poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział 11: Oddam mu te kluczyki i będzie po sprawie

    Witam Was ponownie! :D 
Na szczęście blogger się na mnie już nie gniewa i mogłam napisać kolejny rozdział haha :)
Dziękuję wam za 9800 wyświetleń! Nie spodziewałam się takiego wyniku na tym blogu! 
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i do następnego :)
____________________________________________________________

 Przez całą podróż do domu myślałam tylko o tym, co się wydarzyło na peronie. Byłam trochę jak w amoku. Nie ogarniałam za bardzo,co się dzieję. Jak się mogłam spodziewać, kiedy tylko przekroczyłam próg domu, a była to prawie 2:30, mama stała przed drzwiami.
No to po mnie. 


- No... Wpadłaś kochanieńka. Tak długo mecz na pewno nie trwał, tym bardziej, że Polska wygrała 3:0. - Powiedziała dość zdenerwowana.

- Mamo... - Jęknęłam. - No bo kolegę spotkałam...
- Nie interesuje mnie to! Miałaś zadzwonić po tym, jak się skończy mecz! Z ojcem od zmysłów odchodziliśmy! Gdzieś ty się szlajała?!
- Byłam w Sopocie... - Mruknęłam i podrapałam się po głowie.
- W SOPOCIE?! No świetnie...
- Mamo możemy porozmawiać o tym rano? - Spytałam, bo byłam wykończona.
- O możemy i porozmawiamy. Póki co masz szlaban na wyjścia z przyjaciółmi.
- Ale mamo!
- Nie ma! Już pomijając wszystkie mecze... Widziałaś swoje oceny?! Jak ty chcesz zdać egzamin zawodowy?! -  Wydarła się.

    Coś czułam, że miarka się przebrała. Zamilkłam i poszłam do swojego pokoju. Po części miała racje, Moje oceny to nie jest szczyt marzeń. Przebrałam się w piżamę. Już nawet nie zmywałam makijażu, tylko poszłam spać. Wiedziałam, że rano też nie będzie tak miło.

*

     Tak jak się spodziewałam rano nie było kolorowo. O dyskusji z moją mamą nawet nie było mowy. Wiedziałam, że mam przekichane. Zbudziłam się o siódmej. Nie próbowałam wszczynać dyskusji o nie pójściu na dwie pierwsze lekcje, bo dopiero by mi się oberwało. 
Byłam lekko mówiąc nie do życia. Kiedy zobaczyłam się w lustrze, przeżegnałam się. No tak nie zmyłam makijażu. Dokładnie umyłam twarz i poszłam do kuchni. Mama też była tego dnia w domu. 

- Dzisiaj po szkole wracasz prosto do domu. - Powiedziała na wstępie. 
- Wrócę parę minut później, bo muszę koledze kluczyki od samochodu oddać. - Odparłam. 
- Ukradłaś mu kluczyki do auta?! 
- Nie! Debil chciał jechać po trzech piwach, to powiedziałam, że nie ma mowy i mu je zabrałam i dzisiaj mu je oddam. Jezu nie spodziewałam się, że uważasz mnie również za złodziejkę. - Warknęłam i poszłam się ogarniać. 
- Co to za kolega? - Poszła za mną. 
- Wojtek... Nie znasz. 
- No i pewnie nie poznam. Dziecko co ty wyprawiasz ze swoim życiem? 
- Jezu oddam mu te kluczyki i będzie po sprawie! Co ty masz znowu za problem?! To jest moje życie i moja sprawa co z nim robię! 
- Dopóki mieszkasz pod moim i ojca dachem, to liczysz się z naszym zdaniem! 
- Mogę się z nim liczyć, ale nie będziecie podejmowali za mnie żadnej decyzji! 
- Jeszcze się okaże. Jak ci nie pasuje to się wyprowadź.
- Czekam tylko na moment aż skończę szkołę. Wiesz już nie mogę się doczekać. - Odparłam sarkastycznie. 

Ubrałam się i delikatnie umalowałam, spakowałam się do szkoły, wzięłam kurtkę i wyszłam. Szczerze już miałam tego wszystkiego dość. Usłyszałam swój telefon.

- Halo?! - Warknęłam. 
- Zapomniałaś kanapek.
- Kupię sobie w szkole. - Powiedziałam i się rozłączyłam. 

     Ten dzień w żadnym wypadku nie zapowiadał się dobrze. W szkole za to trochę się odprężyłam. Mimo niezapowiedzianego sprawdzianu z matmy, jakoś udało mi się dostać z niego 4-, co było dla mnie dość wielkim cudem.   

- A ty co taka nie w sosie? - Usłyszałam Natalię. 
- Pokłóciłam się z mamą. Norma. - Mruknęłam bez entuzjazmu.
- A mecz jak? 
- Mecz był zajebisty! Polacy wygrali, więc jeszcze lepiej. - Zaczęłyśmy rozmawiać. 

Ta wiedziała, jak odwrócić moją uwagę. Mimo że nie za bardzo interesowała się siatkówką, wypytywała o każdy szczegół. Cieszyła się po prostu razem ze mną, że udało mi się spełnić swoje marzenie.

- A słuchaj pojedziesz ze mną po szkole do Bałtyckiej? Muszę sobie jakąś sukienkę ogarnąć. 
- Eee. Po szkole nie mogę, bo jadę pod Ergo znowu, bo muszę koledze kluczyki oddać...
- Koledze? - Uniosła brew. - Dobra Szafraniec nie kituj mi tu, widzę ten uśmiech,. 
- To tylko kolega! - Zaśmiałam się głośno.
- Jasne, jasne. Chodzi o Wojtka? 
- A ty skąd wiesz?!
- Instagram kochana. 
- No dobra masz mnie. - Mruknęłam i zaczęłam jej opowiadać całą historię. 

Zaczęła się ze mnie śmiać po chwili.

- Co? 
- Serio podpieprzyłaś mu kluczyki? 
- Nie podpieprzyłam, bo on o tym wie. Po prostu nie pozwoliłam mu na prowadzenie auta po alkoholu. 
- Doma jaka bohaterka.
- Ktoś z tej dwójki musiał myśleć. - Zaśmiałam się. - Po szkole jadę mu je oddać. 
- A co na to twoja mama? 
- Stwierdziła, że jestem głupia, nieodpowiedzialna i w ogóle... Dobra ja wiem, że moje oceny to nie są same szóstki i piątki, no ale bez przesady, tak? Zdam na luzie, zawodowe też, więc nie wiem po co ta sieje taką panikę. 
- A o której byłaś w domu? 
- Około 2:30... 
- Coś ty tyle robiła?! - Spytała zdziwiona. - A dobra... Wojtek... I nie poruszał tematu? 
- Nie musiał. Na pożegnanie mnie pocałował. Ale wątpię, że to coś w ogóle znaczyło. Przecież to siatkarz. Gdzie ja i on...
- Przestań pierdolić takie głupoty. Nie zrobiłby tego bez powodu. 
- No niby. Ale nie zdziwię się, jak po dzisiejszym spotkaniu kontakt się urwie. - Szepnęłam.
- Nie bądź taka pesymistyczna. 

     Dotrwałam do końca lekcji i pojechałam pod Ergo Arenę. Nie mogłam o tym myśleć. Przecież on takie jaj ja może mieć na pęczki. Dobra nie myśl o tym, pomyślałam i wsłuchałam się w muzykę lecącą ze słuchawek. Po 30 minutach byłam pod halą i czekałam na niego. 

- No jesteś w końcu. - Zaśmiałam się. 
- Sory, korki były. - Pocałował mnie w policzek. 
- Tu masz kluczyki. I błagam nigdy więcej takich posranych pomysłów. - Jęknęłam. 
- No spoko. - Posłał mi swój czarujący uśmiech. - Skusisz się na kawę? Albo obiad? 
- Nie tym razem niestety nie. Jestem uziemiona u muszę wracać do domu, bo nie dożyję jutra. - Mruknęłam. 
- Aż tak?
- Byłam o w pół do trzeciej w domu, czego ty oczekiwałeś? 
- I to przeze mnie... To chodź wezmę samochód i cię odwiozę, będzie szybciej. 
- Nieee. Muszę jeszcze do wujka podejść po jedną książkę. Innym razem. 
- Innego może nie być. - Zaczął mnie przekonywać.
- Jakoś z tym przeżyję. - Puściłam mu oczko. 
- Słuchaj, a wracając do wczorajszego.... dzisiejszego...
- To nic nie znaczyło, wiem. Spoko. - Weszłam mu w słowo. - Muszę iść. Trzymaj się. - Powiedziałam i poszłam w swoją stronę. 

     Czyli było tak jak myślałam. To absolutnie nic nie znaczyło. Na przystanek akurat podjechał autobus, więc na niego podbiegłam i pojechałam szybko do wujka, zabrałam co miałam do zabrania i pojechałam do domu. Siedziałam w autobusie zamyślona. W pewnym momencie usłyszałam swoją ukochaną piosenkę. Wzięłam głęboki oddech.
Szafraniec nie wyj, tylko nie wyj. To nic nie znaczyło, wiedziałaś o tym. Wmawiałam sobie, żeby się nie rozpłakać. Nie wiem czemu tak zareagowałam.
     Kiedy weszłam do domu, od razu poszłam do swojego pokoju i się w nim zamknęłam. Wyjęłam telefon z torby i od razu wybrałam numer swojej najlepszej przyjaciółki.

- Halo? - Usłyszałam po paru sygnałach.
- Wiesz co? Chyba potrzebuję przyjaciółki. - Powiedziałam łamiącym się głosem.
- Jezu, co się dzieje?
- Po meczu wczoraj się z nim widziałam... - Zaczęłam jej opowiadać.

Opowiedziałam swojej przyjaciółce od A do Z wszystko, co się wydarzyło. Łącznie z dzisiejszym. Na koniec chcąc nie chcąc uroniłam kilka łez. Z kilku nagle zrobiło się ich morze.

- No ej Domcia co ty... Nie płacz...
- Ja tego nawet nie kontroluję. - Wyszeptałam. - Po co ja głupia robiłam sobie nadzieję.
- A powiedział Ci to?
- Wyczytałam to między słowami i po jego wyrazie twarzy. - Podciągnęłam nosem.
- Jak ja go dopadnę... Niech tylko go spotkam na meczu jak Bełchatów będzie u nas...
- On odszedł ze Skry. - Oznajmiłam.
- CO?! Gdzie on gra?
- W Cuprum.
- Jeszcze lepiej. - Mruknęła. - Stara nie martw się. Nie masz czym. Pogadam jeszcze z Kacprem.
- Kręcisz z nim?
 - Tylko piszemy. - Zaśmiała się. - Ale przynajmniej nie jest taki gnojkowaty jak się wydawał.
- Dobrze, że chociaż tobie się układa. - Wyszeptałam.
- Dominika słoneczko, chodź do kuchni, musimy porozmawiać. - Wszedł nagle mój tata do pokoju.

Spojrzałam na niego. Byłam przecież cała zapuchnięta i zapłakana, więc nic dziwnego, że był zdziwiony.

- Zaraz. Rozmawiam przez telefon. - Odpowiedziałam spokojnie, wycierając policzki.
- Dobrze. - odparł i zamknął z powrotem drzwi. - Jest cała zapuchnięta i zapłakana... - Usłyszałam, jak mówił do mojej mamy.
- Muszę kończyć. Rodzice chcą ze mną porozmawiać.
- Jasne. Trzymaj się tam.
- Postaram się. - Wymusiłam uśmiech i się rozłączyłam.

Kiedy odsunęłam telefon od ucha, zobaczyłam, że mam wiadomość. Od Wojtka. Nie odczytałam jej. Odłożyłam telefon, wytarłam twarz i poszłam do kuchni, tak jak tata mnie prosił. Usiadłam na krześle przy stole.

- Dominika... - Zaczął tata.
- Wiem... To co zrobiłam było skandaliczne... Powinnam była chociaż zadzwonić... - Wyszeptałam ze skruchą. - Mama ma racje, jestem nieodpowiedzialna...
- Nie o to nam chodziło. - Zwrócił mi uwagę.
- Ktoś tu chyba coś przemyślał. - Szepnęła.
- Miałam na to cały dzień. - Odpowiedziałam. - Wiem jestem uziemiona pewnie do momentu aż nie poprawię ocen.
- To fakt, ale... - Próbowała dokończyć rodzicielka.
- Słońce co się z tobą ostatnio dzieje? Jesteś roztargniona, zamyślona, dzisiaj wróciłaś z płaczem do domu?
- Po prostu mam parę swoich, beznadziejnych jak na mój wiek problemów. To wszystko. - Odpowiedziałam.
- Skoro płaczesz, to nie jest dobrze.
- A czy ja kiedykolwiek powiedziałam, że jest? - Spytałam.
- To co się dzieje? - Spytała mama.
- Po prostu zrobiłam sobie fałszywą nadzieję, że ja i pewien ktoś... Że ten ktoś coś czuje, tak nie jest i tyle. - Powiedziałam z gulą w gardle.
- Co? - Usłyszałam tatę, bo chyba nie zrozumiał.
- Dominika ma złamane serce.
- Aż tak to nie. - Zaśmiałam się smutno. - Pozwolicie, że pójdę się trochę pouczyć... - Wstałam.
- Jest piątek. - Uniosła brew mama.
- I? Mam sporo rzeczy na poniedziałek. Im szybciej zacznę, tym szybciej się z tym uporam. - Stwierdziłam i poszłam do swojego pokoju.

Włączyłam komputer i odpaliłam swoją playlistę. Wyciągnęłam wszystkie potrzebne mi materiały i zaczęłam robić notatki. Wolałam już się uczyć niż zaprzątać tym wszystkim swój umysł.

     Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam z nim pisać, nie odbierałam od niego telefonów, nie odpisywałam na żadne wiadomości, nawet te na instagramie. Starałam się jakoś to przeboleć, chociaż było ciężko.  Na szczęście Natalia i Kamila nie pozwoliły mi się załamać. Podnosiły mnie na duchu jak tyko mogły. 
     Rodzice w końcu dali mi trochę przestrzeni i przestali na mnie naciskać. Nie poruszali tematu wcale, jedynie nauki, co było do zniesienia. W tym czasie starałam skupić się na poprawieniu ocen i jak najlepszym przygotowaniu do egzaminów, bo były za niecałe trzy tygodnie. 

- W środę jest wywiadówka, żeby nie było, że nie mówiłam. - Powiedziałam, jak wróciłam do domu.
- O której? - Usłyszałam mamę.
- O 17, jak zawsze.
- A co w szkole?
- A nie najgorzej. - Podeszłam do salonu, kiedy zdjęłam kurtkę, buty i odstawiłam torbę. - Zapowiedzieli nam kolejny sprawdzian, ale materiał do zniesienia, czyli nie będzie tragedii.
- Serio wzięłaś się za naukę. - Zdziwiła się.
- Wiem, że w moim wykonaniu to cud, ale dam radę. - Uśmiechnęłam się.
- Wiem, że dasz. W końcu po kimś w tej rodzinie charakter musisz mieć. - Zaśmiała się.
- Telefon ci dzwoni.
- Co? - Spytałam. - A. Dobra. - Zaśmiałam się i poszłam zobaczyć, kto to.

Zaraz uśmiech zszedł mi z twarzy. Włodarczyk.  Nie odrzuciłam, ale po prostu nie odebrałam. Wróciłam do salonu.

- Kto to?
- Nikt... - Mruknęłam. - Słuchaj mamuś a mogę jechać do Kamili za tydzień w piątek?
- Na ile? - Spytała.
- Tak na weekend. Mamy parę spraw do obgadania, a po za tym w sierpniu jest Memoriał Wagnera w Toruniu i chciałybyśmy pojechać, a mam jeszcze resztę ze swojej wypłaty, to bym sama kupiła bilety i w ogóle.
- Pociągiem?
- No. A co to za problem? - Spytałam.
- Żaden. Może tata cię podwiezie?
- Jakby chciał i mógł to czemu nie. - Zaśmiałam się.
- Ale po szkole? - Upewniła się.
- No tak. W piątek mam dwa sprawdziany, więc muszę być i je zaliczyć i mieć święty spokój. Gdzieś tak koło 16 podejrzewam.
- To spokojnie tata cię zawiezie. Nie będziesz marnowała kasy na bilety wte i wewte. - Uśmiechnęła się.
- To spoko. - Poszłam do swojego pokoju.

Ubrałam się w swój ulubiony czarny dres i poszłam odrobić lekcje. Ostatnio tak się zmotywowałam do nauki, że mama się śmiała, że jej córki podmienili, a prawda była taka, że musiałam się czymś zająć, żeby o TYM nie myśleć. A przynosiło to dobre skutki w postaci coraz lepszych ocen.

2 komentarze:

  1. Hej, jestem tu po raz pierwszy, wiec na początku chciałam się przywitać c;
    Znalazłam Twój blog na Facebooku i od razu wszystko przeczytałam.
    Według mnie bardzo ciekawy pomysł na to opowiadanie, fajnie że opisujesz niektóre mecze (przy okazji, to też byłam 4.02 na tym meczu)
    Rozdział bardzo mi się spodobał i czekam na więcej ;D
    Pozdrawiam i weny życzę ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszalas to jestem ;)
    Zabieram sie za nadrabianie
    Buzia ;*

    OdpowiedzUsuń