niedziela, 30 października 2016

Rozdział 22: Chwilę się z nim bawiłam w kotka i myszkę...

      Kiedy zadzwonił mój telefon i to w TAKIM momencie, to nie wierzyłam, że ktoś miał tak gówniane wyczucie. A tym kimś okazał się Kacper. Zdziwiłam się i to bardzo, gdy w końcu odsunęłam się od Wojtka i wyciągnęłam telefon z kieszeni, żeby zobaczyć, kto dzwoni.

- No patrz. - Zaśmiałam się nerwowo.
- Odbierz. - Polecił z delikatnym uśmiechem.

Potaknęłam i przeciągnęłam palcem po ekranie.

- Halo?
- No siemaneczko Domcia. Co tam robisz ciekawego?
- A akurat w Sopocie jestem. Z Wojtkiem.
- Pogoda dopisuje?
- Nawet bardzo. Tylko trochę pizga. A tak to jest świetnie. - Uśmiechnęłam się.
- Widziałem na Instagramie jak fikacie. - Zaśmiał się cicho,
- No widzisz, a gadałeś ostatnio z Kamcią?
- Pewnie. Gadamy niemalże non stop. A ty widzę z Władeczkiem też.
- Cicho. - mruknęłam.
- Złe mam wyczucie co? - Spytał po chwili.
- Delikatnie to ujmując. - Odpowiedziałam.
- dobra to ja wam głąbki nie przeszkadzam. Cześć. - Parsknął śmiechem.
- Cześć - rozłączyłam się i schowałam telefon.

    Przyjmujący Cuprum Lubin przyglądał się mi z uśmiechem. Siedział sobie wygodnie na ławeczce.

- Piechu? - Spytał.
- Tak. - Zaśmiałam się cicho. - Tak sobie dzwonił, chciał się dowiedzieć co tam i w ogóle.
- Sobie moment wybrał.
- A w czymś nam przeszkodził? - Spytałam i przygryzłam delikatnie wargę.
- Skądże. - Wstał i podszedł do mnie. - Schodzimy na plażę?
- Pewnie. - Posłałam mu uśmiech.

     Chłopak ponownie ujął moją dłoń i poszliśmy z powrotem do początku Mola, żeby potem przedostać się na plażę. Gdy w końcu udało nam się przepchać przez całą masę ludzi, oboje odetchnęliśmy z ulgą. Przechadzaliśmy się wspólnie z innymi parami brzegiem morza. Chyba nie my jedni byliśmy zaskoczeni ilością ludzi biorąc pod uwagę fakt, że był wrzesień. Jednak mogliśmy to sobie tłumaczyć fenomenalną pogodą. Szliśmy tak blisko wody, że niekiedy podmywała nam stopy. 

- Daj mi swoje okulary. - Powiedziałam.
- A po co Ci one? - Zdziwił się. 
- Jak zadzieram głowę do góry, to mnie słońce razi. - Oznajmiłam 
- Oślepia cię moja zajebistość. 
- Jak chcesz zabłysnąć to brokatem się posyp. Szybciej pójdzie. 
- Ała. To zabolało. - Mruknął. 
- Męska duma urażona? - Spojrzałam na niego z trudem, jednak pomogłam sobie ręką, żeby mi oczy od słońca nie zaczęły łzawić. - Dasz je czy nie, bo mi zaraz oczy zaczną łzawić. 
- A poprosisz ładnie? - Zaśmiał się.
- Co? - Uniosłam brew. 
- Ładnie poprosisz to dostaniesz. 
- Wojtek bo jak cię zaraz... Albo dobra, nie będę na ciebie patrzeć i tyle. - Zaśmiałam się krótko. 
- No dobra krasnalu, masz. - Parsknął śmiechem i mi założył je koślawo na nos. 
- Krasnalu? Ja ci dam. - Powiedziałam. 
- I co zamierzasz zrobić? 
- Czekaj tylko. 

     Odłożyłam swoją torebkę na piasek. Zabrałam od Włodarczyka telefon i kluczyki oraz portfel żeby ich nie zamoczył i schowałam do torebki. 

- Przepraszam, czy mogłaby mi pani popilnować rzeczy przez 10 minut? - Spytałam kobiety w średnim wieku, która się opalała.
- Tak oczywiście. Nie ma problemu. - Odpowiedziała. 
- Domcia co ty robisz? - Spytał zdezorientowany. 

      Nim się obejrzał, leżał w wodzie. Zaczęłam się śmiać jak głupia. On patrzył na mnie z miną, jakby dziecku matka zabrała lizaka. W końcu stanęłam i skrzyżowałam dłonie na piersiach. Miałam nie lada satysfakcję z efektu, co było wymalowane na mojej twarzy.

- No moja droga. To żeś się doigrała. - Stwierdził i się podniósł.
- O cholera. - Mruknęłam. 
- Żebyś wiedziała. - Zaśmiał się i zaczął podchodzić. 
- Wojtek... - Zaczęłam. 

     W Końcu zaczęłam przed nim uciekać. A ten, co nie umknęło mojemu przeczuciu, zaczął mnie gonić. W wodzie o wieeele trudniej się biegało. A w szczególności uciekało przed dwumetrowym wielkoludem. W końcu ku mojemu nieszczęściu mnie złapał w pasie. 

- Mam Cię. 
- To nie fair ty masz dłuższe przeszczepy. - Powiedziałam i obróciłam się do niego. 
- Uroki bycia wysokim. 
- Żyrafą.
- Zwał jak zwał. - Wtrącił. - Masz przekichane. 
- Zdążyłam się domyślić.

     Wziął mnie po chwili na ręce i poszedł wgłąb morza. W końcu gdy woda sięgała mu do pasa spojrzał na mnie z szyderczym uśmiechem.

- Nawet się nie waż! - Powiedziałam stanowczo.
- Czas na rewanż. - Odpowiedział. 
- Wojtek jeśli to zrobisz, to... - Nie zdążyłam do kończyć, bo mnie puścił i skończyłam w wodzie. 

      Jako że byłam całkiem niezłą pływaczką i potrafiłam wytrzymać dość długo pod wodą to postanowiłam nie wypływać od razu na powierzchnię. Widziałam jak po kilku sekundach zaczyna się nerwowo obracać. Odpłynęłam kilka metrów dalej. W sumie nietrudno było mi się ukryć, bo w wodzie było sporo osób. W końcu zobaczyłam jak zanurkował i zaczął się rozglądać. Szybko się wynurzyłam. Wytarłam twarz i wzięłam kilka głębszych oddechów. Gdy on się wynurzył, dałam nura z powrotem. I tak chwilę się z nim bawiłam w kotka i myszkę. Gdy się wynurzyłam po raz ostatni, zobaczyłam, że ten się rozglądał wyraźnie spanikowany. 

- Dominika? Ja pierdole. - Jęknął.
- Wojtek! - Zawołałam.

Już nie bawiłam się w to, bo widziałam, że serio się martwił. Obrócił się w moją stronę.

- Jezu, ale się wystraszyłem! Co ty masz za pomysły?
- Sory, nie myślałam, że tak się wystraszysz. - Odpowiedziałam szczerze. 
- Na początku nie było tak źle, ale potem zacząłem panikować. - przyznał. 
- To miała być nauczka za wrzucenie mnie do wody. - Uśmiechnęłam się delikatnie. 
- Oj ty głupku jeden. - Przyciągnął mnie do siebie. 

      Położyłam dłonie na jego bokach. Z racji tego, że byliśmy dość daleko od brzegu, woda  mi sięgała prawie do klatki piersiowej, a jemu nieco do ponad pasa. Wziął mnie na ręce tak, żebym mogła opleść nogami jego biodra. I tak też zrobiłam. 

- No krasnalu. - Uśmiechnął się szeroko, gdy w końcu bez żadnych cerygieli mogliśmy na siebie patrzeć. 
- Jesteś głupkiem. - Zaśmiałam się cicho 
- Ale Twoim. - Dodał. 
- Jak mi jeszcze sporo dopłacą. - Pokazałam mu język. 
- Oj tam. - Cmoknął mnie w czoło. - Chodźmy na brzeg.

  Takim oto sposobem zaniósł mnie na samiutki brzeg. Dopiero na piasku postawił mnie na nogi.

- Gdzie masz moje rzeczy?
- W torebce. Tamta pani co tam się opala zgodziła się trochę ich popilnować. - Uśmiechnęłam się, po czym podeszliśmy do kobiety. - Bardzo dziękuję za popilnowanie naszych rzeczy.
- Nie ma za co. - Uśmiechnęła się promiennie brunetka.

     Wzięłam swoją torebkę i oddałam mu portfel i kluczyki oraz dokumenty. Nim się obejrzałam, był bez koszulki. W sumie odpowiadał mi ten widok.

- Tak szybciej wyschniemy.
- Ja mam nieco bardziej skomplikowane zadanie. - Zaśmiałam się.
- A daj spokój. To jest plaża, tu wszyscy niemalże z gołą dupą latają i nie mają jakoś kompleksów. Ty tym bardziej nie powinnaś.
- Dobra wygrałeś. - Mruknęłam i pozbyłam się swojego T-shirtu.

      Co dziwne nie miałam jakiegoś oporu, nie czułam się skrępowana przy nim. To był zdecydowanie pozytyw.

- Czekaj, czekaj. - Powiedział szybko.
- Co jest? - Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Chcę zdjęcie. Takie nasze. Jak jesteśmy w wodzie.
- Włodi czy nie za dużo już zdjęć natrzaskaliśmy? Jak to szło? Ilość nie może wziąć góry nad jakością?
- Ta jakość jest przednia.
- O matulu. - Mruknęłam i się uśmiechnęłam do niego.

     Założyłam mokrą koszulkę z powrotem, no bo raczej cyckami świecić nie raczyłam i nie zamierzałam. Przewiesiłam sobie torebkę przez ramię, żeby mi nigdzie nie przeszkadzała. Ten wziął mnie znowu tak na ręce i poszedł na podobną głębokość co wcześniej.

- Masz selfie sticka przy sobie? - Spytał.
- Ja bym nie miała? - Wyjęłam przedmiot z torebki i zamontowałam jego telefon odpowiednio - Jesteś nienormalny. - Zaśmiałam się.
- Mam wymieniać, dlaczego? - Spytał.
- Obejdzie się. - Odpowiedziałam.

      W końcu odpowiednio mnie zaasekurował, tak żeby on mógł zrobić zdjęcie. Po chwili już jedno było gotowe. Niedługo po tym ja też nam zrobiłam selfie. Po małej sesji wyszliśmy z wody i osuszyliśmy się do końca. Usiedliśmy sobie przy stolikach w Starbucksie.

- No pokaż te cuda. - Powiedziałam.

     Bez żadnego ale pokazał mi swój telefon. Obejrzałam sobie te zdjęcia z nie lada uśmiechem na twarzy. Przesłałam od razu sobie jedno.

- Podobają się? - Spytał z uśmiechem.
- Tak. - Spojrzałam na niego.
- Cieszę się.

     Nim się obejrzeliśmy, zaczęło robić się ciemno. Nie przejęłabym się wcale, gdyby nie fakt, że miałam być w domu do powrotu mamy.

- Która jest godzina? - Spytałam.
- Dochodzi dwudziesta pierwsza, a co?
- Nooo to już po mnie. - Jęknęłam.
- Miałaś być w domu do powrotu mamy, prawda? - Spytał.
- Jakbyś zgadł. Ale czekaj zadzwonię. - Mruknęłam i wzięłam telefon, po czym wybrałam jej numer.

     Po kilku sygnałach usłyszałam jej głos.

- Ja wiem, mam przekichane, ale...
- Nie masz. Widziałam zdjęcie. Baw się dobrze. - Usłyszałam łagodność, dobry humor i szczęście w jej głosie.

     Zamurowało mnie, gdy się rozłączyłam. Spojrzałam na Wojtka.

- Co? - Spytał.
- Mam się bawić dobrze. - Uśmiechnęłam się nieco zdezorientowana, bo moja mama do pobłażliwych nie należała. - To było dziwne.
- To chyba trzeba się cieszyć, co?
- Niby. - Odpowiedziałam.

      Postanowiliśmy oboje pójść jeszcze na gofry, a potem z nimi poszliśmy na kolejny spacer, tylko że tym razem podziwialiśmy sobie zachód słońca. Po chwili przyjmujący Cuprum Lubin zwrócił się w moją stronę. Spojrzał mi głęboko w oczy i zagarnął pasmo włosów za ucho.

- Masz pojęcie, ile dla mnie znaczysz? Jak na mnie działasz? - Spytał szeptem. - Jesteś dla mnie wszystkim. Nie wiem, co ze mną jest nie tak i Wrona pewnie by mnie kilka tygodni temu wyśmiał, ale... Nie mogę przestać o Tobie myśleć i fakt, że Cię zraniłem, że widziałem jak przeze mnie płaczesz, że nie chciałaś mi wybaczyć... To była najgorsza kara. Wtedy zrozumiałem, że nie chcę, żebyś była tylko moją kumpelą. Chcę żebyś była dla mnie kimś więcej. Chcę być kimś więcej dla Ciebie i chcę widzieć cię taką jak dzisiaj codziennie. - Mówił, a moje oczy zaszły łzami.
- Ja... - Zaczęłam, choć nie wiedziałam jak skończyć.
- Dominika, zakochałem się w Tobie. - Wyznał.

      Myślałam, że się przesłyszałam. To się nie działo naprawdę. Mówił to szczerze. Słyszałam to w jego głosie i widziałam w jego oczach. Niemalże od razu stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta w pocałunku. Siatkarz objął mnie mocno i uniósł. Kontynuował pieszczotę. Nie wierzyłam w to co się stało. W moim brzuchu wybuchła rewolucja totalna. Rozpłakałam się ze szczęścia. Odsunął się ode mnie i postawił na piasku. Otarł moje łzy i oparł swoje czoło o moje.

- Kocham Cię. - wyszeptał.
- Ja Ciebie też. - Odpowiedziałam.
- Będziesz ze mną? Tak oficjalnie? Bez żadnych podchodów?
- Tak. - Wyszeptałam i się zaśmiałam.

     Nawet nie wiem kiedy, jego usta ponownie wylądowały na moich. I w tym momencie wiedziałam, że byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem...



____________________

Witam Was!
Trochę mnie z treścią poniosło, ale mam nadzieję, że Wam się rozdział spodoba :)
Do Następnego i dajcie znać, co sądzicie! :)

niedziela, 9 października 2016

Rozdział 21: Sopot od początku był dla nas ulubionym miejscem.

       Przez ten incydent w Grudziądzu zmarnowałam sobie dosłownie cały ostatni tydzień wakacji. Ba! Opuściłam rozpoczęcie roku. Musiałam dostarczyć całą dokumentacje swojemu lekarzowi rodzinnemu, który ku przestrodze wypisał mi zwolnienie do końca tygodnia. No Szafraniec pięknie zaczynasz ten rok szkolny, pomyślałam. Oczywiście od razu moja mama mimo naszego toporu wojennego poinformowała moją wychowawczyni o całym zdarzeniu. 

- Sprawa ze szkołą załatwiona, masz wolne do poniedziałku. - Oznajmiła, gdy weszła do mojego pokoju. 
- Okej, dziękuję. - Odpowiedziałam. 
- Długo będziesz się na mnie złościć? - Spytała. 
- Tak długo, aż go nie przeprosisz. - Westchnęłam. 
- Nadal nie uważam, że mam go za co przepraszać. 
- To nie mamy o czym rozmawiać. - Stwierdziłam i poszłam do łazienki się trochę ogarnąć. 
- Dominika....
- Skoro każdy Tobie mówi, że zachowałaś się chamsko i niestosownie, to chyba raczej ty nie masz racji, a nie my! Kiedy to w końcu pojmiesz?! Przez Ciebie są ciągle kłótnie, bo wszędzie musisz wtrącić swoje pięć groszy i uważasz, że masz zawsze racji, a nie masz! Korona Ci z głowy spadnie jak raz się ugniesz i okażesz chociaż trochę wdzięczności? - Spytałam, gdy wyszłam. 
- Przedyskutujemy to, jak wrócę z pracy. - Ucięła rozmowę i wyszła. 

     Westchnęłam głośno. Ta kobieta, mimo że była moją mamą i ją kochałam i szanowałam, przeginała we wszystkie możliwe strony i na wszystkie możliwe sposoby. Nie zamierzałam podarować jej tego "cudownego" zachowania w Grudziądzu i ona była tego świadoma. 
       Położyłam się z powrotem na łóżku. Wzięłam do ręki swój telefon. Jak zwykle była masa powiadomień z instagrama i twittera. Z racji tego, że sezon Plus Ligi zaczynał się dopiero trzydziestego października, mogłam mieć nadzieję jeszcze na parę spotkań z Wojtkiem, oczywiście pod niewiedzą mojej mamy, bo chyba piany w ustach by dostała. Moim szczęściem było to, że byłam z nim cały czas w kontakcie, czy to przez Facebooka, czy przez SMS-y. Pisaliśmy ze sobą niemalże codziennie. I chyba nam obojgu zależało, żeby ten kontakt został utrzymany.
W końcu otrzymałam od niego wiadomość 

"Wojtek: To skoro masz labę do końca tygodnia to może wpadnę na kilka dni do Gdańska? :)"

"Ja: Całkiem fajny pomysł, tylko co u mnie powiedzą na to, że nagle ozdrowiałam? :'D"

"Wojtek: Władeczek uzdrowiciel sprawia cuda, wiesz :D" 

"Ja: No dobra coś wymyślę :D"

"Wojtek: No dobra, to ja się zaczynam pakować i wsiadam w samochód. Do zobaczenia!"

O cholera. - Powiedziałam sama do siebie. 

       On jechał do mnie. Specjalnie z drugiego końca Polski jechał do mnie. Obliczyłam sobie, za ile mógłby być u mnie. Z Lubina do Gdańska jechało się około pięć godzin a z możliwościami Włodarczyka liczyłam średnio cztery. Szybko się podniosłam z łóżka i zaczęłam biegać po całym mieszkaniu jak powalona. Szybko ogarnęłam cały dom na wysoki błysk, a potem zabrałam się za siebie.
     Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i zostawiłam lekko pofalowane, delikatnie się umalowałam, żeby wyglądać jak człowiek. Na końcu przekopałam dosłownie całą swoją szafę, żeby ubrać coś adekwatnego. Na zewnątrz była śliczna pogoda i było przede wszystkim gorąco, więc postawiłam na jeansowe szorty, biały t -shirt z nadrukiem i turkusowe trampki.
         Nawet nie zauważyłam, kiedy mi ten cały czas zleciał, bo w trakcie psikania się swoim ulubionym perfumem, a był to perfum Elizabeth Arden  "Sunflowers", usłyszałam domofon. Szybko podeszłam i odebrałam.

- Słucham?
- To ja.
- Jaki ja? - Spytałam, mimo że dobrze wiedziałam, że to był Włodi.
- Wojciech Włodarczyk, ten który ma przesrane u Twojej mamy.
- Dobra to było dosadne. - Zaśmiałam się i nacisnęłam guzik otwierający drzwi.

     W ciągu dwudziestu sekund sprzątnęłam wszystkie kosmetyki z łazienki i pochowałam gdzie trzeba. W końcu usłyszałam dzwonek do drzwi. W moim żołądku chyba trwała trzecia wojna światowa, tak mocno odczuwałam motylki. Gdy otworzyłam drzwi wejściowe od mieszkania ukazał mi się on. Cholernie wysoki, nieziemsko przystojny, jak zawsze z tym swoim rozbrajającym uśmiechem Wojtek. Na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech.

- Okej to jest pierwszy raz, gdy tak cieszysz się na mój widok. - Zaśmiał się.
- Nie pierwszy. - Zawtórowałam mu.
- Chodź tu ty moja kaleko. - Powiedział i mnie mocno przytulił.

     Miał świetne perfumy. Jak zawsze z resztą. Wtuliłam się w niego. A gdy zaczął nami delikatnie kołysać, poczułam się jeszcze lepiej. W końcu musiałam się od niego odsunąć.

- Nie gadaj, że się stęskniłeś za mną od wtorku?
- Może trochę. W Sumie i tak mam wolne bo do rozpoczęcia sezonu zostały dwa miesiące, a tak tylko w Lubinie siedziałem na tyłku i nic nie robiłem, więc pomyślałem sobie, że wpadnę.
- Bardzo dobrze zrobiłeś. - Wyszczerzyłam ząbki.  - chcesz coś do jedzenia, picia?
- Właściwie nie. Chciałem cię porwać na mały wypadzik po Gdańsku i po Sopocie, może zahaczymy też o Gdynię.
- A nie jesteś zmęczony po takiej drodze? - Spytałam.
- Co ty. Taka droga to nie droga.
- No tak, przecież gadam z podróżnikiem. - Zaśmiałam się.
- Oj Domcia, Domcia. -  Westchnął wyszczerzony jak zawsze.

      Po chwili byliśmy już w drodze. Zerkałam na siatkarza co jakiś czas z uśmiechem. Nie wierzyłam w to, że on od tak wsiadł w samochód i przyjechał.

- Właściwie, gdzie się zatrzymałeś?
- W Golden Tulipie niedaleko Ergo Areny.
- Tam nocują zazwyczaj wszyscy sportowcy. - Stwierdziłam.
- Ta jaka znawczyni. - Parsknął śmiechem.
- Trzeba być trochę obytym w temacie. - Spojrzałam na niego.

    W końcu gdy Wojtek załatwił wszystkie formalności z noclegiem i odniósł bagaż pojechaliśmy sobie na Stare Miasto. Tam  pokierowaliśmy się na Długą. Rozmawialiśmy sobie o wszystkim, śmialiśmy się i żartowaliśmy. Dla zabawy poszliśmy do pewnego ulicznego artysty, żeby zrobił nasze karykatury. Efekt tego był genialny po prostu. Z pięknymi rysunkami poszliśmy sobie pod fontannę Neptuna, pod którą było się bardzo ciężko dostać. Nam się udało. Zrobił nam zdjęcie, które opublikował, podpisując:

"Zwiedzanie Trójmiasta w doborowym towarzystwie😍😃😎 #WłodiOnTour #ZwiedzamPolszę #polishboy #polishgirl"

Potem pokierowaliśmy się na gdańskie koło widokowe. Z racji tego, że to była jedna z największych atrakcji tego miasta, musieliśmy swoje w kolejce odczekać. Oczywiście nie obyło się bez sprzeczki o to, kto za co płaci. 

- Włodi nie ma mowy, płacę za siebie. 
- A proszę Cię! - Prychnął. - Ja cię zaprosiłem, więc ja płacę. 
- Nie ma mowy. - Zaśmiałam się. - Proszę policzyć osobno. - Powiedziałam do kasjerki. 
- Proszę policzyć razem, ja zapłacę. - Zaraz dodał mój towarzysz. 

Spiorunowałam go automatycznie wzrokiem. W Końcu się poddałam. 

- To był ostatni raz jak za mnie płaciłeś. - Mruknęłam, gdy odeszliśmy już z wejściówkami. 
- Kochana, jak jesteś gdzieś ze mną, to nie płacisz nawet złamanego grosza, żeby to było jasne. 
- Jeszcze zobaczymy. - Mruknęłam i spojrzałam na niego z uśmiechem. 
- Dobra, krasnalu wchodzimy. - Uśmiechnął się, po czym pokierowaliśmy się do kabiny. 

     Musiałam przyznać widoki z tego diabelskiego młynu był obłędny, a im wyżej byliśmy, tym piękniejsza robiła się panorama Gdańska. Rozglądałam się na wszystkie możliwe strony i podobnie jak przyjmujący Cuprum, robiłam masę zdjęć.  
     Spojrzałam na niego ukradkiem. Patrzył się na mnie z uśmiechem. 

- Co? - Spytałam. 
- Pierwszy raz Cię taką widzę.
- Jaką? 
- Szczęśliwą? Naprawdę.                   
                                                                                                        - Bo może jestem. - Odpowiedziałam, patrząc na niego. 

   Chłopak odwzajemnił gest od razu. Gdy przejażdżka dobiegła końca, poszliśmy sobie nad Motławę. Poczułam jak niepewnie Wojtka dłoń muska moją. W końcu siatkarz zdecydował się na nieco odważniejszy ruch i splótł mocno nasze dłonie. Spojrzałam na niego z uśmiechem i ułożyłam swoją dłoń, tak żeby pasowała do uścisku. Tak sobie własnie spacerowaliśmy, a najlepsze było to, że nam obojgu to pasowało. W końcu usiedliśmy sobie na murku nieopodal hotelu Hilton na Targu Rybnym i przypatrywaliśmy się rzece. Panowała cisza, ale była ona przyjemna.

- Jest po szesnastej, przydałoby się jakiś obiad zjeść, co nie? - Spytał po chwili.
- Całkiem niezły pomysł, ci powiem. - Przytaknęłam.
- To chodź, zjemy coś, a potem może skoczymy do kina?
- W sumie nic ciekawego nie mają w repertuarze.
- To wtedy uderzamy na Sopot?
- No pewnie. - Odpowiedziałam.

      Po paru sekundach zeszliśmy z murku i poszliśmy do pobliskiej restauracji. Postawiliśmy tego dnia na kuchnie włoska i na pizzę. Po zjedzeniu niezbyt zdrowego i adekwatnego do diety siatkarza posiłku, poszliśmy do samochodu i ruszyliśmy na Sopot.

- A jak tam w Lubinie? już się zaaklimatyzowałeś?
- Takie rzeczy to akurat nie problem dla mnie. - Odpowiedział. - Poszło szybko i bezboleśnie.
- Tyle dobrego.
- Już patrzyłaś na terminarz?
- No coś tam zerkałam. - Zaśmiałam sie. - w grudniu u nas gracie.
- W sumie niedługo.
- No pewnie. Co to jest... trzy miesiące. - Uśmiechnęłam się.

    Chłopak chyba zrozumiał ironie i mi zawtórował. Ponownie splótł mocno nasze dłonie i się uśmiechnął. A mówiłaś, Domcia, że w najbliższej przyszłości nie ma na co liczyć. Taaa. Jasne. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do celu. Wysiedliśmy z auta i poszliśmy sobie w stronę Monciaka, który jak zawsze przyciągał masę turystów. A że pogoda jeszcze dopisywała to już w ogóle przewijały się tam tłumy.

- A kupi pan kwiata dla swojej połówki! Dla takiej pięknej damy to by wypadało! - Zawołał do Wojtka jakiś starszy pan, który sprzedawał kwiatki.
- A wie Pan co... - Posłał mi uśmiech, a potem podszedł do mężczyzny, po czym po chwili wrócił do mnie z fioletową różą. - Proszę bardzo. - Wręczył mi ją.
- Dziękuję -  Zaśmiałam się pod nosem i ją wzięłam.

     To była prawda, była przepiękna. Tym razem ja zrobiłam nam zdjęcie, ale go nigdzie nie opublikowałam. Poszliśmy wgłąb ulicy. Podziwialiśmy, jak dzieciaki robiły ogromne mydlane bańki. W końcu pokierowaliśmy się na Molo, za które musieliśmy i tak zapłacić. To znaczy Wojtek płacił, bo by chyba piany w pysku dostał, gdym za coś bym z własnej kieszeni zapłaciła. Gdy znaleźliśmy obie wolną ławkę, to usiedliśmy sobie. Po krótkim odpoczynku poszliśmy dalej. Dotarliśmy do końca sopockiego Mola. Oparłam się o barierki i spojrzałam na siatkarza.

- Pięknie tu jest. - Stwierdził.
- Sopot od początku był dla nas ulubionym miejscem. - Szepnęłam.
- Faktycznie, jak zabrałem cię na spacer to też do Sopotu. - Uśmiechnął się szeroko.

Obróciłam się i zaczęłam obserwować Bałtyk. Bryza delikatnie rozwiewała mi włosy. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś mnie obejmuje od tyłu. Doskonale wiedziałam, że był to Włodarczyk, więc oparłam głowę o jego tors. Wtem poczułam dodatkowo składany pocałunek na moich włosach. Uśmiechnęłam się na ten gest. Obróciłam się do niego. Siatkarz zagarnął włosy za moje lewe ucho i pogłaskał po policzku. Schylił się i zaczął się zbliżać. Gdy dystans między nami zaczął się zmniejszać i już prawie nadchodził punkt kulminacyjny tego wszystkiego, zadzwonił mój telefon. NOSZ KURWA MAĆ! 


_____________________________

Witam Was po długiej nieobecności. Wiem. Zawaliłam. 
Jednak mam nadzieję, ze jeszcze tu jesteście i może ktoś to przeczyta... 
Najmocniej przepraszam.