Po pierwszym meczu zostały już tylko świetne wspomnienia, parę filmików i zdjęć, ale trzeba było żyć dalej. Mecze meczami, ale szkoła też była, więc nie mogłam sobie na za dużo pozwolić. Byłam tylko na meczu z AZS-em Politechniką Warszawską, gdzie Gdańszczanie wygrali 3:2, z Cerradem Czarnymi Radom, gdzie Lotos rozgromił ich 3:0 no i po Nowym Roku wpadłam na mecz z Transferem Bydgoszcz, gdzie Gdańsk wygrał 3:2.
Ten semestr był wyjątkowo krótki, a jeszcze były praktyki w drugim. Nauczyciele dosłownie nie dawali nam przed nimi żyć. Sprawdzian gonił sprawdzian, kartkówka kartkówkę, do tego jeszcze jakieś prace stylistyczne i inne na polski. To był istny horror.
- Dominika masz zrobioną pracę domową? - spytała nauczycielka.
Szybko się zerwałam z ławki i spojrzałam z taką miną "O co chodzi?!" na wszystkich w mojej grupie od niemieckiego. Natalia mi szepnęła na ucho po chwili, że były aż dwie strony w ćwiczeniach. Zamurowało mnie. Spojrzałam z nietęgą miną na panią.
- No bo wie pani... - zaczęłam cicho. - Nie miałam zbytnio czasu. - dopowiedziałam.
- No wiesz co Dominika? - spiorunowała mnie wzrokiem. - Wszyscy mają czas w tej grupie, tylko nie ty. Co się z tobą dzieje?
- Nic się nie dzieje! Po prostu nie mam czasu na wszystko. Myśli pani, że jak siedemnastu czy osiemnastu nauczycieli się skrzyknie na jeden tydzień ze sprawdzianami, kartkówkami i pytaniem, to jest tak łatwo się na to wszystko nauczyć? - spytałam.
- No ale tylko ty pracy domowej nie masz.
- Boże niech już mi wstawi pani tą jedynkę i będzie spokój... Jezu. - mruknęłam pod nosem.
I od tego dnia miałam u niej szczególnie przerąbane. Nie dość, że dostałam jedynkę, to jeszcze uwagę do dziennika. Marzyłam o takim dniu.
Wyszłam z sali tak zdenerwowana. Nauczyciele nie potrafili tego pojąć, że my robotami nie jesteśmy i nie wyrobimy ze wszystkim na pstryknięcie palca.
Ten dzień w szkole był bardzo ciężki. Nie miałam już siły absolutnie na nic. Wróciłam do domu zmordowana gorzej jak po trzech WF-ach pod rząd. Na szczęście rodziców nie było. Rzuciłam torbę na fotel, zdjęłam buty i kurtkę, po czym poszłam do swojego pokoju. Z niecierpliwością czekałam na wiadomości o biletach na mecz z PGE Skrą Bełchatów - drużyną, której jestem kibicem od podstawówki.
Weszłam na stronę klubu i zaczęłam szukać informacji. Niestety żadnych nie znalazłam, więc powędrowałam na Facebooka, gdzie było większe prawdopodobieństwo, że coś będzie na ten temat. To był strzał w dziesiątkę! Bilety wchodziły do sprzedaży 21 stycznia! Czyli dosłownie za dwa dni!
- Ja MUSZĘ iść na ten mecz! - powiedziałam na głos.
Wiedziałam, że to będzie arcyważny mecz. Nie tylko dlatego, że był 4 lutego - dosłownie tydzień przed moimi urodzinami. Po raz pierwszy miałam okazję do zobaczenia mojej kochanej Skry na żywo!
*
W końcu nadszedł wyczekany dzień sprzedaży biletów! Rodzice byli tak kochani, że dali mi pieniądze na ten wyczekany bilet w ramach prezentu urodzinowego. Niestety godzina była nieciekawa, bo 11:00, a nie mogłam urwać się ze szkoły tak wcześnie. Maksymalnie z dwóch wf-ów i tylko tyle. Kiedy angielski zawodowy się skończył dosłownie wybiegłam z sali, potem ze szkoły i pojechałam do Głównego do Empiku, bo pisali na stronie, że w salonach można też kupić. Pomyślałam sobie No dobra skoro można w Empiku to szybko skoczę i pojadę prosto do domu, bo w sumie po drodze. Ale tak nie było. Dziewczyna nie wiedziała w ogóle o co chodzi, po czym powiedziała, że w ogóle nie prowadzą sprzedaży takowych biletów. Wkurzona wyszłam stamtąd.
Sprawdziłam w internecie, ile już sprzedali. Załamała mnie ilość wyprzedanych miejsc. Szybko pobiegłam na tramwaj w stronę Wrzeszcza. Jak na złość musiałam czekać około sześciu minut (które się niemiłosiernie ciągnęły) na "Dwunastkę". Kiedy w końcu raczyła przyjechać pojechałam na Jaśkową Dolinę do dobrze mi znanego już Sklepu Koszykarza. Wiedziałam, że tam na sto procent sprzedają bilety na mecze Lotosu Trefla, więc nie musiałam się o to kompletnie martwić.
- Dzień dobry. - przywitał mnie ekspedient.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam grzecznie. - chciałabym kupić bilet na mecz Lotosu Trefla ze Skrą Bełchatów.
- Dobrze. Proszę podejść, wybrać sobie miejsca. - powiedział, po czym ja podeszłam. - Proszę wybrać kondygnację.
- Pierwsza.
- Z nią może być ciężko, ale może jakieś miejsca jeszcze zostały. - spojrzał na mnie ukradkiem i włączył daną kondygnację.
Wiadomo było od razu, że najlepsze sektory, czyli 116, 115, 114, 113, 112 i tym podobne zostały już dawno wyprzedane. Moje serce non stop przyspieszało z nerwów.
- Sektor 101? - spytał.
- Pokaże pan? - poprosiłam
- Proszę. - przepuścił mnie, żebym spojrzała na miejsca.
- Może to miejsce pierwsze w szóstym rzędzie?
- Normalny, ulgowy?
- Ulgowy. - odpowiedziałam, po czym wróciłam na "swoją" stronę lady.
Po paru chwilach zapłaciłam 20 złotych za bilet i miałam go w ręce. Wtedy kamień spadł mi z serca. nie dość, że udało mi się kupić bilet, to jeszcze miałam nie najgorsze miejsca.
Kiedy wsiadłam już do tramwaju, żeby dostać się z powrotem do Głównego, usiadłam sobie wygodnie na "czwórce", wyciągnęłam bilet z książki i oczywiście zrobiłam mu zdjęcie:
które zaraz poszło na instagrama z podpisem "Zapowiadają się najlepsze urodziny!" i masą hashtagów. Tego dnia też do sprzedaży wchodziły bilety na mecz z Jastrzębskim Węglem, na który też chciałam iść, ale wiadomo, że nie na wszystko ma się pieniądze.
Mimo wszystko wróciłam do domu bardzo szczęśliwa z powodu, że jedno z moich największych marzeń w końcu się spełni.
- I co masz ten bilet? - spytała mama, kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania.
- Nooooo. - odpowiedziałam z szatańskim uśmiechem i zaraz jej go pokazałam.
- Na biurku masz jeszcze 20 złotych. - oznajmiła, krótko.
- Dzięki. - odpowiedziałam nieco zdziwiona, bo rzadko kiedy dostawałam jakąkolwiek kasę od swoich rodziców.
Poszłam do swojego pokoju z lekkim uśmiechem na twarzy. To znaczyło jedno. JUTRO IDĘ PO BILET NA JASTRZĘBSKI!
Od momentu wstawienia zdjęcia na Instagrama, odezwała się do mnie dziewczyna- Kamila, z którą wcześniej w sumie znałam czy kojarzyłam z grupy o naszym ulubionym zespole. Jak się okazało, akurat obok mnie zwolniło się miejsce i siedziałyśmy obok siebie! Tym bardziej byłam szczęśliwa, bo chodzenie samej na mecz nigdy nie jest fajne. Tym bardziej nie mogłam doczekać się tego meczu!
Od momentu wstawienia zdjęcia na Instagrama, odezwała się do mnie dziewczyna- Kamila, z którą wcześniej w sumie znałam czy kojarzyłam z grupy o naszym ulubionym zespole. Jak się okazało, akurat obok mnie zwolniło się miejsce i siedziałyśmy obok siebie! Tym bardziej byłam szczęśliwa, bo chodzenie samej na mecz nigdy nie jest fajne. Tym bardziej nie mogłam doczekać się tego meczu!