niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 17: Dlaczego ja?

Kiedy ON zaczepił mnie po meczu, coś we mnie pękło. Miał pretekst, żeby mnie zaczepić, zamienić kilka słów. A mianowicie mój telefon był tym pretekstem, który jakimś cudem zgubiłam, a on go przypadkiem znalazł. Jednak ten u góry chyba coś knuje przeciwko mi. Podczas jazdy do domu, gapiłam się pustym wzrokiem przez szybę i myślałam o tym wszystkim. Wzięłam głęboki oddech. Czułam, że robiło mi się niedobrze.

- Domcia wszystko w porządku? - Spytała szeptem moja przyjaciółka.
- Tak... Trochę mi niedobrze, ale zaraz mi przejdzie. - posłałam jej delikatny uśmiech.
- Nadal o tym myślisz?
- Aż tak to po mnie widać? - Spojrzałam na nią.
- No trochę...
- Świetnie.
- Dominika nie dręcz się. To nie ty zawiniłaś tylko on.
- Ale być może za ostro go potraktowałam.
- Halo Doma! On leciał na dwa fronty nie ty! Obudź się. - potrząsnęła mną
- Weź mnie zostaw. - Zaśmiałam się.
- A ten policzek, o którym mówił mu się należał.
- W moim domu. - Mruknęłam.
- Co!?
- Na oczach rodziców. Żebyś widziała ich miny. - Zaśmiałam się cicho.
- Pewnie były bezcenne. - Zawtórowała mi. - chciałabym to zobaczyć.
- Uwierz mi, nie chciałabyś. - Szepnęłam. - Teraz z tego się śmieję, ale wtedy płakałam żywymi łzami.
- Wiem. - szepnęła.

Po niespełna godzinie byłyśmy w Grudziądzu. Położyłyśmy się na łóżku i tak leżałyśmy. Gapiłam się w sufit ze łzami w oczach. Po cichu zaczęły spływać po moich policzkach. Nawet ich nie wycierałam. Tylko maskowałam się jak mogłam, żeby Kamila nie słyszała, że płaczę. Wzięłam telefon do ręki. Zaczęłam przeglądać wszystkie zdjęcia i zapisane snapy. W tym moje i Wojtka. Coś we mnie pękło. Znowu zaczęłam za nim tęsknić, rozmyślać nad tym "co by było gdyby". Podniosłam się z łóżka i wyszłam na balkon. Wzięłam głęboki oddech i przetarłam twarz. Oparłam się o barierkę.

- Dalej się dręczysz? - Usłyszałam swoją najlepszą przyjaciółkę.

Nie wytrzymałam i zalałam się łzami. Kucnęłam i oparłam się o ścianę. Schowałam twarz w dłoniach.

- Domcia. - Wyszeptała i kucnęła przy mnie.

Poczułam jak mnie mocno przytula i głaszcze po ramieniu. Płakałam jej w ramię.

- No już, słońce... Nie płacz, łzy tu nie pomogą.
- Ale to boli... - szepnęłam.
- Ja wiem i mogę sobie tylko wyobrazić, co czujesz i przez co przechodzisz, ale musisz być silna. Nie możesz okazać mu słabości. - Wyszeptała. - nie możesz pokazać mu swoich łez.
- Kamcia... ja przez te miesiące zgrywałam twardzielkę, żeby jakoś się pozbierać, ale kiedy on nas zaczepił... Ten incydent u mnie w domu przetrwałam, ale potem też wylewałam łzy jak idiotka. Teraz sytuacja wygląda dokładnie tak samo.
- Ale Dominika...
- Nigdy nie byłam wredną suką. Nawet w takich sytuacjach. Teraz też nie potrafię. Choćbym nie wiem jak chciała. - Dodałam.
- Wiem... znam cię zbyt dobrze, ale myślałam, że chociaż tego tak łatwo nie zostawisz.
- Już dostał za swoje. Na tym koniec. - wyszeptałam. - Nie chcę się mścić, nie chcę taka być.
- Nie musisz... - powiedziała. - No już chodź do środka Domcia.
- Muszę zaciągnąć świeżego powietrza.
- Posiedzieć z Tobą?
- Jakbyś chciała. - Odpowiedziałam i spojrzałam na nią.

Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i usiadła obok mnie. Wtedy już miałam stuprocentową pewność, że Kamila jest moją najlepszą przyjaciółką, której niejeden człowiek ze świecą szuka przez lata. Przez dobrą godzinę siedziałyśmy w milczeniu. Ale tu nie były nawet potrzebne słowa. Z Kamilą dobrze rozumiałyśmy się bez słów. Spojrzałam na nią z delikatnym uśmiechem. Nie dość, że Skra była naszym ukochanym klubem, lubiłyśmy dosłownie te same rzeczy, to rozumiałyśmy się niemalże telepatycznie. W końcu wróciłyśmy do pokoju i położyłyśmy się spać. 

~*~

Był wtorek. Już było po Memoriale, który wygrała nasza reprezentacja, z czego ja i Kamila bardzo się cieszyłyśmy. Rano się obudziłam i pierwsze co słyszałam to swój telefon. Ktoś się dobijał jak szalony i nie dawał za wygraną. 

- Kacper, co jest takiego ważnego, że dzwonisz o siódmej rano? - Ziewnęłam. 
- No jest sporo ważnego. 
- Mianowicie? 
- Jadę do Grudziądza, nie jadę sam. Bądźcie gdzieś tak o dziesiątej przy Macu.
- Jezus Maria Kacper coś ty znowu odjebał za manianę. - Jęknęłam. 
- Co się dzieje? - Spytała Kamila. 
- Mamy być o dziesiątej przy Macu. Kacper przyjeżdża i ktoś jeszcze. 
- O dziesiątej?! Kacper co ty teraz dajesz? 
- No serio mówię. - odezwałam się.- Dobra będziemy, ale nie licz na ciepłe powitanie. - Powiedziałam do telefonu. 
- Jasne. - Zaśmiał się. -  To do zobaczenia. 
- Jasne. - Mruknęłam i się rozłączyłam. - Dobra to jest dziwne. 
- Czemu? 
- Powiedział, że nie jedzie sam. - Spojrzałam na nią. 
- To co? - Spytała.
- W sumie. - Mruknęłam. - To chyba czas się ubierać. 

Od samego rana był gorąc w Grudziądzu, więc obie postawiłyśmy na szorty. Ja na niebieskie, a Kamila w kolorze jasnego jeansu. Do tego białe bokserki, małe torebki i mogłyśmy iść. Włosy Kamila związała w wysoką kitkę, a ja zostawiłam je rozpuszczone. Zrobiłyśmy jeszcze w domu porządek, żeby mama blondynki nie męczyła się z tym po pracy.

- Gotowa? - Spytała przyjaciółka.
- Jasne. - Odpowiedziałam. - Idziemy. - Spojrzałam na nią. 

Zamknęłyśmy mieszkanie i poszłyśmy we wskazane miejsce. Po drodze kupiłyśmy sobie po półlitrowej wodzie, bo lał się z nieba okropny gorąc. Kiedy w końcu tam dotarłyśmy, musiałyśmy jeszcze dobre 15 minut poczekać, aż podjechało auto.  W końcu wysiadł z niego Kacper. Kiedy otworzyły się drzwi pasażera dosłownie zrzędła mi mina. 

- Ja chyba źle widzę. - Jęknęłam. 
- Nie ty jedna. - Mruknęła.

Obie patrzyłyśmy z rozdziawionymi minami na Kacpra i jego towarzysza, którym okazał się nikt inny, jak Wojtek. Spojrzałam szybko na Kamilę.

 - Ja chyba idę do domu. - Powiedziałam i się zawróciłam. 
- Domcia nawet się nie waż. - usłyszałam Kacpra. 

Wywróciłam oczami i się z powrotem obróciłam. Spojrzałam na niego wrogo.

- I ty Brutusie przeciwko mnie? - Spytałam. 
- Jeszcze mi za to podziękujesz.
- Wątpię. - Warknęłam. 
- Kamila idziesz ze mną, a tych dwoje zostawiamy samych sobie. - Dodał.
W tym momencie myślałam, że go wzrokiem zabiję. 

Po chwili zostaliśmy sami. Patrzyłam się każdą możliwą stronę byle nie na niego. 

- Nie ty jedna o niczym nie wiedziałaś.
- Uważaj, bo uwierzę. - Prychnęłam. - Serio? - Spytałam po chwili.
- Myślisz, że dobrowolnie bym jechał od razu po Memoriale? 
- Z Tobą wszystko jest możliwe. 
- Skąd wiesz?
- Zdążyłam się o tym przekonać. - Odpowiedziałam.
- Możesz w końcu na mnie spojrzeć? 
- Jakoś nie mam ochoty. - Mruknęłam.
- Domcia...
- Bawi Cię ta sytuacja? - Spytałam i w końcu na niego spojrzałam. 
- Trochę. Bo nieźle nas obojga wkręcili. - Uśmiechnął się niemal niezauważalnie.

Mimowolnie zaśmiałam się pod nosem. Poszliśmy nad Wisłę. W ciszy, bo o czym niby mieliśmy rozmawiać? Westchnęłam cicho.

- Nie zamierzasz się do mnie odezwać? 
- A o czym mam z tobą rozmawiać? - Spojrzałam na niego. - O tym jak mogłeś być takim padalcem i świnią, żeby coś takiego zrobić? 
- Dobra ja wiem, że nawaliłem i spierdoliłem, ale...
- Ale co? Jesteś skreślony Wojtek. Myślisz, że ci to ujdzie na sucho? 
- Nie, ale...
- Co? 
- No chyba możemy dogadać się jak ludzie, a nie żreć się jak dwa psy. W dodatku w środku miasta. - dodał. - Domcia, zasłużyłem sobie dosłownie na wszystko. Już i tak cała Skra mnie opierdzieliła, Kamila mało co ringu przy szatniach nie zrobiła i chciała mi wyjebać tak, że pewnie bym gwiazdki zobaczył. 
- Gdybym jej nie odciągnęła to byś pewnie zarobił i to nie raz.
- To dlaczego tego nie zrobiłaś? 
- Bo nie jestem mściwa. - Odpowiedziałam. - Nie jestem wredną suką. Nigdy nie byłam, ale nie dam sobą pomiatać. 
- To już wiem nie od dziś. 
- Nie udawaj, że mnie znasz, bo mnie nie znasz. 
- No tak dobrze jak Kamila, to cię nie znam. Fakt, ale trochę jednak znam. 
- Tak ci się tylko wydaje. Wojtek jaki cel ma mieć ta rozmowa? 
- Zakopania toporu między nami. - na te słowa prychnęłam. 
- Sory, ale w tym momencie to sobie chyba ze mnie kpisz. - Powiedziałam. 
- Nie kpię. Po prostu chcę to jakoś wynagrodzić. 
- Tu nie ma co wynagradzać. - Powiedziałam. - To jest bez sensu. - Jeknęłam i się zawróciłam. 
- Domcia... - Złapał mnie za ramię.
- Nie dotykaj mnie - warknęłam. - Lepiej zajmij się Olą. - Dodałam.

Zobaczyłam jak rzędzie mu mina. Szybko poszłam w drugą stronę i napisałam Kamili SMS-a, że wracam do domu. W pewnym momencie uslyszalam jego krzyk i jak uderza o coś. Stanęłam i się obróciłam. Stał oparty o lampę. 
Podejść czy nie podejść? Moje myśli biły się ze sobą. W końcu do niego podeszłam.

- Ja wiem, że to moja wina, i że to ja zjebałem wszystko, ale każdy chyba zasługuje na drugą szansę nie? - Spytal. Było widać, że ma tego dość.
- Tylko problem jest taki, że ja nie chcę ponownie pakować się w takie bagno. Już raz się wpakowałam i zobacz jak to teraz wygląda. - Jęknęłam.
- To chociaż mi wybacz. Za każdym razem, próbuję to naprawić, ale pokazujesz mi, że nie ma co. 
- Myślisz, że wybaczyć znaczy zapomnieć? - Spytałam. - Pomyślałes w tym wszystkim chociaż raz jak ja się czułam w tym wszystkim? Zrobiłeś że mnie idiotkę, która uwierzyła, że jakiś siatkarz mógł się nią faktycznie zainteresować. A ty się po prostu mną bawiłeś i bawiłbyś się dalej, gdybym wtedy się nie dowiedziała. - Wyszeptałam ze łzami w oczach. 
- Domcia...
- Powiedz mi tylko jedno.
- Co? - Spytał i spojrzał na mnie, po czym do mnie podszedł.
- Dlaczego ja? Co ja ci takiego zrobiłam, będąc tylko wiernym kibicem Skry? - zapytałam. - czym zawiniłam?

Postanowiliśmy usiąść na ławce, a nie stać jak ostatni idioci.

- Niczym, gluptasie. - Szepnął i pogłaskał mnie po policzku, ale wtedy się odsunęłam. - Chyba byłem zbyt głupi, żeby dostrzec fakt, że tobie zależało.
- A tobie zależało?
- Z początku nie. Myślałem, że kolejna hotka się napatoczyła, ale po naszym pierwszym spacerze... I tak na to już za późno. - Westchnął. 
- Niestety. - Wyszeptałam. 
Wytarlam szybko policzek.
- Nie płacz. Bo i zaraz ja pęknę, a facetowi nie wypada. - Poprosił. 
- To że facet płacze nie znaczy, że jest cipą, znaczy, że ma uczucia. - Powiedziałam.
- Chcę tylko, żebyś wiedziała, że przepraszam. Nie chciałem, żebyś płakała.
- A wyszło jak zwykle. - Dodałam.
- Jak zawszez resztą. Dominika...
- Co? - Spytałam.
- Jesteś w stanie mi wybaczyć? - Spojrzał na mnie.
- Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami. 

Zgarbiłam się. Oparłam łokcie o kolana i schowałam twarz w dłoniach. Przetarłam ją i odgarnęłam włosy z twarzy. Poczułam jak kładzie dłoń na moich plecach. Dosłownie zjeżyłam się. Tym samym siatkarz się wycofał. Chociaż Kamila fajnie spędza czas, pomyślałam. Myślałam też nad tym, czy mu wybaczyć. W końcu to co powiedział brzmiało szczerze i prawdziwie. Poczułam jak ponownie moje łzy zaczęły spływać. Nie kontrolowałam tego. 

- Dominika, nie płacz... Proszę.
- Jesteś sukinsynem, wiesz? - Spytałam.
- Wiem... Ale z twoich ust brzmi to jeszcze gorzej, niż od jakiejkolwiek innej dziewczyny.
- Nie obchodzą mnie inne. - Mruknęłam.
- Mnie też nie. 
- A co z Olą?
- Skończyłem to tak szybko, jak było można. Nie obchodzi mnie ta dziewczyna. - Powiedział.
- Jak ja mam ci wierzyć? - Spojrzałam na niego w końcu. 

Nie odpowiedział. Otarł tylko mój policzek. Westchnęłam cicho. 

- Ostatni raz ci wybaczam. Pierwszy i ostatni. - Powiedziałam. - Następnego nie będzie.
- Co? - Spytał jak oniemiały.
- Wybaczam ci. Nie daje ci szansy, ale wybaczam. 
- Domcia... - Wyszeptał i mnie mocno przytulił. 

I wtedy coś we mnie pękło. Rozpłakałam się jak dziecko. Czułam jak głaskał mnie po włosach i plecach. Odsunęłam się od niego. Dostrzegłam na jego policzkach łzy. Wytarłam je szybko. 

- Czyli z nas nic nie będzie? 
- Nie wiem. Teraz na pewno nie. - Odpowiedziałam. 
- Dlaczego?
- Bo ci nie ufam. - Szepnęłam i wstałam.

Zobaczyłam z oddali Kacpra i Kamilę. Po paru minutach byli obok nas.

- O widzę, że się nie pozabijaliście. - Powiedział wesoło libero PGE Skry.

Spojrzałam wtedy na Kamilę. Od razu dała mi do zrozumienia, że widzi w jakim jestem stanie.

- Wszystko w porządku? - Spytał Kacper. - Domcia płakałaś? Zapuchnięte oczy masz.
- Mam uczulenie na Włodiego, czego oczekiwałeś? - Spytałam z delikatnym uśmiechem.
- Smarkula.
- Pajac.
- Małolata.
- Frajer.
- Łajza.
- Kretyn. - Mruknęłam do Włodarczyka.
- Taaa jesteśmy w domu - Zaśmiał się Piechocki. - Chodźmy coś zjeść co? Na co macie ochotę? Bo ja bym wpieprzył kebsa, ale takiego konkretnego. 
- No to chyba znam dobre miejsce. - Odezwała się moja przyjaciółka.
- A wy co zjecie? 
- Kebs razy 4! - Zawołał Włodi. 

Zaśmiałam się mimowolnie. Coś mi mówiło, że tego dnia nie zapomnę dłuuugo. 

niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 16: Memoriał Wagnera

Ta sytuacja z Włodarczykiem nie miała mieć miejsca. Wcale. Zbliżał się dzień, w którym miał się rozpocząć XIII Memoriał Wagnera w Toruniu. Byłam do tego czasu u Kamili w Grudziądzu.

- I jak tam humor dopisuje? - Spytała Kamila.
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się. - Jak na razie. Wiesz. Nie wiedziałam, że on będzie powołany. Tak to bym nie jechała.
- Oj daj spokój nie jedziesz dla niego, tylko żeby kibicować.
- No jo, ale to nie jest dla mnie fajny widok. - Powiedziałam.
- Wiem. - Mruknęła. - Ale tego dnia błagam. Bez skakania sobie do gardeł.
- Ja nawet nie zamierzam się do niego zbliżać. - stwierdziłam i spakowałam biało-czerwony szalik do torby.

Po spakowaniu się do Torunia jak zwykle zrobiłyśmy sobie seans filmowy. Padło na horrory jak zwykle. W pewnym momencie ktoś zadzwonił do przyjaciółki na skypa.

- No serio kto to?
- Kacper...- mruknęła i kliknęła zieloną słuchawkę. - No siema co jest?
- No siema. O Domcia!
- Siema Piechu. - Zaśmiałam się. - Co tam?
- A tak dzwonię pogadać. - Uśmiechnął się. - Wybieracie się na Memoriał, co?
- A no. - Odpowiedziała Kamila. - A ty?
- Może wpadnę. - Zaśmiał się. - A jak tam Dominika się trzymasz?
- Oj dajcie spokój. Toż to nie koniec świata. Dobrze. Póki co. A ty co? Obijasz się?
- A no tak. Trochę można? O której jutro będziecie w Toruniu?
- Jakoś koło 14, a co?
- To może skoczymy szybko na lody czy coś? Dawno się nie widzieliśmy.
- No spoko to możemy przyjechać w sumie jednym pociągiem wcześniej. - Stwierdziłam i spojrzałam na Kamilę.
- No pewnie. Fajnie będzie.
- To spoko - uśmiechnął się szeroko.

Chwilę jeszcze pogadaliśmy i pośmialiśmy się, a potem wróciłyśmy do oglądania filmu. Nie obyło się też bez alkoholu.

- Nasze mamy nas w końcu wyklną. Co sie widzimy to pijemy. - Zaśmiałam się
- Alkoholiczki. - zawtórowała mi. - Ale serio. Demoralizujesz mnie,
- Ja?! A kto non stop chce pić? - Spojrzałam na nią dalej się śmiejąc.

Poszłyśmy spać około 1 w nocy. Następnego dnia, gdy zjadłyśmy śniadanie umalowałyśmy się i ubrałyśmy, po czym pojechałyśmy do Torunia. Robiłyśmy od groma snapów i zdjęć. Po dwóch godzinach dojechałyśmy do Torunia Wschodniego. Wysiadłyśmy z pociągu.

- No to jak teraz idziemy? - Spytałam i włączyłam nawigację.
- Trzy kroki do przodu.
- Jaja sobie robisz? - Spytałam i spojrzałam na nią.
- Nie. - Odpowiedziała z uśmiechem.
- Hej dziewczyny! - Usłyszałyśmy Kacpra.
- O hej! - zawołałam.

Podeszłyśmy do niego i się przytuliłyśmy.

- Domcia jaka ty opalona?
- Szalało się na plaży i grało. - Zaśmiałam się. - Ale obyło się bez oparzeń.
- Tyle dobrego. Jak egzaminy?!
- No zdałam, zdałam. - Wyszczerzyłam się. 95% i 90%.
- No to moje gratulacje! A teraz jazda na lody. - powiedział.

Zaśmialiśmy się wszyscy. Poszliśmy sobie do Lenkiewicza . Usiedliśmy sobie na zewnątrz i zaczęliśmy jeść. Rozmawialiśmy dużo i się śmiałyśmy.

- Na całe 3 dni jesteście?
- Nie no co ty. Tylko dzisiaj. Tyle hajsu nie mamy - powiedziałam. - Ale może w tym sezonie jakoś wpadniemy do Łodzi albo Bełchatowa, ale to większe kombinowanie niż tu.
- No wyobrażam sobie. Ty z Gdańska, ty z Grudziądza to łatwo nie będzie. Nie zgadniecie, kto się o was pytał.
- No zaskocz nas.
- Facu.
- Facu?! - obie spytałyśmy z szokowane. - A co on chciał?
- Chyba was serio zaczął kojarzyć jak Kamcia się z nim pokłóciła, tobie życzenia składał. - Zaśmiał się.
- Takie gwiazdy. - Zaśmiałam się głośno. - W sumie beka.
- No i to jaka. To tym bardziej trzeba wpaść.
- No. - Odpowiedziałam.

Po krótkim epizodzie w lodziarni poszliśmy do nowej areny w Toruniu. Zajęłyśmy swoje miejsca. Jak się okazało Kacper siedział przy nas. Zrobił nam zdjęcie. 

"Dawno niewidziane koleżanki zawsze dobrze widzieć! #MemoriałWagnera #Toruń"

Niedługo po tym Marek Magiera zaczął zagrzewać publiczność do kibicowania. Pierwszy mecz grał Iran z Francją. Cała nasza trójka kibicowała Francji i nie tylko ze względu na Niko Marechala. 
Świetnie się bawiliśmy podczas meczu. Francuzi nie dali szans Persom nawet szans w jednym secie i szybko wygrali z nimi 3:0. Po nim właśnie podeszliśmy śmiało do barierek. Ja jeszcze szybko założyłam koszulkę Skry i byłam zadowolona. Po chwili Niko do nas podszedł i przywitał się z Kacprem, a potem z nami. Zrobiłam sobie z nim zdjęcie. Potem Paulina. Niestety długo nie porozmawialiśmy, ponieważ miała się rozpocząć ceremonia otwarcia Memoriału. Staliśmy przy barierkach i słuchaliśmy jak Magiera przedstawia wszystkie drużyny, a oprócz nich była jeszcze Japonia no i oczywiście Polska. Po odsłuchaniu i odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego poszliśmy na swoje siedzenia. 

- I jak się bawicie? 
- My jak zawsze zajebiście. - Powiedziałam z uśmiechem. - Spytaj Kamilę.
- Zajebiście to za mało powiedziane. - Powiedziała szybko. 
Zareagowaliśmy na to śmiechem. 
- To jest jej pierwszy mecz reprezentacji. 
- Serio?! 
- mój drugi. - Dodałam.
- Jak to?!
- Pytaj naszych rodziców. - Odpowiedziała moja przyjaciółka. 

Niedługo nadszedł moment, kiedy usłyszałam "Zawsze tam gdzie ty". Łzy napłynęły mi do oczu. Siatkarze się rozgrzewali, a my na stojąco z barwami wysoko uniesionymi w górę zaczęliśmy śpiewać. To był moment, na który czekałam od maja. Po zaśpiewaniu z całą halą ponownie usiedliśmy.


- Czekałam na ten moment od maja! Jak byłam w Ergo Arenie to nie puścili. - Jęknęłam. 
- No co ty? Toć to świętość. 
- No wiem! O matko aż mam łzy w oczach. - Zaśmiałam się.
- A jak się zjeżyłaś. - zauważyła Kamila. 
- Co się dziwisz. - Uśmiechnął się Kacper. 
- Nieczęsto w roli kibica co? - Spytałam.
- No nie, ale atmosfera za każdym razem to petarda. 
- No wiem. - Uśmiechnęłam się. 

I po kilku minutach nadszedł czas na odśpiewanie hymnów. Najpierw jak zawsze hymn gości, czyli Japonii, a potem Mazurek Dąbrowskiego. Jak zawsze a capella i jak zawsze to była magia w tym momencie. Usiedliśmy na krzesełkach. 
Zaczęli przedstawiać podstawowe szóstki. Mecz rozpoczęliśmy podstawowym składem. Na rozegraniu był Drzyzga, na ataku Kuraś, na środku Bieniek i Pit, na przyjęciu Michał Kubiak i Buszek, a na libero tradycyjnie Paweł Zatorski. Jednak było widać, że nasi podstawowi zawodnicy mieli dość ciężkie nogi i grali troszeczkę ospale, co odzwierciedlał wynik 19:16 i 25:24 dla Japonii. nasze Orły jednak postawiły w dość nerwowej końcówce się odgryźć i wygrali pierwszego seta na przewagi 28:26.
W kwadracie dla rezerwowych stał Włodarczyk i ciągle z Karolem i Andrzejem się naszą stronę patrzyli. Zauważyłąm to. Kamila tak samo.

- Spokojnie Domcia. - szepnęła.
- Właśnie, nie zwracaj na niego zbytnio uwagi. - poparł Kacper. 
- Dzięki. - Mruknęłam. 

Nie była to dla mnie łatwa sytuacja, ale jakoś udało mi się skutecznie odwrócić uwagę od niego i skupić na meczu. 
W drugiej partii początek gry po naszej stronie wyglądał zdecydowanie lepiej niż po stronie Japończyków. W drugiej połowie seta przy stanie 15:12, Antiga mógł odetchnąć i zaczął rotować składem. Po udanych atakach Kurka zastąpił Dawid Konarski, a Fabiana Drzyzgę Grzesiek Łomacz, a za Buszka pojawił się Artur Szalpuk. Okazało się, że gra z tymi zawodnikami okazała się jeszcze lepsza niż dotychczas. W partii wygranej do 15 było widać, że mistrzowie świata grają na co dzień w innej lidze niż Japończycy.
W trzecim secie pojawił się dawno nie widziany na parkietach, wykluczony dotychczas przez kontuzję Karol Kłos, a na libero pojawił się Piotrek Gacek. Dalej też grał Artur Szalpuk. Graliśmy na spokojnie, bez żadnej nerwówki. Set zakończył się 25:18. Wygraliśmy 3:0.
To była euforia wszystkich kibiców zebranych w hali. Szybko z Pauliną zeszłyśmy do barierek. Wiadomo Kacper wbił się na boisko, więc on nie musiał się przepychać przez setki kibiców. Ja zaś w końcu doczekałam się wymarzonego zdjęcia z Stephanem Antigą, autografu Pita oraz Marcina Możdżonka. 

- Mama do mnie pisze. Już czekają na parkingu. 
- Dobra to się zwijamy. Ale gdzie jest Kacper? - Spytałam. 
- Gada z Karolem, Andrzejem i... Włodim. 
- Zawołam go. - podeszłam do maksymalnej bliskości. - Kacper! 

Chłopak usłyszał to i podszedł do nas. 

- Co jest? 
- My już będziemy uciekać, bo rodzice Kamili czekają już na parkingu. - Powiedziałam.
- Już? Szkoda... - mruknął. - No nic jedźcie ostrożnie, co? 
- Siema gwiazdy! - Podeszła święta trójca, a odezwał się Wrona. 
- O ile pamiętacie, to jest Dominika a to Kamila. Koleżanki z Gdańska!
- A tak pamiętam! - Zawołał Karol. - Tylko tym razem nie zabij mnie wzrokiem.- zaśmiał się Karol do Kamci. 
- Spoko, tym razem funkcja bazyliszek wyłączona. - zawtórowała mi. 
- O widzę Dominika koszulka Skry. 
- A jak.  - Uśmiechnęłam się do Kłosa. 

Do Włodarczyka żadne z nas się nie odzywało, co było plusem, chociaż i tak czasami nastawała niezręczna cisza. Zrobiłam nam wszystkim selfie. Każdy szczerzył się jak głupi do sera. 

- Jak się mecz podobał? - w końcu spytał. 
- Wyglądał trochę jak towarzyski meczyk dla was, ale był świetny. - Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Karola. 
- Prawie łatwo i szybko i po bólu. - dodała moja przyjaciółka. 
- Dobra my serio musimy się zwijać. 
- No dobra, to do zobaczenia wkrótce mam nadzieję.
- Na pewno. - Zaśmiałam się. 

Przytuliłyśmy się mocno z Kacprem, Andrzejem i Karolem. Spojrzałam na Wojtka. Ten na mnie. Zmierzyliśmy się jedynie wzrokiem. W końcu z przyjaciółką wyszłyśmy stamtąd. Jednak nasz spokój nie trwał krótko. 

- Dominika! - usłyszałam wołanie.
- Czy to... - szepnęła Kamila.
- Nieeee. - jęknęłam. 

Odwróciłam się i moja intuicja mnie nie zawiodła. Wojtek. 

- Co? - Spytałam. 
- Telefon byś zgubiła gapo. - powiedział i mi go oddał. 
- A. Dzięki. Patrz nawet nie poczułam, że mi wypadł. Skąd wiedziałeś, że to mój? 
- Wziąłem swój i zadzwoniłem. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem. 
- W sumie nie najgorsza opcja. Dzięki. - mruknęłam i się zawróciłam. 
- Dominika. 
- Czego jeszcze dusza pragnie? - Spojrzałam na niego. 

Czułam, że zaraz nadejdą mi łzy do oczu. Wzięłam głęboki oddech. 

- Fajnie było cię widzieć. 
- Nie powiedziałabym tego samego o tobie. - rzuciła moja przyjaciółka. 
- Kamcia...
- Nie. - wtrąciła. - Za to, jak potraktowałeś moją przyjaciółkę powinieneś w ryj dostać. I to tak, żebyś w końcu zszedł na ziemię, panie gwiazda. - warknęła. 
- Już dostałem. Od Domci. Po za tym to nie twoja sprawa. 
- Moja, bo ja ją przyciągnęłam niemalże za chabety na tą pieprzoną plażę Gotyku, żebyście się w końcu ogarnęli oboje. Ale jak widać nie byłeś warty ani sekundy. A dostałeś to chyba jeden raz za mało. 
- Dość! - krzyknęłam, kiedy Wojtek chciał coś odpowiedzieć. - Szkoda słów i nerwów na niego Kamcia. I tak go to nie zmieni. 
- Skąd wiesz? - Usłyszałam go. 
- Bo już raz się przejechałam jak Zabłocki na mydle. Podziękuję. - warknęłam. 
- I tak cię dopadnę! - warknęła.
- Idziemy. - wzięłam ją za rękę i szaprnęłam. 
- Domcia... - jęknął. 
- Masz coś jeszcze do dodania? Bo jak tak to lepiej by było na ring przejść. - Powiedziałam. - Jak nie to do bardzo nie szybkiego zobaczenia. Albo najlepiej, żadnego. - dodałam i poszłam.

Cudem udało mi się zaciągnąć Kamilę do samochodu, ale na szczęście wtedy się uspokoiła i mogłam już tylko marzyć o tym, żeby wrócić do domu.