piątek, 12 sierpnia 2016

Rozdział 20: Ten chłopak nie jest mile widziany w naszym domu

       Cały pobyt w szpitalu wspominałam średnio dobrze, ale kto normalny by wspominał dobrze pobyt w szpitalu?  No na pewno nie ja. Koniec wakacji zbliżał się nieuchronnie, a ja zamiast spędzić te ostatnie dni najlepiej jak mogłam, tkwiłam w szpitalu jak głupia. Dzięki Bogu nadszedł wyczekany dla mnie dzień, czyli wyjście z tego okropnego miejsca. Od rana tylko wyczekiwałam, aż pojawi się mój tata i doktor z papierami do podpisania. I właśnie dlatego czas w mojej sali dłużył się i to niemiłosiernie. 

- Puk puk! - Wszedł do pomieszczenia ku mojemu ogromnemu zdziwieniu Wojtek, który dawno już miał być w Lubinie na przygotowaniach do sezonu.
- Hej! - Uśmiechnęłam się szeroko do niego. - Co ty tu robisz? 
- Postanowiłem jeszcze sprawdzić, jak się czujesz. - Przytulił mnie mocno. 
- Wiadomość dnia geniuszu, dzisiaj wychodzę. W końcu. 
- To dlatego żeś tak się odwaliła jak stróż w Boże Ciało, a ja myślałem, że dziwnym trafem się dowiedziałaś, że wpadam i to dlatego.
- Nie schlebiaj sobie. - Parsknęłam śmiechem. 
- Jak się czujesz? - Usiadł na łóżku obok mnie. 
- Dobrze już, serio. - Posłałam mu delikatny uśmiech. - Trener ci głowy nie urwie, że zamiast być na sali i ćwiczyć to się szlajasz, jakbyś jeszcze miał czas? 
- Prawdopodobnie to zrobi prędzej czy później, ale musiałem sprawdzić. 
- Coś się stało? 
- Czemu niby?
- Nie wiem, tak poważnie to powiedziałeś, jakby ci coś Piechu nagadał czy coś. 
- Ogólnie gadałem z nim dość szczerze, I tak jakoś wyszedł temat o tobie.
- Czemu o mnie? - Spytałam zdziwiona. 
- Bo jestem pieprzonym kretynem. Którego już nawet twoja mama nie znosi. 
- O mojej mamie nic mi nie mów, bo dalej z nią nie rozmawiam. - Powiedziałam. 
- Dalej? Domcia tydzień już z nią nie rozmawiasz. 
- I nie zamierzam. - Stwierdziłam. - To co zrobiła było okropne i nie puszcze jej tego płazem. To samo bym zrobiła, gdyby potraktowała kogokolwiek innego z moich bliższych znajomych. - Spojrzałam na niego. 
- Tylko żeby nie wyszło tak, że to się będzie ciągnęło latami jeszcze przeze mnie. 
- Nie no aż tak źle nie powinno być. - Zaśmiałam się pod nosem. - Z czasem się ogarnie. Mam nadzieję.
- Dobrze, że to dodałaś. Wracając do tematu trochę mi się zgadało o tobie. 
- I? - Spytałam i uniosłam brew, bo jakoś średnio podobał mi się fakt, że mnie obgadywali. 
- Jest jakaś szansa, żeby kontakt między nami się utrzymał? 
- Czemu zadajesz mi takie pytanie? 
- Bo wiem, że znajomość na odległość po jakimś czasie się potrafi urwać i to dość niespodziewanie, a tego bym nie chciał. - stwierdził i spojrzał na mnie. - Więc się zastanawiam, czy w ogóle chciałabyś utrzymać ze mną kontakt.
- Wiesz co... Pewnie wiele rzeczy wskazywałoby na to, żeby tego nie robić... - mruknęłam, a chłopaka zamurowało. 
- A rozumiem... - powiedział i wstał zmieszany.
- ALE. - dodałam głośno. 
- Nie no spoko nie musisz kończyć. W sumie jak sama powiedziałaś wybaczyć nie znaczy zapomnieć. - dodał i skierował się do wyjścia. 
- WOJTEK. - jęknęłam. - Kurwa mać. - Walnęłam się w czoło dość mocno i poszłam szybko za nim. - Dasz mi chociaż dokończyć? - Spytałam, gdy już stał na korytarzu. 
- A co tu kończyć, wyraziłaś się jasno. 
- Jak dasz mi skończyć to sam stwierdzisz, głupku. Chciałam dodać, że mimo wszystko chciałabym. - Dodałam.
- Serio? - Spytał z niedowierzaniem.
- Masz problemy ze słuchem? 
- Nie. - Odpowiedział i się uśmiechnął. 

     Widziałam jak jego oczy niemalże zaczęły się śmiać ze szczęścia. Tak się błyszczały. Odetchnęłam z wielką ulgą. Już myślałam, że mi się nie uda dokończyć tego, co chciałam powiedzieć. Przyjmujący podszedł do mnie i przytulił mnie. Ale nie jak kumpel kumpelę, tylko w ten drugi sposób. Położyłam dłonie na jego plecach, ale po kilku sekundach się odsunęłam, bo usłyszałam chrząkanie. Baaardzo mi znajome. Spojrzałam za plecy siatkarza, a tam stał mój tata. 

- Tato. - Moja twarz przybrała purpurowe kolory. 
- Wybaczcie, że przeszkadzam w tak pięknym zapewne momencie, ale możesz już iść do lekarza podpisać papiery i się stąd zwijamy. - Powiedział. - Cześć Wojtek.
- Bry, prze pana. - Podrapał się po głowie Włodarczyk. - Tak to ja już nie będę przeszkadzał i będę leciał. 
- Już? - Spytałam. 
- Sama powiedziałaś, że trener mi głowę urwie, za to że się szlajam. - Zaśmiał się. 
- No niby tak, ale... Co przejechałeś taki kawał, żeby pogadać ze mną parę minut? 
- Przyjechałbym nawet, gdybym miał cię zobaczyć przez 5 sekund. 
- Jasne, jasne. - Poklepałam go po ramieniu. - Idę do ordynatora, a wy tu sobie pogadajcie. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Dominika.
- Nawet nie dyskutuj, wyjdziemy razem ze szpitala. - dodałam i po chwili zniknęłam za drzwiami gabinetu ordynatora oddziału. 

Cały wywiad i papierkowa robota przebiegły dość pomyślnie i przede wszystkim sprawnie, co na polskie szpitale potrafi być bardzo zaskakujące. Z teczką pełną dokumentacji po paru minutach wyszłam z gabinetu. 

- To co gotowa do wyjścia? - Spytał tata.

Dostrzegłam, że już ma zebrane wszystkie moje rzeczy, tak samo Włodarczyk. 

-Tak. - Zaśmiałam się. - Dajcie to cholera, nie jestem księżniczką. - zabrałam tacie swoją torbę i wzięłam na ramię. 
- Ale jesteś dziewczyną. 
- Czy ty mnie w tym momencie próbujesz zdyskryminować? - Uniosłam brew.
- No coś ty, tylko nie chcę, żebyś dźwigała.
- Aż tak źle ze mną nie jest, żebym miała ludzi od dźwigania moich rzeczy. - Uśmiechnęłam się.

Po krótkiej konwersacji w końcu opuściliśmy szpitalne mury. Pogoda nawet tego dnia dopisywała. Jak się okazało tata miał zaparkowany samochód troszkę dalej niż przypuszczałam, z racji tego, że nie było pod szpitalem miejsca. Droga zajęła nam niecałe dziesięć może piętnaście minut. Dostrzegłam swoją rodzicielkę w pojeździe.

- Dalej się nie odzywa? - Spytałam i spojrzałam na swojego tatę.
- Prędzej czy później jej przejdzie. - Machnął na to ręką, a ja parsknęłam śmiechem. - No dobra, dam wam chwilę. - Puścił mi oczko, zabrał wszystkie moje rzeczy i poszedł je spakować do bagażnika, a ja zostałam z Włodarczykiem "sam na sam".
- Sobie końcówkę wakacji zgotowałaś, nie powiem. - Zaśmiał się.
- Cicho. - Walnęłam go w ramię.

Postanowiliśmy trochę odejść od samochodu i zamienić kilka ostatnich słów na żywo z dala od mojej porąbanej rodzinki. Usiedliśmy na pobliskiej ławeczce.

- Kamila wie, że wychodzisz?
- Tak, ale nie mogła przyjechać. Rodzice ją wywieźli na ostatnie dni do babci.
- Słabo co?
- Nie... Nie mogę mieć jej tego za złe. Ma też swoje życie, swoje sprawy i swoje problemy. Wiem o nich wszystkich, ale są rzeczy do których nawet najlepszej przyjaciółce nie wypada się mieszać. - Stwierdziłam. - Nie jestem pępkiem świata.
- Nie chodzi o to, czy jesteś czy nie. Ale w końcu doszłaś do siebie i twojej najlepszej przyjaciółki, siostry niemalże nie powinno zabraknąć w takim momencie. Nie chcę was skłócić czy coś, ale tylko chcę zaznaczyć, że ona powinna tu być i chociaż się z Tobą pożegnać.
- Wojtek nie rób z igły wideł, proszę cię. Nie mogła być, wiem dlaczego i nie mam jej tego za złe. W przyjaźni też idzie się na kompromis. Więcej razy niż może Tobie się wydawać. A jak masz prawdziwego przyjaciela, to powinieneś to wiedzieć.
- Niby tak. - Mruknął. - Tylko szkoda, że jej nie ma.
- Pożegnałam się z nią wczoraj, nie bój się o to. - Uśmiechnęłam się pociesznie. - Czemu tak się nagle zacząłeś martwić o to, kto mnie pożegna a kto nie? Przecież to nie ma znaczenia.
- Nie wiem w sumie.... Tak jakoś. Fajnie by było jakbyśmy podczas sezonu się jeszcze jakoś spotkali.
- Jak będziesz grał w Bydgoszczy lub w Gdańsku to może wpadnę na mecz. - Uśmiechnęłam się. - Albo jak znajdziesz chwilę wolnego, to też nie pogardzę. - Dodałam.
- Albo jak ty znajdziesz, to też nie pogardzę. - Zaśmiał się cicho.
- Jasne... - mruknęłam. - Dobra ja się będę zwijała, bo odjadą beze mnie.
- No spoko, leć. Już Cię nie zatrzymuję. - Posłał mi ciepły uśmiech.
- To do zobaczenia? Kiedyś tam...
- Mam nadzieję, że do szybkiego zobaczenia. - Dodał.

Spojrzałam na niego z uśmiechem. DO BARDZO SZYBKIEGO ZOBACZENIA, pomyślałam w duchu. Nic nie mogłam na to poradzić, ten człowiek nie był kimś, na kogo mogłabym się obrazić na dłużej niż tydzień. Nawet śmiałam sądzić, że ten cały dramat związany z całym incydentem chyba dobrze nam zrobił, bo zdawało się, że oboje troszkę bardziej zaczęliśmy doceniać to co mamy. I to było najważniejsze.
W pewnym momencie po prostu podeszłam do niego i się przytuliłam. Nie tylko na pożegnanie. Chciałam po prostu poczuć, jak to jest znowu być w ramionach osoby, na której mi zależy. Tak. Zależało mi na nim. Mimo wszystkich obaw, temu nie mogłam zaprzeczyć. Najlepszym uczuciem było to, jak mnie mocno objął i złożył pocałunek na moich włosach. Po kilku długich (dla mnie i tak za krótkich) chwilach odsunęłam się od niego.

- No uciekaj, niech na ciebie nie czekają. - Usłyszałam.
- Okej. To cześć. - Powiedziałam i dość niechętnym i powolnym krokiem ruszyłam w stronę samochodu moich rodziców.

Wkrótce i on zniknął z pola mojego widzenia. Gdy usiadłam na tylnym siedzeniu od strony kierowcy, usłyszałam tylko swoją mamę.

- Żeby to było jasne. Ten chłopak nie jest mile widziany w naszym domu i ma się w nim nie pojawiać...




________________________________


Witam was! Mam nadzieję, że czekałyście na nowy rozdział :) Dziękuję Wam wszystkim za każdy komentarz pod rozdziałem. Nawet nie macie pojęcia jakie to jest dla mnie motywujące, że ktoś czyta moje opowiadanie. Ba! Je komentuje! Dlatego proszę was o opinie (każdą, naprawdę).

CO WAŻNIEJSZE. DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA ZA PONAD 25 000 WYŚWIETLEŃ! Jest to dla mnie naprawdę niesamowity wynik i serce mi rośnie, gdy widzę, że ta liczba codziennie się powiększa <3
Do następnego :) 

3 komentarze: