niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 14: Kłamał mi w żywe oczy.

     Ten wyjazd do Torunia, to był najlepszy pomysł, na jaki Kamila mogła kiedykolwiek wpaść. Naprawdę nie sądziłam, że sprawy potoczą się w ten sposób. Nieoficjalnie mówiło się o nas jako parze, ale prawda była taka, że żadne z nas się nie określiło.
Mogłam się cieszyć z faktu, że po tym spotkaniu kontakt się nie urwał. Mimo że Wojtek świetnie bawił się w Stanach Zjednoczonych, a ja siedziałam i uczyłam się do pierwszego egzaminu zawodowego. Pomimo tych wszystkich wydarzeń musiałam jednak skupić się na powtarzaniu do teoretycznej części tej zmory. Zamiast chodzić na imprezy (jak połowa moich znajomych) siedziałam w domu i naprawdę się uczyłam. Rodzice nie mogli uwierzyć, że tak mnie coś natchnęło do nauki i byli naprawdę zdziwieni tą zmianą.
W końcu nadszedł ten sądny dzień. 24 czerwca. Co za tym szło? Egzamin zawodowy. Czułam się nieźle zestresowana, mimo powtórki wszystkiego od A do Z.

- Dominika masz wszystko? Czarne długopisy, ołówek?
- Tak mamo. - Westchnęłam.

Wzięłam głęboki oddech. Ubrałam balerinki i czarny kardigan na mundurek. Oczywiście każdy musiał przyjść w nienagannym stroju hotelarza. Składał się on z ołówkowej spódnicy, białej koszuli, krawatu i kamizelki. Włosy musiały być ładnie spięte, a makijaż naturalny.
Wzięłam swoją torebkę i telefon do ręki. Odblokowałam go. Były dwa SMSy. Od Kamci

"Powodzenia kochanie, złam długopis! :*"

Oraz ku mojemu niemałemu zdziwieniu od Wojtka:

"Powodzenia na egzaminie! :3"

Wyszczerzyłam się jak głupi do sera, patrząc na tę wiadomość. 

- A ty co taka uśmiechnięta? - Spytała moja rodzicielka.
- A nic, nic. - Powiedziałam szybko, nadal się uśmiechając.
- Kochanie znam ten wzrok, co jest? 
- O cholera muszę iść, bo się spóźnię! - Powiedziałam, gdy spojrzałam na zegarek. 
- Powodzenia córcia.
- Nie dziękuję. 

I tym sposobem szybciutko zmyłam się z domu. Nie chciałam nic mówić, żeby nie zapeszyć i nie robić Bóg wie ile hałasu, o tę całą sytuację. Na szczęście zdążyłam idealnie. Zdążyłam zostawić w portierni torebkę i telefon, wziąć potrzebne rzeczy i powędrować na trzecie piętro do pracowni hotelarskiej, gdzie miał odbyć się egzamin. 
Gdy już znalazłam swoją ławkę, usiadłam wygodnie i rozejrzałam się. Brakowało jeszcze paru osób. Dokładnie 5 minut później można było rozpocząć. Egzaminatorzy rozdali arkusze. Był to egzamin w formie testowej. na znak głównego egzaminatora wszyscy zaczęliśmy pisać. Gdy przejrzałam wszystkie pytania, uznałam, że naprawdę mogło być gorzej. Na spokojnie zaznaczałam sobie prawidłowe moim zdaniem odpowiedzi, a potem uważnie naniosłam je na arkusz odpowiedzi. Byłam zdziwiona, bo zajęło mi to dosłownie 40 minut, a czas pisania to 60 minut. Sprawdziłam jeszcze wszystko dokładnie i oddałam pracę. 
Kiedy wyszłam z sali, od razu poszłam do portierni po swoje rzeczy. Wzięłam telefon do ręki. Napisałam rodzicom, że poszło mi nawet dobrze. W pewnym momencie się z kimś zderzyłam.

- O przepraszam. - Mruknęłam, dalej patrząc w telefon i poszłam dalej. 
- No serio, żeby mnie nie poznać? - Usłyszałam znajomy mi głos. 
- Gwiazda powinna być na niebie, a nie szwendać się cholera wie gdzie. - Odpowiedziałam.
- Ouć, bolało. - Usłyszałam śmiech.


Uniosłam głowę i obróciłam się. Wytrzeszczyłam oczy, bo im nie wierzyłam. Znałam ten śmiech aż za dobrze. 

- Serio? - Zaśmiałam się. 

Od razu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie wiadomo czemu, też oczy zaszły mi łzami. Cieszyłam się na jego widok, ale te łzy... Coś nie halo.

- Hej. - Powiedziałam i zakryłam usta dłonią.
- No teraz lepiej. - Posłał mi swój niesamowity uśmiech Włodarczyk. 

Podeszłam do niego i bezpardonowo się przytuliłam. Tęskniłam za tym idiotą. Poczułam jak mnie mocno obejmuje i całuje we włosy. 

- Co ty tu robisz? - Spytałam nieco zdezorientowana. 
- Postanowiłem Cię odwiedzić, spytać jak poszło i zabrać Cię na obiad. - Odpowiedział wyszczerzony. 
- No nie gadaj, że tak się cieszysz, że mnie widzisz? - Poklepałam go po ramieniu. 
- No zupełnie jak ty. 
- Chciałbyś. - Pokazałam mu język
- A co, nie?! - Spytał "oburzony" .
- Powiedzmy. - Zaczęłam się śmiać, widząc jego minę. 
- O ty mała. 

Złapał mnie i uniósł, a potem obrócił wokół własnej osi. Zaczęłam piszczeć. Po chwili postawił mnie na chodniku. Z uśmiechem złożył delikatny pocałunek na moich ustach. 

- No dobra, to teraz opowiadaj, jak ci poszło! 
- No normalnie. - Uśmiechnęłam się.

W drodze do samochodu, a potem na obiad i podczas niego rozmawialiśmy jak najęci. Tematów nam nie brakowało. Siatkarz opowiadał, jak było w USA, a ja się uczyłam i w ogóle. 

- Idę do łazienki. 
- Jasne. - Puściłam mu oczko. 

Zostałam po chwili sama przy stoliku. Nagle zawibrował jego telefon. Jeden raz i drugi, trzeci i kolejny.  Moja ciekawość w tym pojedynku wygrała. Były tam wiadomości od jakiejś Oli. 

"Zostawiłeś u mnie koszulkę, oddam ci ją przy najbliższym spotkaniu, mam nadzieję, że nie długo :*"

"Liczę na powtórkę z tego wyjazdu, Wojtusiu!"

W tamtym momencie nie wiedziałam, co zrobić. Nie wierzyłam własnym oczom. Trzeciego i czwartego SMSa nie chciałam już czytać. Odłożyłam jego telefon na miejsce. Wzięłam głęboki oddech. 

- Co mnie ominęło? - Spytał z uśmiechem. 
- Nic szczególnego. - Odpowiedziałam. - Byłeś sam w Stanach? 
- Tak, a co? - Spojrzał na mnie zdziwiony. 

Kłamał mi w żywe oczy. To zabolało. Westchnęłam głośno. 

- Domcia co jest? Zbladłaś. 
- Muszę iść. - Szepnęłam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
- Domcia co się dzieje? 
- Pozdrów ode mnie Olę. - Wstałam i skierowałam się do wyjścia. 
- Dominika, wytłumaczę! - Szybko za mną wybiegł.
- Zostaw mnie, dobra? 
- Daj mi wytłumaczyć! - Krzyknął. 
- W dupie mam twoje tłumaczenia, ale powiem ci jedno. Cokolwiek to było między nami. Jest skończone. Nie chcę cię widzieć! - Powiedziałam rozżalona i wkurzona do granic możliwości. 
- Kurwa mać... Domcia! 
- Zostaw mnie w spokoju, okej?! 
- Mogę to wytłumaczyć! 
- Ale ja cię nie chcę słuchać. - Wzruszyłam ramionami i poszłam.

I w ułamku sekundy, jeden z lepszych dni jakie miałam ostatnio, stał się najgorszym dniem w moim życiu. Kiedy wsiadłam do tramwaju, rozpłakałam się jak dziecko. Nie przejmowałam się patrzącymi na mnie jak na idiotkę ludźmi. Miałam to szczerze gdzieś. Marzyłam jedynie o tym, żeby znaleźć się w swoim pokoju i się tam zabarykadować. Nie wiem nawet jak, ale szybko się tam znalazłam. Od razu zadzwoniłam do Kamili.

- No co jest mała, jak tam poszło? - Spytała.
- Egzamin? Jasne, świetnie, kurwa wręcz zajebiście.
- Dobra znam ten kod. Co się stało?
- Widziałam się dzisiaj z Wojtkiem. - Wzięłam głęboki oddech.
- Przyjechał do Ciebie?! Jak słodko! 
- Fakt, że ma inną na boku już nie jest słodki. - Powiedziałam i się momentalnie rozpłakałam. 
- Co?! Ja pierdole... Mycha jak się czujesz?
- Szczerze? - Spytałam, wyjąc do telefonu. - Zła, zraniona, zawiedziona, oszukana, zrozpaczona, a co gorsza mi na nim zależało...
- Wiem Domcia. Jejku jak ja się przejadę do niego to on się drzwiach nie zmieści. - Warknęła.
- To nic nie da. 
- Da! Obiecałyśmy coś sobie. On złamie ci serce ja mu złamie kark. Nie będzie Cię tak traktował. Jezu aż zadzwonię do Kacpra.
- Zaraz cały Bełchatów będzie wiedział... - Jęknęłam. 
- Nie będzie. Ja go ukatrupię. Domcia, słońce nie łam się. Będzie dobrze. 
- Jak na razie nie wygląda. - Stwierdziłam.
- Co to za dziwny dźwięk?
- Dobija się. Niech się wali na chwilę obecną. 
- Masz rację, czekaj niech ja go dopadnę, wszystkie jedynki zgubi. - powiedziała i się rozłączyła.

Z Kamilą nie było żartów. Ona była do tego zdolna. Ja to wiedziałam. Ten dzień spędziłam w łóżku, płacząc do poduszki. W życiu nie spodziewałam się takiego finału. 

____________________________________________________


Hej wszystkim, jak tam nowy rok? :)
Łapcie tu kolejny rozdział, może troszkę krótszy, ale mam nadzieję, że się spodobał :)
Liczę na Wasze opinie! 
Do następnego :)