środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 13: Nie wchodźcie na razie!

- Maćkowiak nie żyjesz. - Powiedziałam wkurzona, kiedy przede mną niczym grzyby po deszczu wyrośli Krzysiek i Iwona Ignaczakowie oraz Włodarczyk. 
- Co? Ja nic o tym nie wiedziałam! - Uniosła ręce w geście obronnym. 
- Takie kity wciskaj swojej siostrze, ale nie mi. - Warknęłam. - Super czyli po to tutaj jestem? - Spytałam.
- Musicie w końcu porozmawiać. I nie wciskaj mi kitu, że nie cieszysz się na jego widok, bo widzę, jak ci się oczy świecą. 
- Ja cię kiedyś zabije jak Boga kocham. - Jęknęłam. - Serio Kami nie mam ochoty na rozmowę, nie z nim. 
- Kiedyś musicie porozmawiać.
- Ale nie dzisiaj! - Powiedziałam. - Czekaj moment... On jest jedną z gwiazd na meczu gwiazd?! - niemalże krzyknęłam podczas czytania. 

     Spiorunowałam swoją przyjaciółkę takim wzrokiem, że gdyby mógł zabijać, to by już nie żyła. Pokręciłam głową z dezaprobatą i schowałam telefon do torby. 
No świetnie. Czyli czeka mnie rozmowa. 
Ciśnienie podskoczyło mi do dwustu. Nawet nie miałam jak zwiać, żeby mnie nie zauważyli, bo szłyśmy dosłownie zna przeciwka. Już czułam na sobie wzrok siatkarza. Jego mina była też bezcenna. 

- Stara ja nie dam rady. - Jęknęłam - W co ty mnie wkopałaś? 

Ta nie odpowiedziała, bo byłyśmy tylko parę kroków od nich. Przełknęłam głośno ślinę. Były siatkarz Skry patrzył na mnie, a ja spuściłam wzrok i patrzyłam na bruk. 

- Kamila. - Zaczął Włodarczyk. 
- Wojtek. - Odpowiedziała przyjaciółka. 

Widziałam jak po raz kolejny zmierzył ją od góry do dołu nieprzyjemnym wzrokiem. Szczerze można było się do tego przyzwyczaić. W końcu spojrzałam na niego i pana Ignaczaka. 

- Ktoś ci jajko rozbił na włosach?
- A tobie na twarzy? - Uniosła brew. 
- Sarkastyczna jak zawsze. - Powiedział z uznaniem.
- Szczera. - Uśmiechnęła się chytrze. 
- Włodi może przedstawisz nam młode panie? - Spytał Igła.
- To jest Kamila, a to... To jest Dominika.

    Kiedy usłyszałam, jak on wymawia moje imię, usłyszałam niemal ból w jego głosie. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. 

- Bardzo nam miło. - Podała nam ręce pani Iwona.
- Nam również. - Odpowiedziałam grzecznie i uścisnęłam jej dłoń. 
- Skąd Was tutaj przygnało? - Spytał Igła.
- Z Grudziądza. - Odpowiedziała Kamila z uśmiechem.
- A Dominika? - Spojrzał na mnie.
- Z Gdańska. 
- Dobra przestańcie robić przesłuchanie, dziewczyna się speszyła. - Zaśmiała się żona Ignaczaka. 

Uśmiechnęłam się delikatnie na to. Spojrzałam na swoją przyjaciółkę. Moje spojrzenie niemal krzyczało RATUJ!  Teraz zaczęło do mnie docierać poczucie winy. 

- A może koleżanki się do nas przyłączą? - Spytała pani Ignaczak.
- Eeee, nie wiemy... Nie chcemy przeszkadzać i sprawiać problemu, proszę pani. - Uśmiechnęła się Kamila.
- Jaka pani? - Zaśmiała się. - Iwona. 
- Kamila.
- Dominika. - Podałyśmy sobie ręce.
- A po za tym to żaden problem, tylko przyjemność! Chodźcie. Pójdziemy coś zjeść. - Uśmiechnął się Igła. 

     Spojrzałyśmy na siebie wzrokiem o nie znowu jedzenie. Wszyscy się zaśmiali oprócz mnie i Włodarczyka. Zapowiadało się bardzo ciche i niezręczne popołudnie dla nas obojga. Pech tak chciał, że przemierzaliśmy uliczki Torunia, idąc obok siebie. Kamila bez problemu rozmawiała z Ignaczakami, a my milczeliśmy. 

- Dlaczego nie odbierałaś telefonów? Nie odpisywałaś na wiadomości? - Usłyszałam po chwili jego pytanie. 
- Bo nie mogłam rozmawiać. - Odparłam po chwili zastanowienia. 
- Przez dwa tygodnie? Dominika co się dzieje? Tylko nie mów mi, że nic, bo w ten kit drugi raz nie uwierzę. 
- Próbowałam zaliczyć rok, żeby przejść do następnej klasy. Jestem zawalona nauką. 
- Jasne... Niech ci będzie. Nie chcesz, nie mów. 
- Wojtek. - Jęknęłam.
- Dobrze wiem, że chodzi o coś jeszcze, nie tylko o naukę. Domcia... - Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. 

Wzięłam głęboki oddech. Nie mogłam mu powiedzieć, bo by się wydało, że faktycznie coś do niego czułam. Przemilczałam to. Spojrzałam przed siebie. Poszliśmy do jakiejś restauracji. Z racji tego, że z Kamilą obżarłyśmy się lodami u Lenkiewicza, wymigałyśmy się od jedzenia, tylko zamówiłyśmy napoje, co było nam bardziej potrzebne niż jedzenie tego dnia. Moje poczucie winy powoli sięgało zenitu. 

- Przepraszam, muszę do łazienki. - Powiedziałam w końcu i pognałam na koniec sali do toalety. 

Zamknęłam się w kabinie. Odgarnęłam włosy z czoła. Oczy zaszły mi łzami. Po paru minutach usłyszałam pukanie do drzwi. 

- Zajęte. - Powiedziałam, starając się brzmieć normalnie. 
- To ja. - Usłyszałam swoją przyjaciółkę. 

Otworzyłam po chwili drzwi. Było widać, że zalałam się łzami. Ta nic nie mówiła tylko mocno mnie przytuliła. 

- Hej... No już... - Szeptała.
- Ja nie mogę tam wyjść. Nie w takim stanie.  - Jęknęłam.  
- Wiem. Opłucz twarz zimną wodą. - Poradziła mi, a gdy to zrobiłam to kontynuowała. - Musisz z nim porozmawiać.
- Ja nie potrafię! Po za tym on chyba już nie chce ze mną rozmawiać. 
- Żebyś ty widziała jego wzrok jak szłaś do łazienki. - Zaśmiała się cicho. - Jeśli coś ci powiedział, to mu wygarnę. 
- Ale on nic nie zrobił tylko ja! To ja nie odbierałam tych pieprzonych telefonów, to ja nie odpisywałam na wiadomości! To moja wina rozumiesz?! A poczucie winy mnie kurwa zabija... - Wyszeptałam i przepłukałam ponownie twarz, a potem ją wytarłam. 
- Od razu lepiej wyglądasz. Trzymaj tu puder i się ogarnij. - Dała mi swoje kosmetyki i po chwili wyszła. 

Kiedy ja zakrywałam wszystkie ślady płaczu, a przynajmniej starałam się to zakryć, ktoś wpadł do łazienki.

- No już myślałem, że spierdzieliłaś przez okno. - Usłyszałam Włodarczyka.
- Aż takim tchórzem nie jestem. - Zaśmiałam się mimo woli.  
- Domcia jeśli chodzi o tamten pocałunek...
- Nic nie znaczył, to już wiem. - Znowu weszłam mu w słowo. 
- Daj mi dokończyć głupku. - Zaśmiał się pod nosem. 
- Śmieszy cię to? - Spytałam z powagą, bo wcale mi nie było do śmiechu. 
- Nie... - Automatycznie spoważniał. - Słuchaj nie dałaś mi wtedy dokończyć.
- Nie musiałeś. Wyraz srającego kota na pustyni mówił za ciebie wszystko.
- Czyli chodzi o ten pocałunek. - Stwierdził.  
- Wojtek... 
- Daj mi skończyć. Chciałem powiedzieć, że znaczył i to dużo... Myślisz, że gdyby to nic nie znaczył, to bym dzwonił i pisał do ciebie jak pojebany? - Spytał, uśmiechając się delikatnie.

CZY JA SIĘ WŁAŚNIE PRZESŁYSZAŁAM?!

Patrzyłam na niego jak zaczarowana. Nie wiedziałam i nie byłam w stanie nic powiedzieć. Chłopak patrzył na mnie dość niepewnie. 

- Domcia? - Spytał. 


     Uśmiechnęłam się szeroko, po czym podeszłam do niego i po prostu złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że ten chłopak może tyle dla mnie znaczyć. A on już w ogóle sobie z tego sprawy nie zdawał. 
     Siatkarz położył dłoń na mojej szyi i objął mnie, tym samym przyciągając do siebie i pogłębiając pieszczotę. To było istne niebo. Wymienialiśmy pocałunki tak długo, dopóki nie zabrakło nam tchu.
      Oczywiście byłoby zbyt pięknie, gdyby nikt nam nie przerwał. Tym kimś był Krzysiek.

- Co wy ludzie zaginęliście w ak - przerwał swój monolog, kiedy zobaczył nas godzących się. - cji. -Dokończył po chwili. 

Szybko się od siebie oderwaliśmy i spojrzeliśmy na Ignaczaka. Ja jak to ja spaliłam buraka, bo jakżeby inaczej. 

- Krzysiu, nie masz za grosz wyczucia. - Zaśmiał się Wojtek. 
- To wy się tu... ten, a ja wpadnę później. - Zawtórował mu libero Asseco Resovii i wyszedł. 

Spojrzałam na Włodarczyka. Ten tylko wzruszył ramionami, ale cały czas się uśmiechał. 

- Nie wchodźcie na razie! Godzą się! - Usłyszeliśmy głośno mówiącego Igłę. 

Oboje parsknęliśmy potwornie głośnym śmiechem. Przytuliłam się do chłopaka, dalej się śmiejąc. Po chwili oboje wyszliśmy z łazienki z takimi bananami na ryju, jakbyśmy szóstkę w totka wygrali. Wszyscy się na nas patrzyli. Poczułam jak Wojtek splata mocno nasze dłonie. Kiedy na niego spojrzałam, ten puścił mi oczko. Zaśmiałam się pod nosem. 

- Co nas ominęło? - Spytał Włodarczyk, kiedy oboje usiedliśmy przy stole. 
- Jedzenie. - Zaśmiała się Iwona. 
- E czyli nic ciekawego. - Machnął na to ręką.

Spojrzałam na Kamilę. To ona go tam przysłała, wiedziałam to. Uśmiechnęłam się do niej. Wypiłam do końca swój napój.

- Powoli będziemy się tam zwijać, co? - Spytała Iwona.
- No trza by było. - Przyznał rację swojej żonie Igła.

     Gdy zapłaciliśmy za zamówione rzeczy, poszliśmy w stronę miejsca, gdzie miał się odbyć Mecz Gwiazd. Tym razem wszyscy rozmawialiśmy jak najęci. W tym czasie wyciągnęłyśmy od Iwony parę łatwych przepisów na zdrowe posiłki i ćwiczeń. Wszyscy dla jaj zaczęliśmy udawać typowych turystów i robiliśmy zdjęcia czemu popadnie. Włodi jak to Włodi strzelał milion seliafów z selfie sticka.

- Domcia. - Szturchnęła mnie przyjaciółka.
- Co? - Spytałam z uśmiechem.
- Jesteś zła?
- Nie. Teraz ci przyznaję, twój podstęp to był dobry pomysł.
- No widzisz. - Zaśmiała się.
- Co tam tak gadacie? - Spytał Wojtek.
- Obgadujemy Cię, - Pokazałam mu język.
- Rozumiem, że w samych superlatywach?
- Ta. - Zaśmiała się Kamcia, a ja razem z nią.
- Ooo widzę, że Cię to bawi, - Uniósł brew.
- I to jak.- Puściłam mu oczko.
- Osz ty. - Powiedział i zaczął mnie łaskotać.

Zaczęłam się śmiać wniebogłosy i wiercić. To wyglądało lepiej jak taniec szamana. Ludzie patrzyli się na nas jak na ludzi specjalnej troski. Siatkarz nie miał dla mnie żadnej litości. Ignaczakowie i Kamila zamiast pomóc wyciągnęli telefony i zaczęli nagrywać. Ludzie mocno pomocni.

- Dobra już dość! - Jęknęłam
- Poddajesz się? - Spytał.
- Tak. - Mówiłam, śmiejąc się.
- Niech Ci będzie. - Poczułam jak składa pocałunek na moich włosach. - Przegrzewasz się.
- Żebyś ty się nie przegrzał. - Uniosłam głowę.
- No już już. - Zaśmiał się i skradł mi szybko buziaka. - Ja się zdążę przegrzać podczas gry.
- To wiemy. - Poklepałam go po ramieniu. 

Kiedy doszliśmy do boiska, uzgodniliśmy, że ja i Kamila będziemy siedziały na trybunach. Usiadłyśmy sobie w drugim rzędzie mniej więcej po środku. Obserwowałyśmy jak jeszcze młodzicy dokańczali mecz. 

- Co tak myślisz? - Spytała.
- A nic. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Tak sobie.
- Martwisz się?
- Teraz jedynie egzaminami. Potem już z górki i wakacje. Tyle wygrać. - Spojrzałam na nią.
- Ooo patrz, gwiazdy wychodzą. - Zaśmiała się.

     Kiedy wyszli się rozgrzać dosłownie trzy czwarte tłumu zaczęło robić zdjęcia i kręcić filmiki. W końcu animator zaczął przedstawiać siatkarzy. W jednej drużynie byli Dominik Witczak z Grześkiem Boćkiem, a w drugiej Igła i Włodi.  Dla jaj Ignaczakowi podstawili leżaczek, żeby sobie usiadł. Potem powiedział kilka słów na temat tej imprezy i po kilku minutach rozpoczęła się gra.
     Oczywiście była to plażówka na wesoło. W pewnym momencie Bociek zniósł sędzinę z podestu i się zamienił z nią miejscami. Tam była taka rotacja składem, tyle humoru, że po prostu publika płakała ze śmiechu ze mną i Kamilą na czele. Najlepsze były sytuacje kiedy Wojtek oblewał nieprzyjemnym wzrokiem moją przyjaciółkę, a do mnie się szczerzył jak głupi do sera. Widząc to, po prostu zaczęłam się śmiać. Po nieco ponad godzinie mecz zakończył się zwycięstwem pomarańczowych czyli Wojtka i Krzyśka. Dzieciaki i wszyscy chętni mieli też okazję do wykazania się na piasku, grając właśnie z nimi.
    Po zabawach na piasku wszyscy kibice zebrali się wokół barierek na czele z nami. Co znaczyło jedno. Wszyscy chcieli zdjęcia i autografy. Na nasze nieszczęście stałyśmy obok dwóch napalonych hotek.

- Na pewno nas zapamięta, byłyśmy z tego całego tłumu najlepsze. - Odezwała się jedna.
- No pewnie! I do tego najładniejsze. W porównaniu z całą resztą. Błagam cię. - Prychnęła druga.
- O Jezu Włodarczyk do nas idzie! Jak wyglądam? Nie mogę wyjść jak idiotka przy nim!
- A ja? Kurcze musimy mieć dobrą bajerę. - Mówiła podniecona.

Spojrzałam na Kamilę z uniesioną brwią niczym Uriarte. Ta ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Kiedy już był przy barierkach, spytał:

- Jak się podobało?
- Byłeś najlepszy! Z Tobą grać to jak wygrać życie! - pisnęła, jedna z nich, a ja się zaczęłam śmiać, bo to było do nas.

Włodarczyk patrzył taki nieco zdezorientowany na mnie i na Kamilę. Wzruszyłam bezradnie ramionami, bo dwie panienki dosłownie okupowały go słownie, mało co tam nie sikały.

- Weź go ratuj Szafraniec, bo psychicznie się załamie. - Szturchnęła mnie Kamila.
- Jo. - Odpowiedziałam. - Hej słoneczko. - Wyszczerzyłam do niego ząbki.
- Hej. - Od razu się od nich oddalił jak oparzony i podszedł do nas, po czym delikatnie mnie pocałował. - Dziękuję za ratunek. - Szepnął mi w usta.
- Nie ma za co. - Zaśmiałam się cicho.


Gdy zobaczyłam minę tych dwóch dziewczyn, prawie tam umarłam. Prawie musiały zbierać szczękę z podłogi.


- To ponowię pytanie. Jak się podobał mecz? - Zaśmiał się.
- Śmieszny. Z Kamilą płakałyśmy ze śmiechu. - Odpowiedziałam. - Zupełnie jak teraz.
- To nie było śmieszne. - Jęknął.
- Było. - Poparła mnie przyjaciółka z uśmiechem.
- Dużo wam zostało czasu? - Spytał.
- No z jakieś dwie godzinki mamy do pociągu, a co?
- Bo zaraz mamy krótką  konferencję w Dworze Artusa.
- Nie mamy wejściówek. Dzwoniłam do radia przez tydzień i nikt nie odbierał, a wczoraj gdy łaskawie odebrali powiedzieli, że już ich nie ma. - Mruknęła Kamila. - Więc lipa.
- Serio... Czy odbieranie telefonów, aż tak boli?
- Jak widać.
- To zajmie gdzieś tak z pół godziny, poczekacie?
- Jasne. Poszwendamy się po Starówce czy coś. - Uśmiechnęłam się. - No już uciekaj, kibice się niecierpliwią. - Uśmiechnęłam się do niego.
- No dobra. Tylko się nie zgubcie. - Cmoknął mnie w policzek na pożegnanie i poszedł.

Z uśmiechem odsunęłyśmy się od barierek. Widziałam jak te dziewczyny próbowały zabić mnie wzrokiem. W końcu udało nam się wydostać z tego tłumu, więc poszłyśmy w swoją stronę. Rozmawiałam z Kamilą o tej całej sytuacji. Było to dla nas śmieszne. Te pół godziny zleciało nam jak z bicza strzelił, więc pognałyśmy pod Dwór Artusa. Nie musiałyśmy długo czekać, bo dosłownie po paru sekundach zobaczyłyśmy Wojtka. 

- Ale żeś się zjarał. - Stwierdziłam po czerwonych jak rak ramionach i twarzy. 
- Zaczynam to odczuwać. - Zaśmiał się. 
- Chodźcie pójdziemy do drogerii po jakiś balsam czy coś, bo jutro nie będziesz w stanie żadnej koszulki założyć. - Powiedziałam i po chwili byliśmy w Rossmannie. 

Wzięłam balsam chłodzący po opalaniu i go kupiłam. Te zakupy zajęły nam dwie minuty. Po wyjściu od razu postanowiłam mu pomóc. 

- Dobra dawaj te ramiona, bo juto będziesz stękał z bólu. - Zaśmiałam się. 
- Twój nos. - Pokazał mi język. 
- Serioo? - Jęknęłam i szybko przejrzałam się w lusterku. - Niech to szlag. - Mruknęłam.
- Dwa Rudolfy się dobrały. - Moja przyjaciółka zaczęła się śmiać. 
- Dobra dawaj ten balsam, bo zaczynam coraz bardziej to odczuwać. 
- Już. - Z trudem powstrzymywałam śmiech.

Otworzyłam balsam i po chwili nasmarowałam jego ramiona. Chłopak musiał niemalże kucnąć, bo był żyrafą. Ja zaś nasmarowałam sobie nos i całą twarz, Kamila zrobiła to samo. Potem zrobiliśmy sobie spacer po Toruniu. 

- Dobra my będziemy uciekać, bo pociąg zaraz nam ucieknie. - Stwierdziłam, po tym jak spojrzałam na zegarek w telefonie.
- To może ja was odprowadzę, co? 
- A sam się nie zgubisz w drodze powrotnej? - Spytałam.
- Proszę Cię, ja? - Posłał mi znowu swój uśmiech. 
- No spoko. - Zaśmiałam się. 

Poszliśmy na stację Toruń Wschodni, bo było o wiele bliżej niż do Głównego. Podczas drogi siatkarz splótł mocno nasze palce. Spojrzałam na niego z uśmiechem. Kiedy dotarliśmy na peron, Włodarczyk od razu wyciągnął telefon i zrobiliśmy sobie grupowego selfiaka, a potem tylko ja z nim i to jeszcze jak całował mnie w czubek głowy. 

- Nasz pociąg jedzie. - Odezwała się Kamila.
- No dobra dziewczyny macie na siebie uważać. 
- Spoko, jak przyjedziemy to będzie jeszcze widno. - Zaśmiałam się.
- Ale i tak. - Powiedział z uśmiechem. - Jak tylko wrócę do Polski, to cię odwiedzę.
- Tylko, żebyś nie trafił na dzień egzaminu. 
- A kiedy masz? 
- 24 czerwca. 
- To po egzaminie. - Cmoknął mnie w czoło. - Dobra, to uciekajcie i napiszcie, czy dojechałyście.
- Jasne. - Uśmiechnęłam się. 
- A i Kamcia. 
- Co? 
- Nie odbieraj telefonu jak jesteś najebana, obie. - Parsknął śmiechem.
- Co? - Spojrzałam na przyjaciółkę nieco zdezorientowana. 
- Nie pamiętacie? 
- No chyba coś mi umknęło. - Zaczęłam się śmiać. - Boże co za wstyd. 
- No już. Lećcie. - Pogonił nas bo drzwi akurat się otworzyły. 

Kiedy wyruszyłyśmy w ich stronę, wróciłam się szybko i pocałowałam na pożegnanie. 

- Dobra teraz możesz iść. - Zaśmiał się chłopak i pomachał na pożegnanie, kiedy już wsiadłyśmy do pociągu. 

Szczerze miałam ochotę zabić Maćkowiak za to, że mi w ogóle nie powiedziała, ale gdyby to zrobiła, to nic z tych rzeczy się by nie wydarzyło i za to byłam jej wdzięczna. 

____________________________________________________________

Witam Was ponownie :)
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał i liczę na wasze opinie.
Z racji tego, że już jutro Wigilia, chcę życzyć Wam Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku i podziękować za niesamowity prezent w postaci 12000 wyświetleń! :)
Do zobaczenia wkrótce! :)

środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 12: Maćkowiak nie żyjesz

   
Na początek chciałam się przywitać :D 
Tutaj łapcie kolejny rozdział, który mam nadzieję, że się spodoba ;)
Chcę podziękować za ponad 10800 wyświetleń! To jest obłęd! <3
Życzę miłego czytania i do następnego! 
P.S. Komentarze są bardzo motywujące, więc dajcie znać, co sądzicie :)

___________________________________________________________


      Po rozmowie z rodzicami ustaliliśmy, że wracam z Grudziądza w poniedziałek, czyli ten dzień mam wolny od szkoły. Zaskoczyło mnie to, ponieważ zawsze byli dość sceptyczni na moje opuszczanie szkoły, no chyba że to była ostateczność.
     W szkole zaliczyłam bez problemu te sprawdziany, co mi zapowiedzieli, po czym pojechałam szybko do domu. Spakowana byłam już od wczoraj, więc o to nie musiałam się już martwić.

- O fajnie, że jesteś, zjesz obiad i możemy jechać. - Przywitała mnie takimi słowami mama.
-  No fajnie. - Uśmiechnęłam się i poszłam szybko się odświeżyć.

Po wszystkich potrzebnych i wykonanych czynnościach poszłam do kuchni zjeść obiad, jak mama prosiła.

- Dopakowałam ci jeszcze parę rzeczy, bo znając ciebie i Kamilę to gdzieś jeszcze pewnie do klubu dzisiaj pójdziecie.
- Prawdopodobnie, ale pisała mi, że w Grudziądzu leje i jest burza, więc prędzej kupimy sobie coś w sklepie i będziemy oglądały filmy. Ale dzięki. - Uśmiechnęłam się.
- Ale masz dobry humor.
- Mamo nie widziałam się z nią ponad miesiąc, mamy sporo do nadrobienia.
- Ale już się tak nie stresujesz?
- Nie no co ty. Teraz to jadę jak do rodziny. - Zaśmiałam się i dokończyłam jedzenie zupy.

Szybko po sobie posprzątałam. Dopakowałam jeszcze ładowarkę i parę kosmetyków, po czym po prostu zapięłam walizkę.

- Zdajesz sobie sprawę, że jedziesz tylko na trzy dni? - Zaśmiał się tata, widząc, że ledwo mi się to udało.
- Ale wiesz, trzeba mieć wybór, a po za tym to są same niezbędne rzeczy. - Zawtórowałam mu.
- Jasne, jasne. Ciekawe co by było, gdybyś gdzieś jechała na dłużej niż tydzień.
- Pewnie dwie walizki to by było za mało. - Stwierdziłam non stop się uśmiechając.
- Oj Domcia, co my z tobą mamy. - Westchnął i poszedł sobie.

Pokręciłam głową z dezaprobatą, dalej się śmiejąc pod nosem. Zaniosłam walizkę do przedpokoju. Obejrzałam i obróciłam się w lustrze.

- No już. Dobrze wyglądasz. - Usłyszałam, jak mama się ze mnie śmieje.
- Widzę, że masz ze mnie niezły ubaw.
- No jak zawsze. - Poklepała mnie po ramieniu.
- Z dopiskiem kochająca mama. - Mruknęłam pod nosem.
- Słyszałam! - Krzyknęła z łazienki.

      Tata słysząc naszą wymianę zdań zaczął się śmiać. Zaniósł po chwili moją walizkę do samochodu. Zarzuciłam na siebie swoją skórzaną skórę. Co z tego, że był już czerwiec, jak wcale nie było ciepło. Po paru minutach siedziałam z tyłu w samochodzie. Z racji tego, że tata dużo jeździł i znał te drogi na wylot, nie potrzebował nawigacji, tylko jechał sobie od tak.  Po dwóch godzinach wysłałam Kamili esemesa, że jestem na moście i spotykamy się pod Makiem jak zawsze.

- Jezu w końcu. - Szepnęłam podekscytowana.
- Tylko wiesz, Domcia.
- Tak wiem, mamo. Mam być grzeczna, pilnować porządku i w ogóle. - Zaśmiałam się.

Kiedy zaparkowaliśmy na parkingu pod McDonald'sem, od razu wysiadłam, bo widziałam swoją przyjaciółkę. Podbiegłam do niej.

- Hej! - Pisnęłam i mocno się przytuliłyśmy.
- No siema. - Zaśmiała się. - Dzień dobry! - Przywitała się z moimi rodzicami.
- Dzień dobry. - Odpowiedzieli chórkiem.
- Dzień dobry. - Przywitałam się z mamą Kamili.
- Cześć Domcia! - Uśmiechnęła się.

I to był ten moment, kiedy nasi rodzice się poznali. W czasie kiedy oni sobie ucinali miłą pogawędkę, ja wzięłam swoją walizkę.

- Długo jechaliście,
- Rodzice postanowili, że pojadą sobie starą jedynką, czyli przez Tczew i inne zadupia. A tam non stop ruch wahadłowy, bo remonty. Normalnie myślałam, że korzenie zapuszczę. - Mruknęłam. - Ale jestem, przybyłam.
- Haha i to w wyśmienitym humorze.
- No a jak! - Powiedziałam z entuzjazmem. - Ale ty coś niekoniecznie.
- Czy ty widzisz, co ja mam na głowie?
- Byłaś u fryzjera. To wiem.
- Mam kurwa blond tęcze na głowie. - Mruknęła niezadowolona.
- Pokaż to. - Powiedziałam i obróciłam dziewczynę tyłem.
- Widzisz?
- No najlepiej nie jest, ale może jak umyjesz głowę, to się kolor wyrówna.
- Jo. Chuja, nic się nie wyrówna.
 - Spokojnie. Zobaczymy. - Uspokajałam ją.

Po chwile pożegnałyśmy się z moimi rodzicami i pojechałyśmy jeszcze do Intermarche po zakupy, a potem do domu.

- No dzisiaj z Coola chyba nici.
- No lipna pogoda jest. - Przytaknęłam. - Ale mamy prowiant, więc spoko. - Zaśmiałam się.
- Joo znowu noc z horrorami.
- Niedługo nam się filmy skończą. - Powiedziałam.

Wzięłyśmy sobie z kuchni szklanki, zrobiłyśmy drinki, a potem poszłyśmy do Kamili pokoju. Włączyłyśmy sobie horror. Nie urwał dupy, że tak powiem, bo chyba wszystkie możliwe już miałyśmy obejrzane i byłyśmy dość wybredne w tej kategorii. Gadałyśmy długo. Bardzo długo. Zdążyłyśmy we dwie całą połówkę wypić. Było wesoło.

- A coś się odzywał? - Spytała w końcu.

Pokazałam jej swój telefon. Ta zaczęła przeglądać połączenia i wiadomości. Wybałuszyła oczy.

- No powiem ci, dobija się.
- Ja nie potrafię z nim rozmawiać. Boję się. - Szepnęłam.
- Przecież on cię nie zje.
- Kami... Po prostu nie chcę sobie robić znowu nadziei, on mnie znowu pocałuje i co? Znowu nie będzie nic znaczyło?
- A powiedział Ci to wprost?
- Doskonale wyczytałam to z jego wyrazu twarzy. Jego zmieszanie i zakłopotanie było wręcz wymalowane. - Mruknęłam i wypiłam do końca swojego drinka.

W pewnym momencie Kamila odebrała telefon.

- Halooo? - Spytała i wzięła na głośnomówiący
- Domcia? - Usłyszałam męski głos
- Nieee. - Zaczęła się śmiać.
- Jesteś najebana...
- Ale o czym ty mówisz? Ja najebana? - mówiła dość pokracznie.
- Domcia nie rób sobie jaj.
- Ale to nie Domcia, cukiereczku. - Mruknęła i zaczęła czkać.
- A kto mówi!? Halo?!
- Kamiiila. - Zaczęła się śmiać, a ja razem z nią.
- Domcia jest tymczasowo niedostępna. - Mruknęłam. - Adios amigos. - Dodałam i się położyłam.

Kamila się rozłączyła po chwili. Obie zaczęłyśmy się śmiać. Nie minęło pięć minut i zaczął dzwonić telefon kolejny raz. Ale tym razem nie mój, tylko przyjaciółki.

- Halo? - Usłyszałam ponownie blondynkę.
- No siema Kamcia, co się tam dzieje? - Usłyszałam i rozpoznałam głos młodego Piechockiego.
- Nic, a co ma się dziać? - Zaczęła się chichrać.
- Włodarczyk do mnie pisze i wydzwania zdenerwowany, spanikowany, że jakaś gruba libacja, wszyscy najebani, że odebrała jakaś dziewczyna, też najebana...
- Kacperku, co jak co, ale ja najebana nie. - Zaczkała. - Nie jestem.
- Oj jesteś i to dość solidnie... - Zaczął się śmiać.
- Nie prawda! - Oburzyła się. - Tylko delikatnie wstawiona.
- A co z Dominiką pijecie?
- Dominika żywa i obecna! - Podniosłam się i zaczęłam śmiać.
- Na to już mi nie musisz odpowiadać. - Sam zaczął się z nas śmiać. - Dobra to mu powiem, że fałszywy alarm. Trzymaj się.
- No. Pa. - Rozłączyła się i odłożyła telefon.

Zasalutowałam i poszłam spać.
     Gdy rano się obudziłyśmy (czyli o 13:00), było źle. Ale wstałyśmy.

- Osz ty w mordę. - Jęknęłam i się podniosłam.
- Stara ja więcej wódki nie tykam. - Mruknęła Kamila.
- Mówisz? - Spytałam i przetarłam twarz.
- Dobrze, że dzisiaj tego nie zrobiłyśmy, bo do Torunia nie wiem jak byśmy się doczłapały. - Zaśmiała się.

Gdzieś koło popołudnia dopiero poszłyśmy sobie na miasto połazić i się dotlenić, żeby się lepiej poczuć. Przy okazji kupiłyśmy na jutro bilety na pociąg. Wróciłyśmy do domu, to akurat Kamili mama wróciła też.

- Dzień dobry. - Powiedziałam.
- Cześć dziewczyny. W sam raz na obiad.
- O super! - Uśmiechnęła się przyjaciółka.

Po konsumpcji posiłku postanowiłyśmy, że będziemy gniły do końca dnia, bo nic nam się nie chciało. I tak się stało.

*

Niedziela. Nie dość, że wolny dzień, to jeszcze czekała nas wycieczka do Torunia, a dokładniej na Plażę Gotyku. Wstałyśmy sobie gdzieś o ósmej rano. Na spokojnie się ogarnęłyśmy, zjadłyśmy śniadanie, zrobiłyśmy porządek w jej pokoju.

- Gotowa? - Spytała Kamila.
- Już chwilę, tylko rzęsy dokończę malować i możemy iść. - Odpowiedziałam.

Kiedy skończyłam malowanie, wzięłam swoją torbę i poszłyśmy na pociąg. Pogoda w Grudziądzu była trochę nieciekawa, ale miałam nadzieję, że w Toruniu będzie lepiej. I tak się stało! Kiedy tylko wysiadłyśmy, poczułyśmy to ciepło. Ten gorąc! Zrobiłyśmy już na samym wstępie dużo snapów i zdjęć. Tak. Typowe turystki. Włączyłyśmy sobie mapę, żeby wiedzieć, jak na Stare Miasto dojść. Droga na szczęście skomplikowana nie była. 

- Dobra tara idziemy do biedry, bo mam Saharę w pysku. - Jęknęła przyjaciółka.
- Spoko, bo ja też zaczynam to odczuwać. 

O dziwo na Starówce były same drogerie, bary szybkiej obsługi i cała masa sklepów. Po chwili w supermarkecie kupiłyśmy to, co chciałyśmy i poszłyśmy dalej. Pochodziłyśmy sobie dość długo. Kiedy znalazłyśmy miejsce, gdzie wszystko miało się odbyć, posiedziałyśmy sobie chwilę na krzesełkach i pooglądałyśmy, jak młodzi grają w plażówkę. 

- Ty. Do meczu zostały jeszcze z dwie godziny. Idziemy się przejść? - Spytałam.
- Jasne. Tylko jakoś w miarę prosto, żebyśmy się nie zgubiły. 
- Nie no spoko. Damy radę. - Uśmiechnęłam się, po czym obie wstałyśmy i poszłyśmy. 

Postanowiłyśmy pójść do Lenkiewicza. Słyszałyśmy opinie, że są tam najlepsze lody w calusieńkim Toruniu. I tak było. Na początku nam się wydawało, że 3 złote za kulkę to zdzierstwo, ale kiedy zobaczyłyśmy jakiego rozmiaru są te kulki, to wysiadłyśmy. Porcje były tak wielkie, że ledwo to zjadłyśmy. 

- Wiesz co? Ja chyba do końca dnia nic nie zjem. - Zaśmiałam się.
- Ja też nie. Jezu, ale to były wielkie porcje.
- No. Zajebiście wielkie. - Przyznałam.
- Idziemy dalej? - Spytała.
-Jo. 

Po paru minutach ponownie byłyśmy w drodze na główną uliczkę. W pewnym momencie trochę zamuliłam i zaczęłam czegoś szukać namiętnie w internecie. 

- Domcia... - Zaczęła Kamila, a ja nic. - Dominika... - Szturchnęła mnie, a ja dalej muliłam w swoim świecie. - SZAFRANIEC! - Wydarła się w końcu.
- CO?! - Spytałam zdezorientowana i spojrzałam na nią.
- Twój mąż idzie. 
- Co? - Spojrzałam na nią taka otępiała. 
- Patrz. - Pokazała brodą przed siebie.

Spojrzałam tam, gdzie ona i zamurowało mnie całkowicie. 

- Maćkowiak nie żyjesz. - Powiedziałam wkurzona.