia.
Piewszy jednak rozdał z trzy autografy i nie zważając na prośby kibiców poszedł do szatni. Udało mi się dopchać do Wiśniewskiego.
- Mogłabym prosić o autograf? - spytałam dość nieśmiało.
- Pewnie. - odpowiedział i wziął ode mnie lekko zdewastowany klasacz i marker.
Jednak, kiedy próbował się podpisać, nastąpił mały problem.
- Nie pisze.
I wtedy mnie zamurowało. Spojrzałam na niego zszokowana. Jezu, co za wstyd, pomyślałam,
- Jak to? - jęknęłam niezadowolona.
No to wujek dał mi piszący mazak. Normalnie niczym kulą w płot. Zdążyłam go szybko poprosić o zdjęcie. Potem udało mi się zdobyć autografy z dedykacjami od Bartka Gawryszewskiego i Przemka Stępienia oraz zdjęcia z Anastasim, Falaschim i Schwarzem.
Zadowolona wyszłam z Ergo Areny około 20:00. Potem pokierowałam się do wujka, by zabrać rzeczy. Wtedy już lekko zmęczona pojechałam do domu.
no świetny :)
OdpowiedzUsuńOdkryłam
OdpowiedzUsuńtwojego bloga całkiem przypadkowo, no i czytam sobie, czytam iiii
wciągnęła mnie twoja historia :D Ładnie piszesz, w sensie, że twój styl
pisania jest fajny :D
Dodaj prędko kolejny rozdział:*
Buziaki!
PS. Jeśli masz ochotę, to zapraszam do mnie: walczycomilosc.blogspot.com
Nie wiem czy wiesz, ale pewnie nie wiesz, ale nominowałam Cię do Liebster Award, więcej informacji znajdziesz tutaj: http://walczycomilosc.blogspot.com/2015/04/liebster-award.html =D
OdpowiedzUsuńBuziaki:*