wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 7: Tu masz mój numer.

Zima powoli ustępowała. Robiło się coraz cieplej. Zbliżała się też Wielkanoc. Był też mecz Skry. Znowu w Gdańsku. Faza play-off szła i to pełną parą. Byłam strasznie podekscytowana. Specjalnie zmieniłam sobie grafik na praktykach z powodu meczu. Jednak znowu był pewien problem. Nie mogłam zarezerwować biletów, bo byłam w hotelu. Na szczęście z pomocą przyszła moja najlepsza przyjaciółka Kamila. Kupiła mi bilet i podesłała mailem w załączniku, żebym sobie wydrukowała. Wtem pojawił się kolejny problem. Kamili na tym meczu nie będzie. Rozmyślałam nad tym, jak ja sama będę kibicowała Skrzatom, z dala od klubu kibica z Bełchatowa.

- Jak to cię nie będzie? - spytałam przez telefon.
- Nie mogę. Przecież to Wielka Sobota. Potem święta się zaczynają. Nie ma szans, żeby mama mnie zawiozła do Gdańska.
- No to czyli będę siedziała sama i wydziczała na polu bitwy z kibicami Lotosu Trefla... - westchnęłam ciężko. - Nie no spoko. Nie ma sprawy. Zdam ci relację. - powiedziałam.
- Na Pucharze Polski się zobaczymy.
- Dopiero w niedzielę, bo w sobotę jestem w Wawie. Czyli na Skrę mogę się też nie załapać.
- Przejdą na sto procent. Nie martw się. Dobra ja muszę lecieć. Trzymaj się tam.
- Jasne... Ty też. - powiedziałam i się rozłączyłam.

Czyli miałam być sama. No świetnie.
Kiedy jednak wróciłam do domu, zastała mnie bardzo miła niespodzianka. Mianowicie przyszła moja zamówiona wcześniej koszulka. Nie meczowa, ale taka zwykła od Skry. Już wiedziałam, w co się ubiorę w sobotę.

*

Był 4 kwietnia. Był mecz Skry. Oczywiście, że po 20 się zaczynał, bo jakże inaczej. Miałam tylko nadzieję, że nie wrócę za późno do domu. 

- Dobra, to ja się będę powoli zwijała. - powiedziałam, kiedy zaczęłam ubierać buty. 
- A ty gdzie idziesz? - spytał tata.
- No na mecz. Na Skrę, bo dzisiaj w Gdańsku jest. - powiedziałam nieco zmieszana.
- Znowu na Skrę? - spytała siostra.
- A na święconce byłaś? 
- Byłam, koszyczek w kuchni stoi. - mruknęłam. 
- Masz bilety? Kartę miejską? Legitymację? 
- Tak, mam mamo. - zaśmiałam się. - Ja lecę, bo mi autobus zaraz ucieknie. Cześć.
- A o której będziesz? - spytał tata.
- No nie wiem. Zależy jak się mecz potoczy. To nie ma ograniczonego czasu jak nożna. - odpowiedziałam i wyszłam.

Najcieplej dzisiaj nie było, o nie. Opatuliłam się szalikiem, czapą, i kurtką po sam nos, a i tak było mi zimno. Dzięki Bogu szybko przyjechał mój autobus. Kierowca jednak też nie poszalał z ogrzewaniem. 
Na szczęście bardzo szybko znalazłam się przy swoim "drugim domu". Byłam nie wiem czemu, o najwcześniejszej godzinie, której się dało, czyli na otwarcie drzwi. Na spokojnie oddałam kurtkę do szatni, poszłam do łazienki się ogarnąć, a potem pokierowałam się na halę. Akurat wchodzili siatkarze z Bełchatowa, co znaczyło, że po prostu zagrodzili mi drogę. i nagle bam! Ktoś mi pociągnął z bara. A u siatkarzy (żyraf) z bara wyglądało to tak, że dostałam po prostu w głowę.

- Ała! - jęknęłam i złapałam się za potylicę. - Dzięki Włodi! To było moje marzenie! - dodałam.

A Włodi jak to wiecznie zjaramy nie ogarnął sytuacji i poszedł ćwiczyć. Zaśmiałam się mimo bólu i poszłam na swoje siedzenie. Już czułam na sobie ten wzrok wszystkich kibiców Lotosu. A no tak, bo miałam koszulkę Skry. Usiadłam dość niepewnie na swoim miejscu. Przez bolącą głowę, 
Włodarczyka i moją przyjaciółkę do drugiego seta w ogóle nie skupiałam się na meczu. Po prostu wyłączyłam się.
Ogarnęłam się dopiero wtedy, kiedy po mojej stronie była skra. W przerwie rozmawiałam jeszcze z Kamilą, co dla niektórych było dość dziwne. Dla mnie troszkę dziwne i zaskakujące było to, że podczas tej przerwy Wrona i Włodi ze sobą rozmawiali, patrzyli się na mnie i uśmiechali. Pomyślałam z początku, że to czysty przypadek, ale tak nie było.
Podczas drugiej partii, kiedy to Włodi, Wrona, Lisinać, Winiar, Brdjovic stali w kwadracie, po raz kolejny odniosłam wrażenie, że na mnie się patrzą z uśmiechami i gadają coś do siebie. Tylko, że tym razem nie był to przypadek. To się działo przez calusieńki drugi set, który niestety Skra przegrała na przewagi.
W ciągu całego meczu znowu zdewastowałam swój klaskacz. Nie dość, że prawie go pogryzłam z nerwów, to jeszcze mi pękł na pół.
Niestety mecz nie ułożył się ani po mojej myśli (czyli szybciutkie 3:0 i po bólu), ani siatkarzy. Mecz zakończył się wynikiem 3:2 dla Gdańszczan. Stałam całą końcówkę i kibicowałam, tak mocno jak się dało, mimo ogłuszającego dopingu kibiców Lotosu. Łzy Lisinaca, Piechockiego i całej reszty to było coś czego nie mogłam po prostu znieść. Sama płakałam. Kamila do mnie od razu zadzwoniła.

- Stara nie wierzę...
- Ja też. - odpowiedziałam chwiejnym głosem. - Po prostu wyję.  Idę teraz na tyły jak ostatnio i chyba pierwsze co zrobię, to się poryczę dosłownie jak dziecko.
- Ja muszę być cicho, bo wszyscy śpią, ale wyję też. - odpowiedziała.
- Najśmieszniejsze jest to, że nie mam za bardzo dojazdu do domu... Ja pierdole co to się porobiło...
- Daj spokój...
- Dobra stara ja muszę lecieć, bo pewnie zaraz wyjdą.
- Jo. To się zgadamy jakoś. - powiedziała i się rozłączyła.

Oprócz mnie na tyłach czekały jeszcze 4 dziewczyny, z tego dwie znałam z widzenia. Było potwornie zimno, jak na kwiecień. Chodziłam tylko w kółko, żeby nie zamarznąć na kość.
W końcu zaczęli się pojawiać pierwsi siatkarze Skry. A byli to Winiar, Lisinac, Kłos. Żaden z nich nie miał na nic ochoty. Mieli grobowe miny, ale poświęcili kilka chwil dla nas.
Ja stałam jak słup soli i nie wiedziałam, co miałam powiedzieć, bo miałam gulę w gardle. Udało mi się jedynie zgarnąć dwa filmiki od Wrony i Facu na urodziny dla Kamili.
Robiłam dla niej prezent urodzinowy już na osiemnastkę za rok, bo wiedziałam, że będzie z nim dużo roboty. W końcu wyszedł Piechocki, Wlazły i Włodi. Ten ostatni był tak przybity, że po prostu szedł bokiem. W końcu odważyłam się podejść do niego. Kij tam, że miałam łzy na policzkach, pewnie byłam rozmazana i wyglądałam jak zamarzniętych siedem nieszczęść.

- Włodi, nie załamuj się, graliście dobrze, zabrakło tylko trochę szczęścia... byliście tak blisko. - powiedziałam.
- Dzięki... - mruknął chwiejnym głosem.

Dopiero po chwili ogarnęłam, co powiedziałam. BOŻE, CO ZE MNIE ZA IDIOTKA, krzyczałam na siebie w myślach. A jednak chłopak się zatrzymał i na mnie spojrzał.

- Kojarzę cię. - powiedział, po chwili.
- Gadaliśmy ostatnio po meczu. - powiedziałam i lekko się zarumieniłam.
- A no tak pamiętam! Tylko teraz się za bardzo nie popisaliśmy...
- Nie ważne. Zawsze wam będę kibicowała, czy na żywo, czy przed telewizorem. Dla mnie to nie ma znaczenia. Jesteście najlepsi i tyle. - dodałam i szybko wytarłam policzek.
- Ej no nie płacz. - zaśmiał się cicho i mnie przytulił.

BANG! Włodarczyk mnie przytulił. To było jak wygranie życia.

- Po prostu nie mogę znieść jak płaczecie. - mruknęłam i wytarłam szybko policzki.

Siatkarz pomógł uporać mi się z tym problemem, poprzez ocieranie opuszkiem kciuka moje policzki.

- I po problemie. - powiedział z uśmiechem.
- Dzięki. - odpowiedziałam i poprawiłam czapę.
- A ogólnie jak Ci na imię, kibicu z Trójmiasta?
- Dominika. - uśmiechnęłam się.
- Wojtek, miło mi - podał mi rękę.

Z uśmiechem uścisnęłam ją.

- Mam nadzieję, że klaskacza nie pożarłaś. - parsknął śmiechem.
- No ej! - walnęłam go w ramię. - Mało co zawału tam nie dostałam! I jeszcze przed meczem w łeb od ciebie zarobiłam. - zaśmiałam się.
- Ode mnie!? Niby kiedy? - spytał.
- Jak wchodziliście na halę się rozgrzać. Serio nie poczułeś, że komuś z bara pociągnąłeś? - spytałam, śmiejąc się.
- Sorry. - powiedział. - Ale nie uszkodziłem Cię?
- Spróbowałbyś. - odpowiedziałam.
- Dobra, ja już muszę lecieć. - powiedział.

Ni stąd ni  zowąd zabrał mi telefon, po czym wpisał coś w nim i po minucie mi go oddał.

- Tu masz mój numer. Napisz, albo zadzwoń czasami. Fajnie by było na spokojnie pogadać, a nie na dziko po meczu.
- Mów mi to, jak ja miejscowa. - zaśmiałam się.
- Już się o to nie martw. Puchar Polski jest. - posłał mi swój uśmiech.
- No ale ja będę dopiero w niedzielę na finale, bo niestety lub stety jestem w Warszawie. - mruknęłam nieco niezadowolona z tego powodu.
- A co cię tam gna? - spytał zszokowany.
- Szkolna wycieczka i targi turystyczne... Daj spokój... żebym mogła się z kimś zamienić, to powiedziałabym, że to pierdziele i byłabym na Ergo cały weekend.
- To pewnie twoja kumpela zda ci relację. A właśnie, gdzie ona?
- Nie mogła być. Przecież... Za parę minut mamy Wielkanoc -odpowiedziałam z uśmiechem.
- Osz cholera faktycznie. - złapał się za głowę i się zaśmiał. - dobra teraz serio muszę uciekać. Uważaj na siebie. Właściwie, gdzie ty mieszkasz?
- Eee. W Gdańsku, ale to bardziej obrzeża. I mam około 30 kilometrów do domu. I właśnie z 5 minut mam autobus z przystanku, na który idzie się około 10 i to szybkim krokiem, więc utknęłam tu jeszcze na godzinę... - mruknęłam.
- Ty głupku. I co o której masz z głównego autobus?
- o drugiej... czyli w sumie nie będę musiała czekać za długo.
- Faktycznie godzina to nie jest długo. - powiedział ironicznie.
- Włodi, bo ci do dupy zaraz nakopię. - powiedziałam.

Ten się tylko zaśmiał głupkowato i nasunął mi czapę na oczy.

- Ej! - krzyknęłam i się zaśmiałam.
- Nie będziesz się tłukła sama. O nie.
- A mam inne wyjście? Nie mam, więc...
- A gdyby taksówkę zamówił?
- Nie.
- To z nami pojedziesz.
- Tym bardziej nie! - zaśmiałam się.
- Dobra uparciuchu, masz uważać na siebie. Do zobaczenia może za dwa tygodnie. I daj znać jak dojedziesz! - powiedział.
- Jasne. Będę cię budziła o 3 w nocy. - zaśmiałam się i spojrzałam na zegarek w telefonie. - Wesołych Świąt. - dodałam szybko.
- Wesołych Świąt, mała. - uśmiechnął się. - To do zobaczenia może za dwa tygodnie. - dodał, dalej się uśmiechając, po czym pocałował mnie w policzek i poszedł do busa.

O cholera jasna! On mnie pocałował w policzek! Krzyknęłam w duchu. I do tego miałam jego numer telefonu.
Mimo że przegrali ten mecz, wróciłam do domu jako najszczęśliwsza osoba pod słońcem. I wiedziałam, że w pewnym sensie wygrałam życie.


_______________________________

Witam was po nieco dłuższej przerwie. Niestety wena nie sługa i mnie opuściła na jakiś czas, ale postarałam się napisać dla nowy rozdział i mam nadzieję, że mnie nie ukatrupicie za te dwa miesiące niczego :(
Dajcie znać co sądzicie poniżej w komentarzach i do następnego! 

3 komentarze:

  1. Ciekawie się zapowiada :) Popracuj trochę nad powtórzeniami i będzie znacznie lepiej ;) Czekam na następny rozdział :)
    Zapraszam również do mnie » belchatowskie-lovestory.blogspot.com « i proszę o informację na blogu o następnym rozdziale :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za radę i miłe słowa! Postaram się popracować nad tymi powtórzeniami :)

      Usuń