wtorek, 6 grudnia 2016

Rozdział 23: Z tego związku nie wyjdzie nic dobrego

        Pamiętam krzyki Kamili, kiedy tego samego dnia, jak tylko dotarłam do domu, powiedziałam jej, że oficjalnie jesteśmy ze sobą. Myślałam, że w pięć minut przyleci do mnie z tego Grudziądza. Jednak musiałam to ukrywać w sekrecie zwłaszcza przed mamą, bo by chyba zawału kobieta dostała. Nie znosiła Wojtka. A ja się w nim zakochałam. 
        Wolne skończyło się bardzo szybko. Znaczyło to dłuższą rozłąkę. Nie podobało mi się to za nic, ale miałam jakiś dziwny, wewnętrzny spokój, że tym razem będzie dobrze, że nic się nie stanie. Zaufałam mu.
       Nadszedł powrót do szkoły. Był wtorek. Zaczynałam od przedmiotu zawodowego. 

- O matko Boska kogo ja widzę! - Zawołała Natalia. 
- No wiem, trochę sobie przedłużyłam wakacje. - Zaśmiałam się. 
- A teraz gadaj mi jak na spowiedzi. Co się w tym Grudziądzu odjebało to po pierwsze, a po drugie co się odjebało w Gdańsku i w Sopocie? Już nie macie toporu wojennego? 
- Nie. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Spór całkowicie zażegnany. 
- O rany boskie, Domcia widzę te minę. 
- Jaką? - spytałam zdezorientowana. 
- TĘ! Jesteście parą. 
- Zamknij sie! - Powiedziałam szybko. Mama jak się dowie to mnie zabije. 
- Się wcale nie dziwię. Dominika, mówiłaś...
- Dobrze wiem, co mówiłam. Ale chce spróbować. Próbujemy od nowa. Już jako para. Mogłabyś się chociaż pocieszyć chwilę moim szczęściem? - Spytałam. 
- Cieszę się i to bardzo, że jesteś szczęśliwa. 
- No właśnie widzę. - Prychnęłam. 
- Dominika, po prostu się boję, że cię zrani jak za pierwszym razem! 
- Wyjdzie w praniu. Serce nie sługa. Kiedyś zrozumiesz. - Westchnęłam i weszłam do sali, a z racji tego, że byłyśmy w dwóch różnych grupach, to ze mną jej nie było. 
- Ostro cię Natalia wkurzyła. - Odezwała się Patrycja, moja druga kumpela z klasy.
- Ja rozumiem, że się martwi, ale chociaż raz mi się coś udaje. Jestem w związku z kimś, na kim mi zależy. Śmiem nawet powiedzieć, że się w nim zakochałam. Co on mi powiedział z resztą też. Po prostu chciałabym, żeby wszyscy moi bliscy się cieszyli z faktu, że WRESZCIE jestem szczęśliwa. 
- Kochana ja się cieszę i to bardzo. W końcu masz swoją upragnioną żyrafę. Ale Natalia może mieć pewne uprzedzenia do niego jako twoja przyjaciółka.
- Ale niech nie przesadza. Ja rozumiem, że można być średnio z czegoś zadowolonym, ale na litość boską bez przesady. - Jęknęłam. 
- A co na to twoi rodzice? 
- Tata nie wie. Ale wiem, że on to normalnie przyjmie, bo w końcu Wojtek w pewnym sensie mi pomógł i uratował życie bla bla bla. A mama? Zawału dostanie. 
- Aż tak ma z nią na pieńku? 
- Żeby tylko. Moim zdaniem moja mama przesadza, a poza tym tak okropnie się zachowała w szpitalu, że do tej pory praktycznie z nią nie rozmawiam, tylko takie podstawy. 
- Wiesz, że może pomyśleć, że robisz jej na złość? 
- Wiem. Ale wiesz co? Grzeje mnie to. To ja mam być szczęśliwa, nie ona. Wyjdzie nam to fajnie. Nie wyjdzie, to trudno. Pierwsze koty za płoty. - Powiedziałam przekonana o swoich racjach. 

       Lekcja minęła nam dość sprawnie i przyjemnie, zaś ja co chwilę zerkałam w telefon, bo co chwilę od mojego głupka dostawałam jakieś snapy ze śmiesznymi minami i opisami. Non stop się uśmiechałam jak głupi do sera.  Na szczęście nauczycielka tego nie widziała, albo udawała, że nie widziała. Wyszłam z sali w wyśmienitym humorze i poszłam pod salę, gdzie mieliśmy mieć historię i społeczeństwo. 
- Dominika. - Zaczepiła mnie Natalia. 
- Słucham? - Spytałam. 
- Przepraszam. Po prostu się o ciebie martwię. Chyba takie jest zadanie przyjaciółek, prawda? 
- Poniekąd tak. - Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym się przytuliłyśmy mocno 
- Oczywiście, że się cieszę twoim szczęściem, a teraz opowiadaj jak to się stało! Był romantyczny?! - Zaczęła dopytywać, a ja wybuchnęłam śmiechem. 

Zaczęłam opowiadać jej wszystko ze szczegółami o naszym wypadzie na starówkę, do Sopotu, o naszych rozmowach. Nie umknęło mi nic. Ona i Patrycja słuchały jak zaczarowane o tym. 

- I wtedy mi powiedział, że się we mnie zakochał. - Powiedziałam wyszczerzona i ze łzami w oczach na samo wspomnienie. 
- O jejku. Jak słodko. 
- Wtedy też się spytał, czy będę z nim tak oficjalnie i bez żadnych podchodów. 
- Oczywiście się zgodziłaś. - Zaśmiała się Natalia.
- Jakbym miała się nie zgodzić? To był najlepszy dzień mojego życia. Serio. Nie pamiętam kiedy byłam taka szczęśliwa. 
- Chyba tylko wtedy, jak go poznałaś. 
- Chyba. 

Wtem mój telefon zawibrował. Było to powiadomienie z Instagrama. Odblokowałam urządzenie. Wojtek wstawił nasze zdjęcie z plaży: 
"Tęskno mi za tymi szaleństwami na plaży, głupku mój😍😘🙈 #Drugapołówka #owielelepszaniżja #wcaleniechodziowódkę" 
Uśmiechnęłam się szeroko na to. Zaraz pokazałam je dziewczynom.

- No pięknie. - Usmiechnęła się Patrycja.
- Najgorsze jest to, że on ma więcej takich perełek. - Zaśmiałam się.
- Na co czekasz?! Wstawiaj coś!

Nie czekałam z tym długo. Dodałam zdjęcie z naszej cudownej sesji po zabawach w wodzie, jak całowałam go w policzek z dopiskiem"
"No i znalazła swojego Romeo 🙈😍 @wladeczek12 #wielkoludikrasnal #zabawywwodzie #telefonyżyją #czylipykło" 
Schowałam telefon do torby i zmieniłam temat naszej rozmowy. Nie chciałam ich zamęczać newsami ze swojego życia prywatnego, ale byłam tak szczęśliwa, że mogłam po prostu o tym rozmawiać przez kilka tygodni bez przerwy.
Takim cudownym sposobem lekcje bardzo szybko mi zleciały, a w domu byłam dziwnie szybko, bo nie było korków. Gdy weszłam do domu, okazało się, że mama też w nim była.

- Hej! - Zawołałam.

Zaraz usłyszałam szybkie kroki. Była zła. Jak osa, a nawet gorzej.

- Możesz mi łaskawie wytłumaczyć co to ma znaczyć? - Pokazała zdjęcie, które wcześniej wstawiłam.
- Też cię miło widzieć, mamo. - westchnęłam. - A na co ci to wygląda? - Spytałam.
- Nie wyrażam zgody na ten związek!
- Ale to nie twoja sprawa i nikt o twoje zdanie się tu nie pyta! - Wydarłam się na nią. - Chociaż raz mogłabyś się ucieszyć z faktu, że twoje JEDYNE dziecko jest szczęśliwe!
- Byłabym, gdyby nie fakt, że postanowiłaś być z nim! Dominika!
- A daj mi spokój. - Westchnęłam i trzasnęłam drzwiami do swojego pokoju.
- Ja z tobą nie skończyłam. - Weszła zaraz za mną.
- Masz jeszcze coś do powiedzenia? - Spytałam. - Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Bo tu chodzi o mnie i o moje szczęście, a nie ciebie i twoje chore uprzedzenia do tego chłopaka! Zawalił porządnie, rozumiem, ale każdy zasługuje na drugą szansę! Nikt nie jest idealny. Nawet ty!
- Nie tym tonem moja droga.
- To sama zmień swój. - Prychnęłam.
- Co tu się dzieje? Co to za krzyki? Słychać was na dziedzińcu. - Wszedł mój tata.
- Zgadnij. Dominika ma chłopaka. WOJTKA. - Prychnęła. - co za ironia.
- Naprawdę? - Spytał zaskoczony, ale zauważyłam na jego twarzy cień uśmiechu.
- Tak. - Uśmiechnęłam się.
- Ewidentnie ta mała gówniara robi mi na złość. - dodała.
- Natalia uspokój się.
- Jakie uspokój się!? - Krzyknęła. - Ten chłopak zniszczy jej życie!
- Jak na razie to je uratował, za co winna mu jesteś podziękowania i przeprosiny za swoje zachowanie.
- I ty przeciwko mnie?
- Wybacz kochanie, ale związek Dominiki to jej sprawa. Nic nam do tego.
- Czy ty sobie żartujesz w tym momencie?! Tomasz.
-  Natalia wystarczy do cholery jasnej! Nie uważaj się za lepszą od innych! Nasze dziecko chodzi szczęśliwe i w końcu z uśmiechem na ustach, a ty zamiast się cieszyć to robisz jej aferę?! Jak ona ma cię naśladować skoro zachowujesz się jak hipokrytka?!
- Przeżyłam fakt, że przez całe jej wolne się spotykali, ale nie przeżyje faktu, że oni ze sobą są!
- Widzisz? Tata się cieszy moim szczęściem, dlaczego ty nie potrafisz?! - Spytałam.
- Nie wyrażam zgody na ten związek. - Uparła sie.
- Wybacz, ale do zgadzania się lub niezgadzania się my tu nic nie mamy. I chwała Bogu, bo by pewnie z domu uciekła i tak by swoje zrobiła. Kochanie idź do swojego pokoju, ja muszę z mamą sam na sam porozmawiać. - Zwrócił się do mnie.
- Jasne. - Odpowiedziałam i pokazałam mu zaciśnięte kciuki.

Gdy tylko zamknęłam drzwi, usłyszałam kolejne krzyki mamy i próbującego ją uspokoić i przekonać tatę. Nie szło mu to za dobrze. Słyszałam każde słowo mamy, każdą obelgę skierowaną w stronę Wojtka, w stronę tego związku i mnie. Mówiła, że jestem niepoważna, nierozsądna... Epitetów nie brakowało. Bolał mnie fakt, że mama dalej szła w zaparte i nie chciała nawet w najmniejszym stopniu zaakceptować Wojtka.

- Tomasz, z tego związku nie wyjdzie nic dobrego!
- Pozwól jej zadecydować, co jest dla niej dobre a co nie. Wyjdzie w praniu ile ze sobą wytrwają.
- Nie dam jemu jej zniszczyć.
- Dobra, rób co chcesz. Ale nie zdziw się, jak któregoś dnia ona trzaśnie drzwiami i nie wróci i w efekcie nie będzie chciała Cię znać. Nie wiem, jak ty, ale ja nie mam zamiaru stracić swojego jedynego dziecka przez chore domysły i uprzedzenia. Decyzja należy do ciebie.


_______________________________________

Witam was po długiej przerwie. Macie pełne prawo do linczu, za niedotrzymanie słowa o terminie, który wyznaczyłam na blisko 3 tygodnie temu. Nie udało mi się dotrzymać słowa. I za to Was przepraszam. Mam jednak nadzieję, że jeszcze tu ze mną jesteście.

niedziela, 30 października 2016

Rozdział 22: Chwilę się z nim bawiłam w kotka i myszkę...

      Kiedy zadzwonił mój telefon i to w TAKIM momencie, to nie wierzyłam, że ktoś miał tak gówniane wyczucie. A tym kimś okazał się Kacper. Zdziwiłam się i to bardzo, gdy w końcu odsunęłam się od Wojtka i wyciągnęłam telefon z kieszeni, żeby zobaczyć, kto dzwoni.

- No patrz. - Zaśmiałam się nerwowo.
- Odbierz. - Polecił z delikatnym uśmiechem.

Potaknęłam i przeciągnęłam palcem po ekranie.

- Halo?
- No siemaneczko Domcia. Co tam robisz ciekawego?
- A akurat w Sopocie jestem. Z Wojtkiem.
- Pogoda dopisuje?
- Nawet bardzo. Tylko trochę pizga. A tak to jest świetnie. - Uśmiechnęłam się.
- Widziałem na Instagramie jak fikacie. - Zaśmiał się cicho,
- No widzisz, a gadałeś ostatnio z Kamcią?
- Pewnie. Gadamy niemalże non stop. A ty widzę z Władeczkiem też.
- Cicho. - mruknęłam.
- Złe mam wyczucie co? - Spytał po chwili.
- Delikatnie to ujmując. - Odpowiedziałam.
- dobra to ja wam głąbki nie przeszkadzam. Cześć. - Parsknął śmiechem.
- Cześć - rozłączyłam się i schowałam telefon.

    Przyjmujący Cuprum Lubin przyglądał się mi z uśmiechem. Siedział sobie wygodnie na ławeczce.

- Piechu? - Spytał.
- Tak. - Zaśmiałam się cicho. - Tak sobie dzwonił, chciał się dowiedzieć co tam i w ogóle.
- Sobie moment wybrał.
- A w czymś nam przeszkodził? - Spytałam i przygryzłam delikatnie wargę.
- Skądże. - Wstał i podszedł do mnie. - Schodzimy na plażę?
- Pewnie. - Posłałam mu uśmiech.

     Chłopak ponownie ujął moją dłoń i poszliśmy z powrotem do początku Mola, żeby potem przedostać się na plażę. Gdy w końcu udało nam się przepchać przez całą masę ludzi, oboje odetchnęliśmy z ulgą. Przechadzaliśmy się wspólnie z innymi parami brzegiem morza. Chyba nie my jedni byliśmy zaskoczeni ilością ludzi biorąc pod uwagę fakt, że był wrzesień. Jednak mogliśmy to sobie tłumaczyć fenomenalną pogodą. Szliśmy tak blisko wody, że niekiedy podmywała nam stopy. 

- Daj mi swoje okulary. - Powiedziałam.
- A po co Ci one? - Zdziwił się. 
- Jak zadzieram głowę do góry, to mnie słońce razi. - Oznajmiłam 
- Oślepia cię moja zajebistość. 
- Jak chcesz zabłysnąć to brokatem się posyp. Szybciej pójdzie. 
- Ała. To zabolało. - Mruknął. 
- Męska duma urażona? - Spojrzałam na niego z trudem, jednak pomogłam sobie ręką, żeby mi oczy od słońca nie zaczęły łzawić. - Dasz je czy nie, bo mi zaraz oczy zaczną łzawić. 
- A poprosisz ładnie? - Zaśmiał się.
- Co? - Uniosłam brew. 
- Ładnie poprosisz to dostaniesz. 
- Wojtek bo jak cię zaraz... Albo dobra, nie będę na ciebie patrzeć i tyle. - Zaśmiałam się krótko. 
- No dobra krasnalu, masz. - Parsknął śmiechem i mi założył je koślawo na nos. 
- Krasnalu? Ja ci dam. - Powiedziałam. 
- I co zamierzasz zrobić? 
- Czekaj tylko. 

     Odłożyłam swoją torebkę na piasek. Zabrałam od Włodarczyka telefon i kluczyki oraz portfel żeby ich nie zamoczył i schowałam do torebki. 

- Przepraszam, czy mogłaby mi pani popilnować rzeczy przez 10 minut? - Spytałam kobiety w średnim wieku, która się opalała.
- Tak oczywiście. Nie ma problemu. - Odpowiedziała. 
- Domcia co ty robisz? - Spytał zdezorientowany. 

      Nim się obejrzał, leżał w wodzie. Zaczęłam się śmiać jak głupia. On patrzył na mnie z miną, jakby dziecku matka zabrała lizaka. W końcu stanęłam i skrzyżowałam dłonie na piersiach. Miałam nie lada satysfakcję z efektu, co było wymalowane na mojej twarzy.

- No moja droga. To żeś się doigrała. - Stwierdził i się podniósł.
- O cholera. - Mruknęłam. 
- Żebyś wiedziała. - Zaśmiał się i zaczął podchodzić. 
- Wojtek... - Zaczęłam. 

     W Końcu zaczęłam przed nim uciekać. A ten, co nie umknęło mojemu przeczuciu, zaczął mnie gonić. W wodzie o wieeele trudniej się biegało. A w szczególności uciekało przed dwumetrowym wielkoludem. W końcu ku mojemu nieszczęściu mnie złapał w pasie. 

- Mam Cię. 
- To nie fair ty masz dłuższe przeszczepy. - Powiedziałam i obróciłam się do niego. 
- Uroki bycia wysokim. 
- Żyrafą.
- Zwał jak zwał. - Wtrącił. - Masz przekichane. 
- Zdążyłam się domyślić.

     Wziął mnie po chwili na ręce i poszedł wgłąb morza. W końcu gdy woda sięgała mu do pasa spojrzał na mnie z szyderczym uśmiechem.

- Nawet się nie waż! - Powiedziałam stanowczo.
- Czas na rewanż. - Odpowiedział. 
- Wojtek jeśli to zrobisz, to... - Nie zdążyłam do kończyć, bo mnie puścił i skończyłam w wodzie. 

      Jako że byłam całkiem niezłą pływaczką i potrafiłam wytrzymać dość długo pod wodą to postanowiłam nie wypływać od razu na powierzchnię. Widziałam jak po kilku sekundach zaczyna się nerwowo obracać. Odpłynęłam kilka metrów dalej. W sumie nietrudno było mi się ukryć, bo w wodzie było sporo osób. W końcu zobaczyłam jak zanurkował i zaczął się rozglądać. Szybko się wynurzyłam. Wytarłam twarz i wzięłam kilka głębszych oddechów. Gdy on się wynurzył, dałam nura z powrotem. I tak chwilę się z nim bawiłam w kotka i myszkę. Gdy się wynurzyłam po raz ostatni, zobaczyłam, że ten się rozglądał wyraźnie spanikowany. 

- Dominika? Ja pierdole. - Jęknął.
- Wojtek! - Zawołałam.

Już nie bawiłam się w to, bo widziałam, że serio się martwił. Obrócił się w moją stronę.

- Jezu, ale się wystraszyłem! Co ty masz za pomysły?
- Sory, nie myślałam, że tak się wystraszysz. - Odpowiedziałam szczerze. 
- Na początku nie było tak źle, ale potem zacząłem panikować. - przyznał. 
- To miała być nauczka za wrzucenie mnie do wody. - Uśmiechnęłam się delikatnie. 
- Oj ty głupku jeden. - Przyciągnął mnie do siebie. 

      Położyłam dłonie na jego bokach. Z racji tego, że byliśmy dość daleko od brzegu, woda  mi sięgała prawie do klatki piersiowej, a jemu nieco do ponad pasa. Wziął mnie na ręce tak, żebym mogła opleść nogami jego biodra. I tak też zrobiłam. 

- No krasnalu. - Uśmiechnął się szeroko, gdy w końcu bez żadnych cerygieli mogliśmy na siebie patrzeć. 
- Jesteś głupkiem. - Zaśmiałam się cicho 
- Ale Twoim. - Dodał. 
- Jak mi jeszcze sporo dopłacą. - Pokazałam mu język. 
- Oj tam. - Cmoknął mnie w czoło. - Chodźmy na brzeg.

  Takim oto sposobem zaniósł mnie na samiutki brzeg. Dopiero na piasku postawił mnie na nogi.

- Gdzie masz moje rzeczy?
- W torebce. Tamta pani co tam się opala zgodziła się trochę ich popilnować. - Uśmiechnęłam się, po czym podeszliśmy do kobiety. - Bardzo dziękuję za popilnowanie naszych rzeczy.
- Nie ma za co. - Uśmiechnęła się promiennie brunetka.

     Wzięłam swoją torebkę i oddałam mu portfel i kluczyki oraz dokumenty. Nim się obejrzałam, był bez koszulki. W sumie odpowiadał mi ten widok.

- Tak szybciej wyschniemy.
- Ja mam nieco bardziej skomplikowane zadanie. - Zaśmiałam się.
- A daj spokój. To jest plaża, tu wszyscy niemalże z gołą dupą latają i nie mają jakoś kompleksów. Ty tym bardziej nie powinnaś.
- Dobra wygrałeś. - Mruknęłam i pozbyłam się swojego T-shirtu.

      Co dziwne nie miałam jakiegoś oporu, nie czułam się skrępowana przy nim. To był zdecydowanie pozytyw.

- Czekaj, czekaj. - Powiedział szybko.
- Co jest? - Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Chcę zdjęcie. Takie nasze. Jak jesteśmy w wodzie.
- Włodi czy nie za dużo już zdjęć natrzaskaliśmy? Jak to szło? Ilość nie może wziąć góry nad jakością?
- Ta jakość jest przednia.
- O matulu. - Mruknęłam i się uśmiechnęłam do niego.

     Założyłam mokrą koszulkę z powrotem, no bo raczej cyckami świecić nie raczyłam i nie zamierzałam. Przewiesiłam sobie torebkę przez ramię, żeby mi nigdzie nie przeszkadzała. Ten wziął mnie znowu tak na ręce i poszedł na podobną głębokość co wcześniej.

- Masz selfie sticka przy sobie? - Spytał.
- Ja bym nie miała? - Wyjęłam przedmiot z torebki i zamontowałam jego telefon odpowiednio - Jesteś nienormalny. - Zaśmiałam się.
- Mam wymieniać, dlaczego? - Spytał.
- Obejdzie się. - Odpowiedziałam.

      W końcu odpowiednio mnie zaasekurował, tak żeby on mógł zrobić zdjęcie. Po chwili już jedno było gotowe. Niedługo po tym ja też nam zrobiłam selfie. Po małej sesji wyszliśmy z wody i osuszyliśmy się do końca. Usiedliśmy sobie przy stolikach w Starbucksie.

- No pokaż te cuda. - Powiedziałam.

     Bez żadnego ale pokazał mi swój telefon. Obejrzałam sobie te zdjęcia z nie lada uśmiechem na twarzy. Przesłałam od razu sobie jedno.

- Podobają się? - Spytał z uśmiechem.
- Tak. - Spojrzałam na niego.
- Cieszę się.

     Nim się obejrzeliśmy, zaczęło robić się ciemno. Nie przejęłabym się wcale, gdyby nie fakt, że miałam być w domu do powrotu mamy.

- Która jest godzina? - Spytałam.
- Dochodzi dwudziesta pierwsza, a co?
- Nooo to już po mnie. - Jęknęłam.
- Miałaś być w domu do powrotu mamy, prawda? - Spytał.
- Jakbyś zgadł. Ale czekaj zadzwonię. - Mruknęłam i wzięłam telefon, po czym wybrałam jej numer.

     Po kilku sygnałach usłyszałam jej głos.

- Ja wiem, mam przekichane, ale...
- Nie masz. Widziałam zdjęcie. Baw się dobrze. - Usłyszałam łagodność, dobry humor i szczęście w jej głosie.

     Zamurowało mnie, gdy się rozłączyłam. Spojrzałam na Wojtka.

- Co? - Spytał.
- Mam się bawić dobrze. - Uśmiechnęłam się nieco zdezorientowana, bo moja mama do pobłażliwych nie należała. - To było dziwne.
- To chyba trzeba się cieszyć, co?
- Niby. - Odpowiedziałam.

      Postanowiliśmy oboje pójść jeszcze na gofry, a potem z nimi poszliśmy na kolejny spacer, tylko że tym razem podziwialiśmy sobie zachód słońca. Po chwili przyjmujący Cuprum Lubin zwrócił się w moją stronę. Spojrzał mi głęboko w oczy i zagarnął pasmo włosów za ucho.

- Masz pojęcie, ile dla mnie znaczysz? Jak na mnie działasz? - Spytał szeptem. - Jesteś dla mnie wszystkim. Nie wiem, co ze mną jest nie tak i Wrona pewnie by mnie kilka tygodni temu wyśmiał, ale... Nie mogę przestać o Tobie myśleć i fakt, że Cię zraniłem, że widziałem jak przeze mnie płaczesz, że nie chciałaś mi wybaczyć... To była najgorsza kara. Wtedy zrozumiałem, że nie chcę, żebyś była tylko moją kumpelą. Chcę żebyś była dla mnie kimś więcej. Chcę być kimś więcej dla Ciebie i chcę widzieć cię taką jak dzisiaj codziennie. - Mówił, a moje oczy zaszły łzami.
- Ja... - Zaczęłam, choć nie wiedziałam jak skończyć.
- Dominika, zakochałem się w Tobie. - Wyznał.

      Myślałam, że się przesłyszałam. To się nie działo naprawdę. Mówił to szczerze. Słyszałam to w jego głosie i widziałam w jego oczach. Niemalże od razu stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta w pocałunku. Siatkarz objął mnie mocno i uniósł. Kontynuował pieszczotę. Nie wierzyłam w to co się stało. W moim brzuchu wybuchła rewolucja totalna. Rozpłakałam się ze szczęścia. Odsunął się ode mnie i postawił na piasku. Otarł moje łzy i oparł swoje czoło o moje.

- Kocham Cię. - wyszeptał.
- Ja Ciebie też. - Odpowiedziałam.
- Będziesz ze mną? Tak oficjalnie? Bez żadnych podchodów?
- Tak. - Wyszeptałam i się zaśmiałam.

     Nawet nie wiem kiedy, jego usta ponownie wylądowały na moich. I w tym momencie wiedziałam, że byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem...



____________________

Witam Was!
Trochę mnie z treścią poniosło, ale mam nadzieję, że Wam się rozdział spodoba :)
Do Następnego i dajcie znać, co sądzicie! :)

niedziela, 9 października 2016

Rozdział 21: Sopot od początku był dla nas ulubionym miejscem.

       Przez ten incydent w Grudziądzu zmarnowałam sobie dosłownie cały ostatni tydzień wakacji. Ba! Opuściłam rozpoczęcie roku. Musiałam dostarczyć całą dokumentacje swojemu lekarzowi rodzinnemu, który ku przestrodze wypisał mi zwolnienie do końca tygodnia. No Szafraniec pięknie zaczynasz ten rok szkolny, pomyślałam. Oczywiście od razu moja mama mimo naszego toporu wojennego poinformowała moją wychowawczyni o całym zdarzeniu. 

- Sprawa ze szkołą załatwiona, masz wolne do poniedziałku. - Oznajmiła, gdy weszła do mojego pokoju. 
- Okej, dziękuję. - Odpowiedziałam. 
- Długo będziesz się na mnie złościć? - Spytała. 
- Tak długo, aż go nie przeprosisz. - Westchnęłam. 
- Nadal nie uważam, że mam go za co przepraszać. 
- To nie mamy o czym rozmawiać. - Stwierdziłam i poszłam do łazienki się trochę ogarnąć. 
- Dominika....
- Skoro każdy Tobie mówi, że zachowałaś się chamsko i niestosownie, to chyba raczej ty nie masz racji, a nie my! Kiedy to w końcu pojmiesz?! Przez Ciebie są ciągle kłótnie, bo wszędzie musisz wtrącić swoje pięć groszy i uważasz, że masz zawsze racji, a nie masz! Korona Ci z głowy spadnie jak raz się ugniesz i okażesz chociaż trochę wdzięczności? - Spytałam, gdy wyszłam. 
- Przedyskutujemy to, jak wrócę z pracy. - Ucięła rozmowę i wyszła. 

     Westchnęłam głośno. Ta kobieta, mimo że była moją mamą i ją kochałam i szanowałam, przeginała we wszystkie możliwe strony i na wszystkie możliwe sposoby. Nie zamierzałam podarować jej tego "cudownego" zachowania w Grudziądzu i ona była tego świadoma. 
       Położyłam się z powrotem na łóżku. Wzięłam do ręki swój telefon. Jak zwykle była masa powiadomień z instagrama i twittera. Z racji tego, że sezon Plus Ligi zaczynał się dopiero trzydziestego października, mogłam mieć nadzieję jeszcze na parę spotkań z Wojtkiem, oczywiście pod niewiedzą mojej mamy, bo chyba piany w ustach by dostała. Moim szczęściem było to, że byłam z nim cały czas w kontakcie, czy to przez Facebooka, czy przez SMS-y. Pisaliśmy ze sobą niemalże codziennie. I chyba nam obojgu zależało, żeby ten kontakt został utrzymany.
W końcu otrzymałam od niego wiadomość 

"Wojtek: To skoro masz labę do końca tygodnia to może wpadnę na kilka dni do Gdańska? :)"

"Ja: Całkiem fajny pomysł, tylko co u mnie powiedzą na to, że nagle ozdrowiałam? :'D"

"Wojtek: Władeczek uzdrowiciel sprawia cuda, wiesz :D" 

"Ja: No dobra coś wymyślę :D"

"Wojtek: No dobra, to ja się zaczynam pakować i wsiadam w samochód. Do zobaczenia!"

O cholera. - Powiedziałam sama do siebie. 

       On jechał do mnie. Specjalnie z drugiego końca Polski jechał do mnie. Obliczyłam sobie, za ile mógłby być u mnie. Z Lubina do Gdańska jechało się około pięć godzin a z możliwościami Włodarczyka liczyłam średnio cztery. Szybko się podniosłam z łóżka i zaczęłam biegać po całym mieszkaniu jak powalona. Szybko ogarnęłam cały dom na wysoki błysk, a potem zabrałam się za siebie.
     Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i zostawiłam lekko pofalowane, delikatnie się umalowałam, żeby wyglądać jak człowiek. Na końcu przekopałam dosłownie całą swoją szafę, żeby ubrać coś adekwatnego. Na zewnątrz była śliczna pogoda i było przede wszystkim gorąco, więc postawiłam na jeansowe szorty, biały t -shirt z nadrukiem i turkusowe trampki.
         Nawet nie zauważyłam, kiedy mi ten cały czas zleciał, bo w trakcie psikania się swoim ulubionym perfumem, a był to perfum Elizabeth Arden  "Sunflowers", usłyszałam domofon. Szybko podeszłam i odebrałam.

- Słucham?
- To ja.
- Jaki ja? - Spytałam, mimo że dobrze wiedziałam, że to był Włodi.
- Wojciech Włodarczyk, ten który ma przesrane u Twojej mamy.
- Dobra to było dosadne. - Zaśmiałam się i nacisnęłam guzik otwierający drzwi.

     W ciągu dwudziestu sekund sprzątnęłam wszystkie kosmetyki z łazienki i pochowałam gdzie trzeba. W końcu usłyszałam dzwonek do drzwi. W moim żołądku chyba trwała trzecia wojna światowa, tak mocno odczuwałam motylki. Gdy otworzyłam drzwi wejściowe od mieszkania ukazał mi się on. Cholernie wysoki, nieziemsko przystojny, jak zawsze z tym swoim rozbrajającym uśmiechem Wojtek. Na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech.

- Okej to jest pierwszy raz, gdy tak cieszysz się na mój widok. - Zaśmiał się.
- Nie pierwszy. - Zawtórowałam mu.
- Chodź tu ty moja kaleko. - Powiedział i mnie mocno przytulił.

     Miał świetne perfumy. Jak zawsze z resztą. Wtuliłam się w niego. A gdy zaczął nami delikatnie kołysać, poczułam się jeszcze lepiej. W końcu musiałam się od niego odsunąć.

- Nie gadaj, że się stęskniłeś za mną od wtorku?
- Może trochę. W Sumie i tak mam wolne bo do rozpoczęcia sezonu zostały dwa miesiące, a tak tylko w Lubinie siedziałem na tyłku i nic nie robiłem, więc pomyślałem sobie, że wpadnę.
- Bardzo dobrze zrobiłeś. - Wyszczerzyłam ząbki.  - chcesz coś do jedzenia, picia?
- Właściwie nie. Chciałem cię porwać na mały wypadzik po Gdańsku i po Sopocie, może zahaczymy też o Gdynię.
- A nie jesteś zmęczony po takiej drodze? - Spytałam.
- Co ty. Taka droga to nie droga.
- No tak, przecież gadam z podróżnikiem. - Zaśmiałam się.
- Oj Domcia, Domcia. -  Westchnął wyszczerzony jak zawsze.

      Po chwili byliśmy już w drodze. Zerkałam na siatkarza co jakiś czas z uśmiechem. Nie wierzyłam w to, że on od tak wsiadł w samochód i przyjechał.

- Właściwie, gdzie się zatrzymałeś?
- W Golden Tulipie niedaleko Ergo Areny.
- Tam nocują zazwyczaj wszyscy sportowcy. - Stwierdziłam.
- Ta jaka znawczyni. - Parsknął śmiechem.
- Trzeba być trochę obytym w temacie. - Spojrzałam na niego.

    W końcu gdy Wojtek załatwił wszystkie formalności z noclegiem i odniósł bagaż pojechaliśmy sobie na Stare Miasto. Tam  pokierowaliśmy się na Długą. Rozmawialiśmy sobie o wszystkim, śmialiśmy się i żartowaliśmy. Dla zabawy poszliśmy do pewnego ulicznego artysty, żeby zrobił nasze karykatury. Efekt tego był genialny po prostu. Z pięknymi rysunkami poszliśmy sobie pod fontannę Neptuna, pod którą było się bardzo ciężko dostać. Nam się udało. Zrobił nam zdjęcie, które opublikował, podpisując:

"Zwiedzanie Trójmiasta w doborowym towarzystwie😍😃😎 #WłodiOnTour #ZwiedzamPolszę #polishboy #polishgirl"

Potem pokierowaliśmy się na gdańskie koło widokowe. Z racji tego, że to była jedna z największych atrakcji tego miasta, musieliśmy swoje w kolejce odczekać. Oczywiście nie obyło się bez sprzeczki o to, kto za co płaci. 

- Włodi nie ma mowy, płacę za siebie. 
- A proszę Cię! - Prychnął. - Ja cię zaprosiłem, więc ja płacę. 
- Nie ma mowy. - Zaśmiałam się. - Proszę policzyć osobno. - Powiedziałam do kasjerki. 
- Proszę policzyć razem, ja zapłacę. - Zaraz dodał mój towarzysz. 

Spiorunowałam go automatycznie wzrokiem. W Końcu się poddałam. 

- To był ostatni raz jak za mnie płaciłeś. - Mruknęłam, gdy odeszliśmy już z wejściówkami. 
- Kochana, jak jesteś gdzieś ze mną, to nie płacisz nawet złamanego grosza, żeby to było jasne. 
- Jeszcze zobaczymy. - Mruknęłam i spojrzałam na niego z uśmiechem. 
- Dobra, krasnalu wchodzimy. - Uśmiechnął się, po czym pokierowaliśmy się do kabiny. 

     Musiałam przyznać widoki z tego diabelskiego młynu był obłędny, a im wyżej byliśmy, tym piękniejsza robiła się panorama Gdańska. Rozglądałam się na wszystkie możliwe strony i podobnie jak przyjmujący Cuprum, robiłam masę zdjęć.  
     Spojrzałam na niego ukradkiem. Patrzył się na mnie z uśmiechem. 

- Co? - Spytałam. 
- Pierwszy raz Cię taką widzę.
- Jaką? 
- Szczęśliwą? Naprawdę.                   
                                                                                                        - Bo może jestem. - Odpowiedziałam, patrząc na niego. 

   Chłopak odwzajemnił gest od razu. Gdy przejażdżka dobiegła końca, poszliśmy sobie nad Motławę. Poczułam jak niepewnie Wojtka dłoń muska moją. W końcu siatkarz zdecydował się na nieco odważniejszy ruch i splótł mocno nasze dłonie. Spojrzałam na niego z uśmiechem i ułożyłam swoją dłoń, tak żeby pasowała do uścisku. Tak sobie własnie spacerowaliśmy, a najlepsze było to, że nam obojgu to pasowało. W końcu usiedliśmy sobie na murku nieopodal hotelu Hilton na Targu Rybnym i przypatrywaliśmy się rzece. Panowała cisza, ale była ona przyjemna.

- Jest po szesnastej, przydałoby się jakiś obiad zjeść, co nie? - Spytał po chwili.
- Całkiem niezły pomysł, ci powiem. - Przytaknęłam.
- To chodź, zjemy coś, a potem może skoczymy do kina?
- W sumie nic ciekawego nie mają w repertuarze.
- To wtedy uderzamy na Sopot?
- No pewnie. - Odpowiedziałam.

      Po paru sekundach zeszliśmy z murku i poszliśmy do pobliskiej restauracji. Postawiliśmy tego dnia na kuchnie włoska i na pizzę. Po zjedzeniu niezbyt zdrowego i adekwatnego do diety siatkarza posiłku, poszliśmy do samochodu i ruszyliśmy na Sopot.

- A jak tam w Lubinie? już się zaaklimatyzowałeś?
- Takie rzeczy to akurat nie problem dla mnie. - Odpowiedział. - Poszło szybko i bezboleśnie.
- Tyle dobrego.
- Już patrzyłaś na terminarz?
- No coś tam zerkałam. - Zaśmiałam sie. - w grudniu u nas gracie.
- W sumie niedługo.
- No pewnie. Co to jest... trzy miesiące. - Uśmiechnęłam się.

    Chłopak chyba zrozumiał ironie i mi zawtórował. Ponownie splótł mocno nasze dłonie i się uśmiechnął. A mówiłaś, Domcia, że w najbliższej przyszłości nie ma na co liczyć. Taaa. Jasne. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do celu. Wysiedliśmy z auta i poszliśmy sobie w stronę Monciaka, który jak zawsze przyciągał masę turystów. A że pogoda jeszcze dopisywała to już w ogóle przewijały się tam tłumy.

- A kupi pan kwiata dla swojej połówki! Dla takiej pięknej damy to by wypadało! - Zawołał do Wojtka jakiś starszy pan, który sprzedawał kwiatki.
- A wie Pan co... - Posłał mi uśmiech, a potem podszedł do mężczyzny, po czym po chwili wrócił do mnie z fioletową różą. - Proszę bardzo. - Wręczył mi ją.
- Dziękuję -  Zaśmiałam się pod nosem i ją wzięłam.

     To była prawda, była przepiękna. Tym razem ja zrobiłam nam zdjęcie, ale go nigdzie nie opublikowałam. Poszliśmy wgłąb ulicy. Podziwialiśmy, jak dzieciaki robiły ogromne mydlane bańki. W końcu pokierowaliśmy się na Molo, za które musieliśmy i tak zapłacić. To znaczy Wojtek płacił, bo by chyba piany w pysku dostał, gdym za coś bym z własnej kieszeni zapłaciła. Gdy znaleźliśmy obie wolną ławkę, to usiedliśmy sobie. Po krótkim odpoczynku poszliśmy dalej. Dotarliśmy do końca sopockiego Mola. Oparłam się o barierki i spojrzałam na siatkarza.

- Pięknie tu jest. - Stwierdził.
- Sopot od początku był dla nas ulubionym miejscem. - Szepnęłam.
- Faktycznie, jak zabrałem cię na spacer to też do Sopotu. - Uśmiechnął się szeroko.

Obróciłam się i zaczęłam obserwować Bałtyk. Bryza delikatnie rozwiewała mi włosy. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś mnie obejmuje od tyłu. Doskonale wiedziałam, że był to Włodarczyk, więc oparłam głowę o jego tors. Wtem poczułam dodatkowo składany pocałunek na moich włosach. Uśmiechnęłam się na ten gest. Obróciłam się do niego. Siatkarz zagarnął włosy za moje lewe ucho i pogłaskał po policzku. Schylił się i zaczął się zbliżać. Gdy dystans między nami zaczął się zmniejszać i już prawie nadchodził punkt kulminacyjny tego wszystkiego, zadzwonił mój telefon. NOSZ KURWA MAĆ! 


_____________________________

Witam Was po długiej nieobecności. Wiem. Zawaliłam. 
Jednak mam nadzieję, ze jeszcze tu jesteście i może ktoś to przeczyta... 
Najmocniej przepraszam. 

piątek, 12 sierpnia 2016

Rozdział 20: Ten chłopak nie jest mile widziany w naszym domu

       Cały pobyt w szpitalu wspominałam średnio dobrze, ale kto normalny by wspominał dobrze pobyt w szpitalu?  No na pewno nie ja. Koniec wakacji zbliżał się nieuchronnie, a ja zamiast spędzić te ostatnie dni najlepiej jak mogłam, tkwiłam w szpitalu jak głupia. Dzięki Bogu nadszedł wyczekany dla mnie dzień, czyli wyjście z tego okropnego miejsca. Od rana tylko wyczekiwałam, aż pojawi się mój tata i doktor z papierami do podpisania. I właśnie dlatego czas w mojej sali dłużył się i to niemiłosiernie. 

- Puk puk! - Wszedł do pomieszczenia ku mojemu ogromnemu zdziwieniu Wojtek, który dawno już miał być w Lubinie na przygotowaniach do sezonu.
- Hej! - Uśmiechnęłam się szeroko do niego. - Co ty tu robisz? 
- Postanowiłem jeszcze sprawdzić, jak się czujesz. - Przytulił mnie mocno. 
- Wiadomość dnia geniuszu, dzisiaj wychodzę. W końcu. 
- To dlatego żeś tak się odwaliła jak stróż w Boże Ciało, a ja myślałem, że dziwnym trafem się dowiedziałaś, że wpadam i to dlatego.
- Nie schlebiaj sobie. - Parsknęłam śmiechem. 
- Jak się czujesz? - Usiadł na łóżku obok mnie. 
- Dobrze już, serio. - Posłałam mu delikatny uśmiech. - Trener ci głowy nie urwie, że zamiast być na sali i ćwiczyć to się szlajasz, jakbyś jeszcze miał czas? 
- Prawdopodobnie to zrobi prędzej czy później, ale musiałem sprawdzić. 
- Coś się stało? 
- Czemu niby?
- Nie wiem, tak poważnie to powiedziałeś, jakby ci coś Piechu nagadał czy coś. 
- Ogólnie gadałem z nim dość szczerze, I tak jakoś wyszedł temat o tobie.
- Czemu o mnie? - Spytałam zdziwiona. 
- Bo jestem pieprzonym kretynem. Którego już nawet twoja mama nie znosi. 
- O mojej mamie nic mi nie mów, bo dalej z nią nie rozmawiam. - Powiedziałam. 
- Dalej? Domcia tydzień już z nią nie rozmawiasz. 
- I nie zamierzam. - Stwierdziłam. - To co zrobiła było okropne i nie puszcze jej tego płazem. To samo bym zrobiła, gdyby potraktowała kogokolwiek innego z moich bliższych znajomych. - Spojrzałam na niego. 
- Tylko żeby nie wyszło tak, że to się będzie ciągnęło latami jeszcze przeze mnie. 
- Nie no aż tak źle nie powinno być. - Zaśmiałam się pod nosem. - Z czasem się ogarnie. Mam nadzieję.
- Dobrze, że to dodałaś. Wracając do tematu trochę mi się zgadało o tobie. 
- I? - Spytałam i uniosłam brew, bo jakoś średnio podobał mi się fakt, że mnie obgadywali. 
- Jest jakaś szansa, żeby kontakt między nami się utrzymał? 
- Czemu zadajesz mi takie pytanie? 
- Bo wiem, że znajomość na odległość po jakimś czasie się potrafi urwać i to dość niespodziewanie, a tego bym nie chciał. - stwierdził i spojrzał na mnie. - Więc się zastanawiam, czy w ogóle chciałabyś utrzymać ze mną kontakt.
- Wiesz co... Pewnie wiele rzeczy wskazywałoby na to, żeby tego nie robić... - mruknęłam, a chłopaka zamurowało. 
- A rozumiem... - powiedział i wstał zmieszany.
- ALE. - dodałam głośno. 
- Nie no spoko nie musisz kończyć. W sumie jak sama powiedziałaś wybaczyć nie znaczy zapomnieć. - dodał i skierował się do wyjścia. 
- WOJTEK. - jęknęłam. - Kurwa mać. - Walnęłam się w czoło dość mocno i poszłam szybko za nim. - Dasz mi chociaż dokończyć? - Spytałam, gdy już stał na korytarzu. 
- A co tu kończyć, wyraziłaś się jasno. 
- Jak dasz mi skończyć to sam stwierdzisz, głupku. Chciałam dodać, że mimo wszystko chciałabym. - Dodałam.
- Serio? - Spytał z niedowierzaniem.
- Masz problemy ze słuchem? 
- Nie. - Odpowiedział i się uśmiechnął. 

     Widziałam jak jego oczy niemalże zaczęły się śmiać ze szczęścia. Tak się błyszczały. Odetchnęłam z wielką ulgą. Już myślałam, że mi się nie uda dokończyć tego, co chciałam powiedzieć. Przyjmujący podszedł do mnie i przytulił mnie. Ale nie jak kumpel kumpelę, tylko w ten drugi sposób. Położyłam dłonie na jego plecach, ale po kilku sekundach się odsunęłam, bo usłyszałam chrząkanie. Baaardzo mi znajome. Spojrzałam za plecy siatkarza, a tam stał mój tata. 

- Tato. - Moja twarz przybrała purpurowe kolory. 
- Wybaczcie, że przeszkadzam w tak pięknym zapewne momencie, ale możesz już iść do lekarza podpisać papiery i się stąd zwijamy. - Powiedział. - Cześć Wojtek.
- Bry, prze pana. - Podrapał się po głowie Włodarczyk. - Tak to ja już nie będę przeszkadzał i będę leciał. 
- Już? - Spytałam. 
- Sama powiedziałaś, że trener mi głowę urwie, za to że się szlajam. - Zaśmiał się. 
- No niby tak, ale... Co przejechałeś taki kawał, żeby pogadać ze mną parę minut? 
- Przyjechałbym nawet, gdybym miał cię zobaczyć przez 5 sekund. 
- Jasne, jasne. - Poklepałam go po ramieniu. - Idę do ordynatora, a wy tu sobie pogadajcie. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Dominika.
- Nawet nie dyskutuj, wyjdziemy razem ze szpitala. - dodałam i po chwili zniknęłam za drzwiami gabinetu ordynatora oddziału. 

Cały wywiad i papierkowa robota przebiegły dość pomyślnie i przede wszystkim sprawnie, co na polskie szpitale potrafi być bardzo zaskakujące. Z teczką pełną dokumentacji po paru minutach wyszłam z gabinetu. 

- To co gotowa do wyjścia? - Spytał tata.

Dostrzegłam, że już ma zebrane wszystkie moje rzeczy, tak samo Włodarczyk. 

-Tak. - Zaśmiałam się. - Dajcie to cholera, nie jestem księżniczką. - zabrałam tacie swoją torbę i wzięłam na ramię. 
- Ale jesteś dziewczyną. 
- Czy ty mnie w tym momencie próbujesz zdyskryminować? - Uniosłam brew.
- No coś ty, tylko nie chcę, żebyś dźwigała.
- Aż tak źle ze mną nie jest, żebym miała ludzi od dźwigania moich rzeczy. - Uśmiechnęłam się.

Po krótkiej konwersacji w końcu opuściliśmy szpitalne mury. Pogoda nawet tego dnia dopisywała. Jak się okazało tata miał zaparkowany samochód troszkę dalej niż przypuszczałam, z racji tego, że nie było pod szpitalem miejsca. Droga zajęła nam niecałe dziesięć może piętnaście minut. Dostrzegłam swoją rodzicielkę w pojeździe.

- Dalej się nie odzywa? - Spytałam i spojrzałam na swojego tatę.
- Prędzej czy później jej przejdzie. - Machnął na to ręką, a ja parsknęłam śmiechem. - No dobra, dam wam chwilę. - Puścił mi oczko, zabrał wszystkie moje rzeczy i poszedł je spakować do bagażnika, a ja zostałam z Włodarczykiem "sam na sam".
- Sobie końcówkę wakacji zgotowałaś, nie powiem. - Zaśmiał się.
- Cicho. - Walnęłam go w ramię.

Postanowiliśmy trochę odejść od samochodu i zamienić kilka ostatnich słów na żywo z dala od mojej porąbanej rodzinki. Usiedliśmy na pobliskiej ławeczce.

- Kamila wie, że wychodzisz?
- Tak, ale nie mogła przyjechać. Rodzice ją wywieźli na ostatnie dni do babci.
- Słabo co?
- Nie... Nie mogę mieć jej tego za złe. Ma też swoje życie, swoje sprawy i swoje problemy. Wiem o nich wszystkich, ale są rzeczy do których nawet najlepszej przyjaciółce nie wypada się mieszać. - Stwierdziłam. - Nie jestem pępkiem świata.
- Nie chodzi o to, czy jesteś czy nie. Ale w końcu doszłaś do siebie i twojej najlepszej przyjaciółki, siostry niemalże nie powinno zabraknąć w takim momencie. Nie chcę was skłócić czy coś, ale tylko chcę zaznaczyć, że ona powinna tu być i chociaż się z Tobą pożegnać.
- Wojtek nie rób z igły wideł, proszę cię. Nie mogła być, wiem dlaczego i nie mam jej tego za złe. W przyjaźni też idzie się na kompromis. Więcej razy niż może Tobie się wydawać. A jak masz prawdziwego przyjaciela, to powinieneś to wiedzieć.
- Niby tak. - Mruknął. - Tylko szkoda, że jej nie ma.
- Pożegnałam się z nią wczoraj, nie bój się o to. - Uśmiechnęłam się pociesznie. - Czemu tak się nagle zacząłeś martwić o to, kto mnie pożegna a kto nie? Przecież to nie ma znaczenia.
- Nie wiem w sumie.... Tak jakoś. Fajnie by było jakbyśmy podczas sezonu się jeszcze jakoś spotkali.
- Jak będziesz grał w Bydgoszczy lub w Gdańsku to może wpadnę na mecz. - Uśmiechnęłam się. - Albo jak znajdziesz chwilę wolnego, to też nie pogardzę. - Dodałam.
- Albo jak ty znajdziesz, to też nie pogardzę. - Zaśmiał się cicho.
- Jasne... - mruknęłam. - Dobra ja się będę zwijała, bo odjadą beze mnie.
- No spoko, leć. Już Cię nie zatrzymuję. - Posłał mi ciepły uśmiech.
- To do zobaczenia? Kiedyś tam...
- Mam nadzieję, że do szybkiego zobaczenia. - Dodał.

Spojrzałam na niego z uśmiechem. DO BARDZO SZYBKIEGO ZOBACZENIA, pomyślałam w duchu. Nic nie mogłam na to poradzić, ten człowiek nie był kimś, na kogo mogłabym się obrazić na dłużej niż tydzień. Nawet śmiałam sądzić, że ten cały dramat związany z całym incydentem chyba dobrze nam zrobił, bo zdawało się, że oboje troszkę bardziej zaczęliśmy doceniać to co mamy. I to było najważniejsze.
W pewnym momencie po prostu podeszłam do niego i się przytuliłam. Nie tylko na pożegnanie. Chciałam po prostu poczuć, jak to jest znowu być w ramionach osoby, na której mi zależy. Tak. Zależało mi na nim. Mimo wszystkich obaw, temu nie mogłam zaprzeczyć. Najlepszym uczuciem było to, jak mnie mocno objął i złożył pocałunek na moich włosach. Po kilku długich (dla mnie i tak za krótkich) chwilach odsunęłam się od niego.

- No uciekaj, niech na ciebie nie czekają. - Usłyszałam.
- Okej. To cześć. - Powiedziałam i dość niechętnym i powolnym krokiem ruszyłam w stronę samochodu moich rodziców.

Wkrótce i on zniknął z pola mojego widzenia. Gdy usiadłam na tylnym siedzeniu od strony kierowcy, usłyszałam tylko swoją mamę.

- Żeby to było jasne. Ten chłopak nie jest mile widziany w naszym domu i ma się w nim nie pojawiać...




________________________________


Witam was! Mam nadzieję, że czekałyście na nowy rozdział :) Dziękuję Wam wszystkim za każdy komentarz pod rozdziałem. Nawet nie macie pojęcia jakie to jest dla mnie motywujące, że ktoś czyta moje opowiadanie. Ba! Je komentuje! Dlatego proszę was o opinie (każdą, naprawdę).

CO WAŻNIEJSZE. DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA ZA PONAD 25 000 WYŚWIETLEŃ! Jest to dla mnie naprawdę niesamowity wynik i serce mi rośnie, gdy widzę, że ta liczba codziennie się powiększa <3
Do następnego :) 

wtorek, 9 sierpnia 2016

niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 19: Jak możesz być taką hipokrytką?!

     Gdy tylko zobaczyłam wzrok, jakim moja mama obdarzała Włodarczyka, wiedziałam, że ma przechlapane. Nastała dość niezręczna cisza.

- No takiego obrotu spraw to ja się nie spodziewałem. - Odezwał się mój tata.
- Uwierz mi, nie było tego w planach. - odpowiedziałam  i blado się uśmiechnęłam.
- No w to nie wątpimy. - Usłyszałam Kamilę.
- Ale żeś nas nastraszyła.
- Wiem tato i przepraszam. - mruknęłam.
- Widzę, że masz nietypowego gościa. - Zaczęła moja mama. Widziałam, że dalej próbowała zabić Wojtka wzrokiem.
- Mamo, proszę. - Jęknęłam.
- Chciałabym jedynie wiedzieć, co on tu robi. - Powiedziała.
- Natalia, to nie czas i miejsce. - wtrącił mój tata.
- No  chyba sobie w tym momencie żartujesz? - Spiorunowała go wzrokiem. - Nie dość, że tak Dominikę potraktował, to jeszcze go bronisz?!
- MAMO! - krzyknęłam.
- Co mamo?! Co mamo?! Za mało łez wylałaś?! Mało się nacierpiałaś?!
- Natalia... - warknął mój tata.

Spojrzałam przepraszającym wzrokiem na Włodarczyka. Nagrabione miał to prawda, ale skoro topór wojenny zakopaliśmy, to nie było warto tego rozdrapywać.

- Chyba będzie lepiej, jak pójdę. - Stwierdził po chwili dość zmieszany.
- Wojtek... - Zaczęłam.
- Nic się nie stało. - wymusił uśmiech. - Trzymaj się. - dodał i wyszedł.

Spiorunowałam wzrokiem swoją rodzicielkę. Ciśnienie miałam chyba z 300.

- Co?- Spytała.
- Czy ty jak się ciebie prosi nie umiesz trzymać języka za zębami?!
- Nie miał prawa w ogóle tu być! Co on sobie wyobraża!?
- Nie no nie wytrzymam. - mruknęła moja przyjaciółka. - Dominika się z nim do cholery jasnej pogodziła! - Krzyknęła. - A po za tym Wojtek był jedną z osób, które jej pomogły! Rozumiem miał przechlapane, ale w tym wypadku należałoby się słowo dziękuję!
- Tato zabierz stąd mamę, bo zaraz nie wytrzymam. - Powiedziałam już tak wkurzona, że ledwo nad sobą panowałam. - Przeprosisz go przy najbliższej okazji.
- Żebym miała za co.
- MASZ! UWIERZ MI, ŻE MASZ! - wydarłam się. - Jak możesz być taką hipokrytką?! Mi mówisz, że jestem taka siaka i owaka, ale może pierw spójrz na siebie, a potem oceniaj innych!
- Hamuj ten język.
- Bo co?!
- Natalia, Dominika ma rację. Idziemy. - w trybie natychmiastowym zabrał moją mamę i opuścił salę.

Wypuściłam powietrze i opadłam na poduszkę. Spojrzałam na Kacpra i Kamilę.

- Grubo, nie powiem, że nie... - mruknął Piechocki.
- Moja mama prawie mnie wyprowadziła z równowagi. - jęknęłam.
- Domcia lepiej zadzwoń do Wojtka, co?
- Masz rację. Jezu tak mi wstyd za moją mamę. - odgarnęłam włosy z czoła. - Dzięki, że jej nagadałaś, bo ja bym chyba wyszła z siebie i stanęła obok.
- Nie ma za co, cisnęły mi się gorsze słowa na usta, ale się wyhamowałam. - mruknęła.

Wzięłam telefon do ręki i od razu wybrałam numer Wojtka.

- Halo? - odebrał po trzech sygnałach.
- Gdzie jesteś? - Spytałam.
- Własnie otwieram samochód.
- Wojtek, wróć tutaj...
- Wiesz co? Po tym jak twoja mama na mnie naskoczyła, to chyba podziękuję.
- Moich rodziców już nie ma. Wyprosiłam ich. - stwierdziłam.
- Serio? Dominika ja nie chcę, żebyś miała przeze mnie kłopoty.
- Szczerze grzeje mnie to. - stwierdziłam. - Nie powinna tak się zachować. Zachowała się tragicznie i jest mi tak za nią wstyd...
- Tobie nie musi być, nie przejmuj się, w sumie miała trochę racji.
- Ale ogarnęliśmy sytuację tak? Proszę...
- Podjadę samochodem.
- Dobra. - odpowiedziałam i się rozłączyłam się.

Spojrzałam na swoją przyjaciółkę.

- I?
- Podjedzie tu samochodem, ale jest już tak zniechęcony, że... W sumie się nie dziwię, bo ja bym się nie dała wołami zaciągnąć. - Stwierdziłam i odłożyłam telefon.
- Ale grunt, że przyjedzie. - powiedział Kacper. 

Potaknęłam delikatnie. Spojrzałam na telefon. Nie spodziewałam, że mama aż tak na niego naskoczy. Byłam tak zażenowana tą sytuacją, że to była jakaś masakra. Po 5 minutach zobaczyłam Włodarczyka w drzwiach. Pierw się upewnił, czy moich rodziców na sto procent nie ma, a potem dopiero dość niepewnie wszedł do środka.

- Hej. 
- Hej. - odpowiedziałam. - Wojtek ja cię przepraszam za moją mamę. - dodałam na wstępie. 
- Nic się nie stało, miała trochę racji. 
- Co nie zmienia faktu, że źle się zachowała. 
- Potwornie. - Dodała Kamila.
- Dokładnie. - potwierdziłam. 
- Spoko. Naprawdę, przynajmniej wiem, że mam nie wchodzić twojej mamie w drogę. - Zaśmiał się.
- Przez najbliższy czas tak będzie bezpieczniej dla ciebie. - Zawtórowałam mu. 

I tym sposobem chyba zażegnaliśmy cały problem. Znowu siedzieliśmy we czwórkę i rozmawialiśmy, śmialiśmy się i graliśmy w różne gry. Wtem zrobiła się 20:00. Wszedł mój tata do sali. Wojtek od razu się podniósł, tak samo Kacper.

- Dzień dobry. - powiedzieli grzecznie.
- Nie, nie. Siedźcie sobie. Przywiozłem tylko przekąski, owoce, picie no i ładowarkę i powerbanka. 
- Dzięki tato. - Uśmiechnęłam się.
- Jak się czujesz? - Spytał
- Powoli dochodzę do siebie. A jak mama? 
- Zła jak osa. Ale spokojnie, przejdzie jej, w końcu ją przegadamy. - machnął ręką. - A i Wojtek.
- Tak?
- Wiem, że tam z Dominiką coś nie poszło, pokłóciliście się czy coś nawywijałeś, ale przepraszam za zachowanie mojej żony, to było co najmniej chamskie. Należą się tobie podziękowania, jak i Kamili i koledze.
- Kacprowi. - Zaśmiałam się.
- Dziękuję za pomoc. Naprawdę to doceniam. - Dodał.
- Zrobiliśmy tylko to co było właściwe. - Odezwał się. - Nie ma za co dziękować. - dodał Włodarczyk.

Mimo wszystko mój tata podszedł do niego i podał rękę, którą Wojtek zaraz uścisnął, tak samo zrobił Kacper i Kamila. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Chociaż on zachował się tak jak należało.

- No dobrze, ja wam nie przeszkadzam już. Tylko nie siedźcie za długo, bo pielęgniarka powoli zaczyna ścigać, a jest dość wredna. - mruknął.
- Dobrze. Dzięki tato. - Powiedziałam.
- Do jutra. - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z sali.
- Nie wiem jak was, ale mnie przeraziła ta gadanina o pielęgniarce. - Odezwał się Kacper, a my parsknęliśmy wszyscy śmiechem.
- Nie no wygrał. - Zaśmiał się Wojtek.
- Kacper, weź już nic nie mów. - Zaśmiała się Kamila.

Wtem weszła jak terminator pielęgniarka, o której wspomniał mój ojciec. Wszyscy na nią spojrzeliśmy z lekkim przerażeniem.

- Godziny odwiedzin minęły, zapraszam jutro. - odezwała się od niechcenia.
- No dobra Patka, to do zobaczenia jutro. - Uśmiechnęła się Kamila.

Przytuliła mnie mocno. Potem podszedł Piechocki i mnie wyściskał, a na sam koniec Włodarczyk. Po paru chwilach zostałam sama z pielęgniarką w sali. Sprawdziła kroplówkę i poszła. Wzięłam telefon do ręki. Obejrzałam całe my story na snapchacie.W końcu stwierdziłam, że jestem jednak senna i postanowiłam spróbować zasnąć. Jednak to się nie udało, bo mój mózg postanowił przewertować wszystkie wydarzenia z dnia dzisiejszego.
Czy on mówił poważnie, że chciałby, żeby kiedyś było między nami jak dawniej? Czy to był czysty kit? W sumie każdy zasługuje na drugą szansę... Matko Boska, Dominika, co ty sobie wyobrażasz... Kiedy będzie to kiedyś? Czy kiedykolwiek to się stanie... W sumie nie chcę zostać zraniona tak jak ostatnio... A po za tym przecież on gra na praktycznie drugim końcu Polski, więc tak się nie da. Do tego jeszcze może super hiper związek z siatkarzem, Boże Dominika skończ z tymi bajeczkami, przecież to się nigdy nie stanie. Ale w sumie, gdyby mu nie zależało to by go tu nie było, nie przyjechałby drugi raz do szpitala. No chyba że zrobił to dla świętego spokoju. Do cholery jasnej Dominika idź już spać! 



__________________________

Witam Was po przerwie... Nawet nie wiem jak się wytłumaczyć. Po prostu wena mnie kompletnie opuściła, a pozwoliła jedynie na to co jest powyżej. Bądźcie dla mnie wyrozumiałe proszę :(  
Mimo wszystko proszę o wasze opinie w komentarzach, znaczą dla mnie bardzo dużo :)
Do nastepnego :)

czwartek, 9 czerwca 2016

Rozdział 18: Chciałbym, żeby kiedyś było między nami tak jak przedtem.

     Poszliśmy wszyscy na te kebaby. Usiedliśmy przy stoliku. Kamila była tak zaabsorbowana rozmową z Piechockim, że chyba zapomnieli, że jeszcze oprócz nich jestem ja z Wojtkiem. Niemniej jednak bardzo się cieszyłam, że tak dobrze się ze sobą dogadywali. Przyłapałam byłego siatkarza Skry na spoglądaniu na mnie. Udawałam szczerze, że tego nie widzę.

- Dominika! - Zawołała Kamila.
- Co jest? - Spytałam i się otrząsnęłam przy okazji.
- Ziemia! Mulisz nam tu. - Zaśmiała się.
- Sorry. - Mruknęłam i odgarnęłam włosy.
- Co taka wczorajsza? - Zagadnął mnie libero.
- A tak jakoś zamyśliłam się. - Uśmiechnęłam się niemrawo do niego.
- Jakieś problemy?
- Nie no co wy. - Odpowiedziałam od razu. - Niewyspana, bo ktoś z samego rana zadzwonił.
- To co żeś w nocy robiła? - Usłyszałam Wojtka.
- Spałam. A co miałam robić? - Spojrzalam na niego.
- No ja nie wiem. - Zaśmiał się.

Zmrużyłam oczy i pokręciłam przecząco głową. Kamila się do mnie uśmiechnęła. Nie wiedziałam o co jej chodzi, więc posłałam jej dość zdezorientowany wzrok.
Po kilku minutach oczekiwania dostaliśmy zamówione jedzenie i zaczęliśmy jeść. Szerze - gdyby ktoś widział jak my jemy, stwierdziłby, że świnie już lepiej jedzą. Tu sos kapnął, tu kapusta spadła, tu twarz lub ubranie całe uwalone było. Ale dzięki temu było wesoło. Najbardziej śmiałyśmy się z Kamilą właśnie z chłopaków, bo wyglądali po prostu okropnie. Wyjęłam telefon i się obróciłam i zrobiłam nam selfie, które wylądowało na Instagramie z dopiskiem:

"Powiedzenie, że ktoś je gorzej jak świnia w 100% tutaj pasuje 😂"

Po skonsumowaniu dania z kategorii: zabronione dla sportowców, poszliśmy sobie na Starówkę. Kamila szła z Kacprem pierwsza, z racji tego, że ona stąd była i znała to miasto najlepiej z całej naszej grupy. Świetnie się dogadywali, co mnie bardzo cieszyło, ale moje dogadywanie się z Wojtkiem na nowo... już nie szło tak dobrze jak za pierwszym razem. 

- Na ile masz podpisany kontrakt z Lubinem? - Spytałam, żeby nie było głuchej ciszy. 
- Na razie tylko na jeden sezon, wiesz nie chcę się wkopać w bagno i siedzieć nie daj Boże 2 sezony na ławce, chcę trochę pograć i zobaczyć jak jest w tym klubie, a potem się zobaczy. - odpowiedział z uśmiechem.
- No to faktycznie dobrze pomyślane. - przyznałam. 
- A co z Tobą? 
- W sensie co ma być? - Spojrzałam na niego.
- Dalej szkoła? 
- No tak. Dwa lata technikum mi jeszcze zostały. Staram się cieszyć ostatnimi dniami tych wakacji, bo wiem, że czeka mnie taki zapierdziel, że głowa mała. W sumie Kamilę też. 
- Egzaminy masz? 
- No, ale to za rok w czerwcu, ale mam teraz zaraz praktyki na początku roku, a jak to z nauczycielami, przypominają sobie o ocenach na ostatni dzwonek, więc wiesz. 
- Ta, wiem coś o tym, na szczęście mam to za sobą. - Uśmiechnął się delikatnie. - A chociaż fajnie spędziłaś te wakacje? 
- Nie były najgorsze, ale do najlepszych też nie należały. 
- Widziałem na zdjęciach jak szalałaś na plaży. - Spojrzał na mnie. - Wyglądałaś na szczęśliwą.
- To było tego dnia co mnie odwiedziłeś. - Wyszukałam w telefonie jedno ze zdjęć z plaży i mu pokazałam. - Natalia, ta szatynka, to jedna z moich najlepszych kumpeli z klasy. Wyciągnęła mnie tam. I powiem szczerze to był jeden z lepszych momentów jeśli chodzi o tegoroczne wakacje. - Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Mimo moich odwiedzin?
- To uszło w tłumie. Tym bardziej, że niby mamy sytuację ogarniętą. - Spojrzałam na niego.
- No mamy, mamy. Niby.
- Co masz na myśli?
- Nic. Tylko... - Podrapał się po głowie. - Chciałbym, żeby kiedyś było między nami tak jak przedtem. Ale wiem, że spieprzyłem na tyle, że to się nigdy nie stanie. A przynajmniej nie w tej najbliższej przyszłości. Być może nawet nie w tej odległej.

I w tamtym momencie mnie zamurowało totalnie. Patrzyłam na niego z rozdziawioną buzią. Tak się zapatrzyłam idąc, że przywaliłam całą sobą w latarnię z taką siłą, że się od niej odbiłam i aż zagruchotało. Jęknęłam z bólu i złapałam się za głowę.

- Ja piernicze Domcia żyjesz? - Spytał szybko.
- Chyba. - Jęknęłam.
- Coś ty zrobiła? - Podeszła moja przyjaciółka.
- Przywaliła w latarnie. - Powiedział z powagą siatkarz, po czym wybuchł śmiechem, jak pozostałe towarzystwo.
- Ha ha bardzo śmieszne. - Mruknęłam, a potem sama zaczęłam się śmiać.

Staliśmy przy tej latarni chwilę, aż mroczki przed moimi oczami zginęły i poszliśmy dalej. Oczywiście Piechocki z moją przyjaciółką prawie pokładali się ze śmiechu na ulicy. Ja zaś dalej nie mogłam wyjść z szoku, że Włodarczyk nie dość, że zdobył się na takie słowa, ale jeszcze wypowiedział z taką szczerością, że skończyło się u mnie to jak skończyło.

- Na pewno wszystko w porządku?
- W szoku jestem. - odpowiedziałam prosto z mostu.
- Z faktu, że przywaliłaś w latarnię czy z powodu tego co powiedziałem kilka chwil wcześniej?
- Chyba z jednego i drugiego. - Mruknęłam i odgarnęłam włosy.

Po kilkunastu minutach spacerowania poczułam nasilający się ból głowy. Kiedy usiedliśmy sobie na ławce, wpatrywałam się tępo w jeden punkt. Nawet nie reagowałam na początku na to, co ktoś do mnie mówił.

- Dominika coś zbladłaś. - Zauważył Piechocki. - Wszystko w porządku?
Spojrzałam na niego z przymrużonymi oczami.
- Yhm... Ja tylko... Jakoś słabo tak, w ogóle... - Zaczęłam bredzić i gubić się w tym, co mówiłam.
Bełchatowski libero spojrzał na Kamilę, a potem na Wojtka.
- No nie wydaje mi się. Domcia. - Klęknął przede mną. - Ile palców widzisz?
- Cztery? - Spytałam i wytężyłam wzrok.
- Nie jest dobrze.
- Co jest? - Spytała moja przyjaciółka.
- Domcia może mieć wstrząs mózgu.
- Może wezwijmy pogotowie?
- NIE!  - powiedziałam stanowczo. - Żadnego pogotowia.
- Ta i padniesz jak przy kanarach? O nie ma mowy. Albo wzywamy pogotowie, albo sama tam pójdziesz.
- Bo co?
- Bo inaczej cię zmusimy. - odpowiedziała moja przyjaciółka.
- I co niby zrobisz?
- Chociażby cię zaniosę. - Usłyszałam Włodarczyka.

I tu nadszedł koniec moich protestów. Wiedziałam, że już nie mam co dyskutować, ale naprawdę nie czułam się najlepiej, więc nawet na to już nie miałam siły. Kamila wezwała pogotowie, które po 10 minutach się pojawiło i mnie zabrało wraz z nowym nabytkiem Cuprum Lubin, który zdeklarował się, że pojedzie ze mną. Leżałam trochę wczorajsza na tych noszach. W pewnym momencie wszystko zaczęło się robić coraz mniej wyraźne. Robiło się też coraz ciszej...

~*~

Gdy otworzyłam oczy przywitało mnie już znajome mi nieprzyjemnie rażące światło lamp. Zmrużyłam oczy i się skrzywiłam, jednak po chwili obraz mi się wyostrzył. Rozejrzałam się po pomieszczeniu.

- No śpiąca królewno. Witamy z powrotem. - Usłyszałam. 
- Bardzo śmieszne. - mruknęłam. - Co mnie ominęło?
- Panika ratowniczki medycznej, która na początku stwierdziła, że nic ci nie jest, ale jak straciłaś przytomność to nie wiadomo kto bardziej potrzebował pomocy, ty czy ona. - Odpowiedział z uśmiechem.
- I to jest taki powód do głupkowatego uśmiechu? - Spytałam. 
- Nie, szczerze sam prawie osrałem się ze strachu, głupku. Czemu nie mówiłaś, że się źle czujesz? Gdyby Piechu się nie spytał to prawdopodobnie byś nam padła w połowie drogi na Klimek. 
- No już... Myślałam, że to normalne, ból głowy po przywaleniu w latarnię. A ty nie gadaj, że się przejąłeś? 
- Bardzo śmieszne. - Mruknął. - Tyle, że sierotko Marysiu masz wstrząs mózgu. I twoi rodzice już są w drodze. 
- No chyba nie. - Jęknęłam. - A gdzie Kamila i Kacper?
- Pojechali po Twoje rzeczy. 
- Ty tak serio z moimi rodzicami? - Spytałam.
- Tak. W sumie i tak cię nie mogą zabrać, chyba że przewiozą cię do Gdańska. A to by było za dużo cyrklowania chociażby z samymi papierami. - Odpowiedział. 
- Świetnie... To na ile tu utknęłam? 
- Na tydzień. 
- No jeszcze lepiej. - Prychnęłam ironicznie. 
- Ciesz się, że tylko na tym się skończyło. - zgasił mnie.
- W sumie masz rację. 
- Dominika przyznaje mi racje!? W kalendarzu to sobie zapiszę!
- Możesz nawet na czole jak ci pasuje. - Uśmiechnęłam się. 
- Wredota. 
- Mów mi to. - Zaśmiałam się cicho. 
- Tu masz swój telefon i torebkę, nie bój się nie zaglądałem, nie grzebałem, chociaż bardzo mnie korciło. - podał mi moje rzeczy.
- O dzięki ci łaskawco. - odpowiedziałam. - Serio dzięki. Chociażby za uszanowanie prywatności. 
- Nie ma za co. Odpoczywaj, a ja pójdę powiadomić lekarza, że się obudziłaś. 
- Wojtek. - powiedziałam szybko zanim wyszedł.
- No co jest? 
- Dziękuję. - Posłałam mu delikatny uśmiech.

Ten go tylko odwzajemnił i zniknął za drzwiami. Położyłam głowę na poduszce. Gapiłam się w sufit. Po kilku minutach przyszedł lekarz i przeprowadził wywiad i badania. Nie mówiąc nic konkretnego opuścił pomieszczenie, w którym zaraz pojawiła się cała kompania. 

- No Domcia... 
- Nic nie mów, Kamcia. Nic to nie da. - uprzedziłam ją zanim dokończyła. 
- Moja mama prawie na zawał zeszła, a co dopiero twoi rodzice. 
- Słyszałam, że mają przyjechać.
- Raczej w odwiedziny, bo cię nie mogą zabrać.
- Jakoś przeżyję. 
- A jak się czujesz? - Usłyszałam pytanie Piechockiego. 
- Wiesz, szału nie ma dupy nie urywa, jak to mówią. Ale na pewno jest lepiej niż wcześniej.
- No to tyle dobrego. 
- Fundujesz nam niezłe przygody.
- Poczekaj, jeszcze się nie rozkręciłam. - Zaśmiałam się delikatnie.
- Lepiej tego już nie rób. - Oznajmił od razu przyjmujący. 
- Spokojnie, nie zamierzam. 

I wtedy do mojej sali weszli moi rodzice. Byli zaskoczeni "tłumem" wokół mojego łóżka. Jednak wzrok mojej mamy utkwił na Włodarczyku, który już wiedziałam, że ma przechlapane....


__________________________________________


Witam was po dłuższej przerwie. 
Z góry przepraszam za bardzo duże odstępy w dodawaniu rozdziałów, ale niestety wena nie rozpieszcza, więc mam nadzieję, że powyższy rozdział się Wam spodobał! :)
Dajcie znać, co sądzicie poniżej w komentarzach!
Do następnego! :)