Kiedy ON zaczepił mnie po meczu, coś we mnie pękło. Miał pretekst, żeby mnie zaczepić, zamienić kilka słów. A mianowicie mój telefon był tym pretekstem, który jakimś cudem zgubiłam, a on go przypadkiem znalazł. Jednak ten u góry chyba coś knuje przeciwko mi. Podczas jazdy do domu, gapiłam się pustym wzrokiem przez szybę i myślałam o tym wszystkim. Wzięłam głęboki oddech. Czułam, że robiło mi się niedobrze.
- Domcia wszystko w porządku? - Spytała szeptem moja przyjaciółka.
- Tak... Trochę mi niedobrze, ale zaraz mi przejdzie. - posłałam jej delikatny uśmiech.
- Nadal o tym myślisz?
- Aż tak to po mnie widać? - Spojrzałam na nią.
- No trochę...
- Świetnie.
- Dominika nie dręcz się. To nie ty zawiniłaś tylko on.
- Ale być może za ostro go potraktowałam.
- Halo Doma! On leciał na dwa fronty nie ty! Obudź się. - potrząsnęła mną
- Weź mnie zostaw. - Zaśmiałam się.
- A ten policzek, o którym mówił mu się należał.
- W moim domu. - Mruknęłam.
- Co!?
- Na oczach rodziców. Żebyś widziała ich miny. - Zaśmiałam się cicho.
- Pewnie były bezcenne. - Zawtórowała mi. - chciałabym to zobaczyć.
- Uwierz mi, nie chciałabyś. - Szepnęłam. - Teraz z tego się śmieję, ale wtedy płakałam żywymi łzami.
- Wiem. - szepnęła.
Po niespełna godzinie byłyśmy w Grudziądzu. Położyłyśmy się na łóżku i tak leżałyśmy. Gapiłam się w sufit ze łzami w oczach. Po cichu zaczęły spływać po moich policzkach. Nawet ich nie wycierałam. Tylko maskowałam się jak mogłam, żeby Kamila nie słyszała, że płaczę. Wzięłam telefon do ręki. Zaczęłam przeglądać wszystkie zdjęcia i zapisane snapy. W tym moje i Wojtka. Coś we mnie pękło. Znowu zaczęłam za nim tęsknić, rozmyślać nad tym "co by było gdyby". Podniosłam się z łóżka i wyszłam na balkon. Wzięłam głęboki oddech i przetarłam twarz. Oparłam się o barierkę.
- Dalej się dręczysz? - Usłyszałam swoją najlepszą przyjaciółkę.
Nie wytrzymałam i zalałam się łzami. Kucnęłam i oparłam się o ścianę. Schowałam twarz w dłoniach.
- Domcia. - Wyszeptała i kucnęła przy mnie.
Poczułam jak mnie mocno przytula i głaszcze po ramieniu. Płakałam jej w ramię.
- No już, słońce... Nie płacz, łzy tu nie pomogą.
- Ale to boli... - szepnęłam.
- Ja wiem i mogę sobie tylko wyobrazić, co czujesz i przez co przechodzisz, ale musisz być silna. Nie możesz okazać mu słabości. - Wyszeptała. - nie możesz pokazać mu swoich łez.
- Kamcia... ja przez te miesiące zgrywałam twardzielkę, żeby jakoś się pozbierać, ale kiedy on nas zaczepił... Ten incydent u mnie w domu przetrwałam, ale potem też wylewałam łzy jak idiotka. Teraz sytuacja wygląda dokładnie tak samo.
- Ale Dominika...
- Nigdy nie byłam wredną suką. Nawet w takich sytuacjach. Teraz też nie potrafię. Choćbym nie wiem jak chciała. - Dodałam.
- Wiem... znam cię zbyt dobrze, ale myślałam, że chociaż tego tak łatwo nie zostawisz.
- Już dostał za swoje. Na tym koniec. - wyszeptałam. - Nie chcę się mścić, nie chcę taka być.
- Nie musisz... - powiedziała. - No już chodź do środka Domcia.
- Muszę zaciągnąć świeżego powietrza.
- Posiedzieć z Tobą?
- Jakbyś chciała. - Odpowiedziałam i spojrzałam na nią.
Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i usiadła obok mnie. Wtedy już miałam stuprocentową pewność, że Kamila jest moją najlepszą przyjaciółką, której niejeden człowiek ze świecą szuka przez lata. Przez dobrą godzinę siedziałyśmy w milczeniu. Ale tu nie były nawet potrzebne słowa. Z Kamilą dobrze rozumiałyśmy się bez słów. Spojrzałam na nią z delikatnym uśmiechem. Nie dość, że Skra była naszym ukochanym klubem, lubiłyśmy dosłownie te same rzeczy, to rozumiałyśmy się niemalże telepatycznie. W końcu wróciłyśmy do pokoju i położyłyśmy się spać.
~*~
Był wtorek. Już było po Memoriale, który wygrała nasza reprezentacja, z czego ja i Kamila bardzo się cieszyłyśmy. Rano się obudziłam i pierwsze co słyszałam to swój telefon. Ktoś się dobijał jak szalony i nie dawał za wygraną.
- Kacper, co jest takiego ważnego, że dzwonisz o siódmej rano? - Ziewnęłam.
- No jest sporo ważnego.
- Mianowicie?
- Jadę do Grudziądza, nie jadę sam. Bądźcie gdzieś tak o dziesiątej przy Macu.
- Jezus Maria Kacper coś ty znowu odjebał za manianę. - Jęknęłam.
- Co się dzieje? - Spytała Kamila.
- Mamy być o dziesiątej przy Macu. Kacper przyjeżdża i ktoś jeszcze.
- O dziesiątej?! Kacper co ty teraz dajesz?
- No serio mówię. - odezwałam się.- Dobra będziemy, ale nie licz na ciepłe powitanie. - Powiedziałam do telefonu.
- Jasne. - Zaśmiał się. - To do zobaczenia.
- Jasne. - Mruknęłam i się rozłączyłam. - Dobra to jest dziwne.
- Czemu?
- Powiedział, że nie jedzie sam. - Spojrzałam na nią.
- To co? - Spytała.
- W sumie. - Mruknęłam. - To chyba czas się ubierać.
Od samego rana był gorąc w Grudziądzu, więc obie postawiłyśmy na szorty. Ja na niebieskie, a Kamila w kolorze jasnego jeansu. Do tego białe bokserki, małe torebki i mogłyśmy iść. Włosy Kamila związała w wysoką kitkę, a ja zostawiłam je rozpuszczone. Zrobiłyśmy jeszcze w domu porządek, żeby mama blondynki nie męczyła się z tym po pracy.
- Gotowa? - Spytała przyjaciółka.
- Jasne. - Odpowiedziałam. - Idziemy. - Spojrzałam na nią.
Zamknęłyśmy mieszkanie i poszłyśmy we wskazane miejsce. Po drodze kupiłyśmy sobie po półlitrowej wodzie, bo lał się z nieba okropny gorąc. Kiedy w końcu tam dotarłyśmy, musiałyśmy jeszcze dobre 15 minut poczekać, aż podjechało auto. W końcu wysiadł z niego Kacper. Kiedy otworzyły się drzwi pasażera dosłownie zrzędła mi mina.
- Ja chyba źle widzę. - Jęknęłam.
- Nie ty jedna. - Mruknęła.
Obie patrzyłyśmy z rozdziawionymi minami na Kacpra i jego towarzysza, którym okazał się nikt inny, jak Wojtek. Spojrzałam szybko na Kamilę.
- Ja chyba idę do domu. - Powiedziałam i się zawróciłam.
- Domcia nawet się nie waż. - usłyszałam Kacpra.
Wywróciłam oczami i się z powrotem obróciłam. Spojrzałam na niego wrogo.
- I ty Brutusie przeciwko mnie? - Spytałam.
- Jeszcze mi za to podziękujesz.
- Wątpię. - Warknęłam.
- Kamila idziesz ze mną, a tych dwoje zostawiamy samych sobie. - Dodał.
W tym momencie myślałam, że go wzrokiem zabiję.
Po chwili zostaliśmy sami. Patrzyłam się każdą możliwą stronę byle nie na niego.
- Nie ty jedna o niczym nie wiedziałaś.
- Uważaj, bo uwierzę. - Prychnęłam. - Serio? - Spytałam po chwili.
- Myślisz, że dobrowolnie bym jechał od razu po Memoriale?
- Z Tobą wszystko jest możliwe.
- Skąd wiesz?
- Zdążyłam się o tym przekonać. - Odpowiedziałam.
- Możesz w końcu na mnie spojrzeć?
- Jakoś nie mam ochoty. - Mruknęłam.
- Domcia...
- Bawi Cię ta sytuacja? - Spytałam i w końcu na niego spojrzałam.
- Trochę. Bo nieźle nas obojga wkręcili. - Uśmiechnął się niemal niezauważalnie.
Mimowolnie zaśmiałam się pod nosem. Poszliśmy nad Wisłę. W ciszy, bo o czym niby mieliśmy rozmawiać? Westchnęłam cicho.
- Nie zamierzasz się do mnie odezwać?
- A o czym mam z tobą rozmawiać? - Spojrzałam na niego. - O tym jak mogłeś być takim padalcem i świnią, żeby coś takiego zrobić?
- Dobra ja wiem, że nawaliłem i spierdoliłem, ale...
- Ale co? Jesteś skreślony Wojtek. Myślisz, że ci to ujdzie na sucho?
- Nie, ale...
- Co?
- No chyba możemy dogadać się jak ludzie, a nie żreć się jak dwa psy. W dodatku w środku miasta. - dodał. - Domcia, zasłużyłem sobie dosłownie na wszystko. Już i tak cała Skra mnie opierdzieliła, Kamila mało co ringu przy szatniach nie zrobiła i chciała mi wyjebać tak, że pewnie bym gwiazdki zobaczył.
- Gdybym jej nie odciągnęła to byś pewnie zarobił i to nie raz.
- To dlaczego tego nie zrobiłaś?
- Bo nie jestem mściwa. - Odpowiedziałam. - Nie jestem wredną suką. Nigdy nie byłam, ale nie dam sobą pomiatać.
- To już wiem nie od dziś.
- Nie udawaj, że mnie znasz, bo mnie nie znasz.
- No tak dobrze jak Kamila, to cię nie znam. Fakt, ale trochę jednak znam.
- Tak ci się tylko wydaje. Wojtek jaki cel ma mieć ta rozmowa?
- Zakopania toporu między nami. - na te słowa prychnęłam.
- Sory, ale w tym momencie to sobie chyba ze mnie kpisz. - Powiedziałam.
- Nie kpię. Po prostu chcę to jakoś wynagrodzić.
- Tu nie ma co wynagradzać. - Powiedziałam. - To jest bez sensu. - Jeknęłam i się zawróciłam.
- Domcia... - Złapał mnie za ramię.
- Nie dotykaj mnie - warknęłam. - Lepiej zajmij się Olą. - Dodałam.
Zobaczyłam jak rzędzie mu mina. Szybko poszłam w drugą stronę i napisałam Kamili SMS-a, że wracam do domu. W pewnym momencie uslyszalam jego krzyk i jak uderza o coś. Stanęłam i się obróciłam. Stał oparty o lampę.
Podejść czy nie podejść? Moje myśli biły się ze sobą. W końcu do niego podeszłam.
- Ja wiem, że to moja wina, i że to ja zjebałem wszystko, ale każdy chyba zasługuje na drugą szansę nie? - Spytal. Było widać, że ma tego dość.
- Tylko problem jest taki, że ja nie chcę ponownie pakować się w takie bagno. Już raz się wpakowałam i zobacz jak to teraz wygląda. - Jęknęłam.
- To chociaż mi wybacz. Za każdym razem, próbuję to naprawić, ale pokazujesz mi, że nie ma co.
- Myślisz, że wybaczyć znaczy zapomnieć? - Spytałam. - Pomyślałes w tym wszystkim chociaż raz jak ja się czułam w tym wszystkim? Zrobiłeś że mnie idiotkę, która uwierzyła, że jakiś siatkarz mógł się nią faktycznie zainteresować. A ty się po prostu mną bawiłeś i bawiłbyś się dalej, gdybym wtedy się nie dowiedziała. - Wyszeptałam ze łzami w oczach.
- Domcia...
- Powiedz mi tylko jedno.
- Co? - Spytał i spojrzał na mnie, po czym do mnie podszedł.
- Dlaczego ja? Co ja ci takiego zrobiłam, będąc tylko wiernym kibicem Skry? - zapytałam. - czym zawiniłam?
Postanowiliśmy usiąść na ławce, a nie stać jak ostatni idioci.
- Niczym, gluptasie. - Szepnął i pogłaskał mnie po policzku, ale wtedy się odsunęłam. - Chyba byłem zbyt głupi, żeby dostrzec fakt, że tobie zależało.
- A tobie zależało?
- Z początku nie. Myślałem, że kolejna hotka się napatoczyła, ale po naszym pierwszym spacerze... I tak na to już za późno. - Westchnął.
- Niestety. - Wyszeptałam.
Wytarlam szybko policzek.
- Nie płacz. Bo i zaraz ja pęknę, a facetowi nie wypada. - Poprosił.
- To że facet płacze nie znaczy, że jest cipą, znaczy, że ma uczucia. - Powiedziałam.
- Chcę tylko, żebyś wiedziała, że przepraszam. Nie chciałem, żebyś płakała.
- A wyszło jak zwykle. - Dodałam.
- Jak zawszez resztą. Dominika...
- Co? - Spytałam.
- Jesteś w stanie mi wybaczyć? - Spojrzał na mnie.
- Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami.
Zgarbiłam się. Oparłam łokcie o kolana i schowałam twarz w dłoniach. Przetarłam ją i odgarnęłam włosy z twarzy. Poczułam jak kładzie dłoń na moich plecach. Dosłownie zjeżyłam się. Tym samym siatkarz się wycofał. Chociaż Kamila fajnie spędza czas, pomyślałam. Myślałam też nad tym, czy mu wybaczyć. W końcu to co powiedział brzmiało szczerze i prawdziwie. Poczułam jak ponownie moje łzy zaczęły spływać. Nie kontrolowałam tego.
- Dominika, nie płacz... Proszę.
- Jesteś sukinsynem, wiesz? - Spytałam.
- Wiem... Ale z twoich ust brzmi to jeszcze gorzej, niż od jakiejkolwiek innej dziewczyny.
- Nie obchodzą mnie inne. - Mruknęłam.
- Mnie też nie.
- A co z Olą?
- Skończyłem to tak szybko, jak było można. Nie obchodzi mnie ta dziewczyna. - Powiedział.
- Jak ja mam ci wierzyć? - Spojrzałam na niego w końcu.
Nie odpowiedział. Otarł tylko mój policzek. Westchnęłam cicho.
- Ostatni raz ci wybaczam. Pierwszy i ostatni. - Powiedziałam. - Następnego nie będzie.
- Co? - Spytał jak oniemiały.
- Wybaczam ci. Nie daje ci szansy, ale wybaczam.
- Domcia... - Wyszeptał i mnie mocno przytulił.
I wtedy coś we mnie pękło. Rozpłakałam się jak dziecko. Czułam jak głaskał mnie po włosach i plecach. Odsunęłam się od niego. Dostrzegłam na jego policzkach łzy. Wytarłam je szybko.
- Czyli z nas nic nie będzie?
- Nie wiem. Teraz na pewno nie. - Odpowiedziałam.
- Dlaczego?
- Bo ci nie ufam. - Szepnęłam i wstałam.
Zobaczyłam z oddali Kacpra i Kamilę. Po paru minutach byli obok nas.
- O widzę, że się nie pozabijaliście. - Powiedział wesoło libero PGE Skry.
Spojrzałam wtedy na Kamilę. Od razu dała mi do zrozumienia, że widzi w jakim jestem stanie.
- Wszystko w porządku? - Spytał Kacper. - Domcia płakałaś? Zapuchnięte oczy masz.
- Mam uczulenie na Włodiego, czego oczekiwałeś? - Spytałam z delikatnym uśmiechem.
- Smarkula.
- Pajac.
- Małolata.
- Frajer.
- Łajza.
- Kretyn. - Mruknęłam do Włodarczyka.
- Taaa jesteśmy w domu - Zaśmiał się Piechocki. - Chodźmy coś zjeść co? Na co macie ochotę? Bo ja bym wpieprzył kebsa, ale takiego konkretnego.
- No to chyba znam dobre miejsce. - Odezwała się moja przyjaciółka.
- A wy co zjecie?
- Kebs razy 4! - Zawołał Włodi.
Zaśmiałam się mimowolnie. Coś mi mówiło, że tego dnia nie zapomnę dłuuugo.