środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 12: Maćkowiak nie żyjesz

   
Na początek chciałam się przywitać :D 
Tutaj łapcie kolejny rozdział, który mam nadzieję, że się spodoba ;)
Chcę podziękować za ponad 10800 wyświetleń! To jest obłęd! <3
Życzę miłego czytania i do następnego! 
P.S. Komentarze są bardzo motywujące, więc dajcie znać, co sądzicie :)

___________________________________________________________


      Po rozmowie z rodzicami ustaliliśmy, że wracam z Grudziądza w poniedziałek, czyli ten dzień mam wolny od szkoły. Zaskoczyło mnie to, ponieważ zawsze byli dość sceptyczni na moje opuszczanie szkoły, no chyba że to była ostateczność.
     W szkole zaliczyłam bez problemu te sprawdziany, co mi zapowiedzieli, po czym pojechałam szybko do domu. Spakowana byłam już od wczoraj, więc o to nie musiałam się już martwić.

- O fajnie, że jesteś, zjesz obiad i możemy jechać. - Przywitała mnie takimi słowami mama.
-  No fajnie. - Uśmiechnęłam się i poszłam szybko się odświeżyć.

Po wszystkich potrzebnych i wykonanych czynnościach poszłam do kuchni zjeść obiad, jak mama prosiła.

- Dopakowałam ci jeszcze parę rzeczy, bo znając ciebie i Kamilę to gdzieś jeszcze pewnie do klubu dzisiaj pójdziecie.
- Prawdopodobnie, ale pisała mi, że w Grudziądzu leje i jest burza, więc prędzej kupimy sobie coś w sklepie i będziemy oglądały filmy. Ale dzięki. - Uśmiechnęłam się.
- Ale masz dobry humor.
- Mamo nie widziałam się z nią ponad miesiąc, mamy sporo do nadrobienia.
- Ale już się tak nie stresujesz?
- Nie no co ty. Teraz to jadę jak do rodziny. - Zaśmiałam się i dokończyłam jedzenie zupy.

Szybko po sobie posprzątałam. Dopakowałam jeszcze ładowarkę i parę kosmetyków, po czym po prostu zapięłam walizkę.

- Zdajesz sobie sprawę, że jedziesz tylko na trzy dni? - Zaśmiał się tata, widząc, że ledwo mi się to udało.
- Ale wiesz, trzeba mieć wybór, a po za tym to są same niezbędne rzeczy. - Zawtórowałam mu.
- Jasne, jasne. Ciekawe co by było, gdybyś gdzieś jechała na dłużej niż tydzień.
- Pewnie dwie walizki to by było za mało. - Stwierdziłam non stop się uśmiechając.
- Oj Domcia, co my z tobą mamy. - Westchnął i poszedł sobie.

Pokręciłam głową z dezaprobatą, dalej się śmiejąc pod nosem. Zaniosłam walizkę do przedpokoju. Obejrzałam i obróciłam się w lustrze.

- No już. Dobrze wyglądasz. - Usłyszałam, jak mama się ze mnie śmieje.
- Widzę, że masz ze mnie niezły ubaw.
- No jak zawsze. - Poklepała mnie po ramieniu.
- Z dopiskiem kochająca mama. - Mruknęłam pod nosem.
- Słyszałam! - Krzyknęła z łazienki.

      Tata słysząc naszą wymianę zdań zaczął się śmiać. Zaniósł po chwili moją walizkę do samochodu. Zarzuciłam na siebie swoją skórzaną skórę. Co z tego, że był już czerwiec, jak wcale nie było ciepło. Po paru minutach siedziałam z tyłu w samochodzie. Z racji tego, że tata dużo jeździł i znał te drogi na wylot, nie potrzebował nawigacji, tylko jechał sobie od tak.  Po dwóch godzinach wysłałam Kamili esemesa, że jestem na moście i spotykamy się pod Makiem jak zawsze.

- Jezu w końcu. - Szepnęłam podekscytowana.
- Tylko wiesz, Domcia.
- Tak wiem, mamo. Mam być grzeczna, pilnować porządku i w ogóle. - Zaśmiałam się.

Kiedy zaparkowaliśmy na parkingu pod McDonald'sem, od razu wysiadłam, bo widziałam swoją przyjaciółkę. Podbiegłam do niej.

- Hej! - Pisnęłam i mocno się przytuliłyśmy.
- No siema. - Zaśmiała się. - Dzień dobry! - Przywitała się z moimi rodzicami.
- Dzień dobry. - Odpowiedzieli chórkiem.
- Dzień dobry. - Przywitałam się z mamą Kamili.
- Cześć Domcia! - Uśmiechnęła się.

I to był ten moment, kiedy nasi rodzice się poznali. W czasie kiedy oni sobie ucinali miłą pogawędkę, ja wzięłam swoją walizkę.

- Długo jechaliście,
- Rodzice postanowili, że pojadą sobie starą jedynką, czyli przez Tczew i inne zadupia. A tam non stop ruch wahadłowy, bo remonty. Normalnie myślałam, że korzenie zapuszczę. - Mruknęłam. - Ale jestem, przybyłam.
- Haha i to w wyśmienitym humorze.
- No a jak! - Powiedziałam z entuzjazmem. - Ale ty coś niekoniecznie.
- Czy ty widzisz, co ja mam na głowie?
- Byłaś u fryzjera. To wiem.
- Mam kurwa blond tęcze na głowie. - Mruknęła niezadowolona.
- Pokaż to. - Powiedziałam i obróciłam dziewczynę tyłem.
- Widzisz?
- No najlepiej nie jest, ale może jak umyjesz głowę, to się kolor wyrówna.
- Jo. Chuja, nic się nie wyrówna.
 - Spokojnie. Zobaczymy. - Uspokajałam ją.

Po chwile pożegnałyśmy się z moimi rodzicami i pojechałyśmy jeszcze do Intermarche po zakupy, a potem do domu.

- No dzisiaj z Coola chyba nici.
- No lipna pogoda jest. - Przytaknęłam. - Ale mamy prowiant, więc spoko. - Zaśmiałam się.
- Joo znowu noc z horrorami.
- Niedługo nam się filmy skończą. - Powiedziałam.

Wzięłyśmy sobie z kuchni szklanki, zrobiłyśmy drinki, a potem poszłyśmy do Kamili pokoju. Włączyłyśmy sobie horror. Nie urwał dupy, że tak powiem, bo chyba wszystkie możliwe już miałyśmy obejrzane i byłyśmy dość wybredne w tej kategorii. Gadałyśmy długo. Bardzo długo. Zdążyłyśmy we dwie całą połówkę wypić. Było wesoło.

- A coś się odzywał? - Spytała w końcu.

Pokazałam jej swój telefon. Ta zaczęła przeglądać połączenia i wiadomości. Wybałuszyła oczy.

- No powiem ci, dobija się.
- Ja nie potrafię z nim rozmawiać. Boję się. - Szepnęłam.
- Przecież on cię nie zje.
- Kami... Po prostu nie chcę sobie robić znowu nadziei, on mnie znowu pocałuje i co? Znowu nie będzie nic znaczyło?
- A powiedział Ci to wprost?
- Doskonale wyczytałam to z jego wyrazu twarzy. Jego zmieszanie i zakłopotanie było wręcz wymalowane. - Mruknęłam i wypiłam do końca swojego drinka.

W pewnym momencie Kamila odebrała telefon.

- Halooo? - Spytała i wzięła na głośnomówiący
- Domcia? - Usłyszałam męski głos
- Nieee. - Zaczęła się śmiać.
- Jesteś najebana...
- Ale o czym ty mówisz? Ja najebana? - mówiła dość pokracznie.
- Domcia nie rób sobie jaj.
- Ale to nie Domcia, cukiereczku. - Mruknęła i zaczęła czkać.
- A kto mówi!? Halo?!
- Kamiiila. - Zaczęła się śmiać, a ja razem z nią.
- Domcia jest tymczasowo niedostępna. - Mruknęłam. - Adios amigos. - Dodałam i się położyłam.

Kamila się rozłączyła po chwili. Obie zaczęłyśmy się śmiać. Nie minęło pięć minut i zaczął dzwonić telefon kolejny raz. Ale tym razem nie mój, tylko przyjaciółki.

- Halo? - Usłyszałam ponownie blondynkę.
- No siema Kamcia, co się tam dzieje? - Usłyszałam i rozpoznałam głos młodego Piechockiego.
- Nic, a co ma się dziać? - Zaczęła się chichrać.
- Włodarczyk do mnie pisze i wydzwania zdenerwowany, spanikowany, że jakaś gruba libacja, wszyscy najebani, że odebrała jakaś dziewczyna, też najebana...
- Kacperku, co jak co, ale ja najebana nie. - Zaczkała. - Nie jestem.
- Oj jesteś i to dość solidnie... - Zaczął się śmiać.
- Nie prawda! - Oburzyła się. - Tylko delikatnie wstawiona.
- A co z Dominiką pijecie?
- Dominika żywa i obecna! - Podniosłam się i zaczęłam śmiać.
- Na to już mi nie musisz odpowiadać. - Sam zaczął się z nas śmiać. - Dobra to mu powiem, że fałszywy alarm. Trzymaj się.
- No. Pa. - Rozłączyła się i odłożyła telefon.

Zasalutowałam i poszłam spać.
     Gdy rano się obudziłyśmy (czyli o 13:00), było źle. Ale wstałyśmy.

- Osz ty w mordę. - Jęknęłam i się podniosłam.
- Stara ja więcej wódki nie tykam. - Mruknęła Kamila.
- Mówisz? - Spytałam i przetarłam twarz.
- Dobrze, że dzisiaj tego nie zrobiłyśmy, bo do Torunia nie wiem jak byśmy się doczłapały. - Zaśmiała się.

Gdzieś koło popołudnia dopiero poszłyśmy sobie na miasto połazić i się dotlenić, żeby się lepiej poczuć. Przy okazji kupiłyśmy na jutro bilety na pociąg. Wróciłyśmy do domu, to akurat Kamili mama wróciła też.

- Dzień dobry. - Powiedziałam.
- Cześć dziewczyny. W sam raz na obiad.
- O super! - Uśmiechnęła się przyjaciółka.

Po konsumpcji posiłku postanowiłyśmy, że będziemy gniły do końca dnia, bo nic nam się nie chciało. I tak się stało.

*

Niedziela. Nie dość, że wolny dzień, to jeszcze czekała nas wycieczka do Torunia, a dokładniej na Plażę Gotyku. Wstałyśmy sobie gdzieś o ósmej rano. Na spokojnie się ogarnęłyśmy, zjadłyśmy śniadanie, zrobiłyśmy porządek w jej pokoju.

- Gotowa? - Spytała Kamila.
- Już chwilę, tylko rzęsy dokończę malować i możemy iść. - Odpowiedziałam.

Kiedy skończyłam malowanie, wzięłam swoją torbę i poszłyśmy na pociąg. Pogoda w Grudziądzu była trochę nieciekawa, ale miałam nadzieję, że w Toruniu będzie lepiej. I tak się stało! Kiedy tylko wysiadłyśmy, poczułyśmy to ciepło. Ten gorąc! Zrobiłyśmy już na samym wstępie dużo snapów i zdjęć. Tak. Typowe turystki. Włączyłyśmy sobie mapę, żeby wiedzieć, jak na Stare Miasto dojść. Droga na szczęście skomplikowana nie była. 

- Dobra tara idziemy do biedry, bo mam Saharę w pysku. - Jęknęła przyjaciółka.
- Spoko, bo ja też zaczynam to odczuwać. 

O dziwo na Starówce były same drogerie, bary szybkiej obsługi i cała masa sklepów. Po chwili w supermarkecie kupiłyśmy to, co chciałyśmy i poszłyśmy dalej. Pochodziłyśmy sobie dość długo. Kiedy znalazłyśmy miejsce, gdzie wszystko miało się odbyć, posiedziałyśmy sobie chwilę na krzesełkach i pooglądałyśmy, jak młodzi grają w plażówkę. 

- Ty. Do meczu zostały jeszcze z dwie godziny. Idziemy się przejść? - Spytałam.
- Jasne. Tylko jakoś w miarę prosto, żebyśmy się nie zgubiły. 
- Nie no spoko. Damy radę. - Uśmiechnęłam się, po czym obie wstałyśmy i poszłyśmy. 

Postanowiłyśmy pójść do Lenkiewicza. Słyszałyśmy opinie, że są tam najlepsze lody w calusieńkim Toruniu. I tak było. Na początku nam się wydawało, że 3 złote za kulkę to zdzierstwo, ale kiedy zobaczyłyśmy jakiego rozmiaru są te kulki, to wysiadłyśmy. Porcje były tak wielkie, że ledwo to zjadłyśmy. 

- Wiesz co? Ja chyba do końca dnia nic nie zjem. - Zaśmiałam się.
- Ja też nie. Jezu, ale to były wielkie porcje.
- No. Zajebiście wielkie. - Przyznałam.
- Idziemy dalej? - Spytała.
-Jo. 

Po paru minutach ponownie byłyśmy w drodze na główną uliczkę. W pewnym momencie trochę zamuliłam i zaczęłam czegoś szukać namiętnie w internecie. 

- Domcia... - Zaczęła Kamila, a ja nic. - Dominika... - Szturchnęła mnie, a ja dalej muliłam w swoim świecie. - SZAFRANIEC! - Wydarła się w końcu.
- CO?! - Spytałam zdezorientowana i spojrzałam na nią.
- Twój mąż idzie. 
- Co? - Spojrzałam na nią taka otępiała. 
- Patrz. - Pokazała brodą przed siebie.

Spojrzałam tam, gdzie ona i zamurowało mnie całkowicie. 

- Maćkowiak nie żyjesz. - Powiedziałam wkurzona. 

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział :-)
    Niecierpliwie czekam na następny :-)
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest świetne! Mam małe pytania, ty wpadlas na ten pomysł czy jest może opowiadanie o podobnej tematyce tylko np. z innym siatkarzem? Czekam na następny! Błagam niech będzie szybko
    Pozdraiwam
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama wpadłam na ten pomysł, niczym się nie inspirowałam, tylko podpierałam się jedynie meczami, na których byłam ;) A czy jest inne opowiadanie o podobnej tematyce to nie wiem :) spokojnie następny rodział będzie, ale gdzieś za tydzień lub dwa, kiedy będzie przerwa świąteczna! :D

      Usuń