Ten wyjazd do Torunia, to był najlepszy pomysł, na jaki Kamila mogła kiedykolwiek wpaść. Naprawdę nie sądziłam, że sprawy potoczą się w ten sposób. Nieoficjalnie mówiło się o nas jako parze, ale prawda była taka, że żadne z nas się nie określiło.
Mogłam się cieszyć z faktu, że po tym spotkaniu kontakt się nie urwał. Mimo że Wojtek świetnie bawił się w Stanach Zjednoczonych, a ja siedziałam i uczyłam się do pierwszego egzaminu zawodowego. Pomimo tych wszystkich wydarzeń musiałam jednak skupić się na powtarzaniu do teoretycznej części tej zmory. Zamiast chodzić na imprezy (jak połowa moich znajomych) siedziałam w domu i naprawdę się uczyłam. Rodzice nie mogli uwierzyć, że tak mnie coś natchnęło do nauki i byli naprawdę zdziwieni tą zmianą.
W końcu nadszedł ten sądny dzień. 24 czerwca. Co za tym szło? Egzamin zawodowy. Czułam się nieźle zestresowana, mimo powtórki wszystkiego od A do Z.
- Dominika masz wszystko? Czarne długopisy, ołówek?
- Tak mamo. - Westchnęłam.
Wzięłam głęboki oddech. Ubrałam balerinki i czarny kardigan na mundurek. Oczywiście każdy musiał przyjść w nienagannym stroju hotelarza. Składał się on z ołówkowej spódnicy, białej koszuli, krawatu i kamizelki. Włosy musiały być ładnie spięte, a makijaż naturalny.
Wzięłam swoją torebkę i telefon do ręki. Odblokowałam go. Były dwa SMSy. Od Kamci
"Powodzenia kochanie, złam długopis! :*"
Oraz ku mojemu niemałemu zdziwieniu od Wojtka:
"Powodzenia na egzaminie! :3"
Wyszczerzyłam się jak głupi do sera, patrząc na tę wiadomość.
- A ty co taka uśmiechnięta? - Spytała moja rodzicielka.
- A nic, nic. - Powiedziałam szybko, nadal się uśmiechając.
- Kochanie znam ten wzrok, co jest?
- O cholera muszę iść, bo się spóźnię! - Powiedziałam, gdy spojrzałam na zegarek.
- Powodzenia córcia.
- Nie dziękuję.
I tym sposobem szybciutko zmyłam się z domu. Nie chciałam nic mówić, żeby nie zapeszyć i nie robić Bóg wie ile hałasu, o tę całą sytuację. Na szczęście zdążyłam idealnie. Zdążyłam zostawić w portierni torebkę i telefon, wziąć potrzebne rzeczy i powędrować na trzecie piętro do pracowni hotelarskiej, gdzie miał odbyć się egzamin.
Gdy już znalazłam swoją ławkę, usiadłam wygodnie i rozejrzałam się. Brakowało jeszcze paru osób. Dokładnie 5 minut później można było rozpocząć. Egzaminatorzy rozdali arkusze. Był to egzamin w formie testowej. na znak głównego egzaminatora wszyscy zaczęliśmy pisać. Gdy przejrzałam wszystkie pytania, uznałam, że naprawdę mogło być gorzej. Na spokojnie zaznaczałam sobie prawidłowe moim zdaniem odpowiedzi, a potem uważnie naniosłam je na arkusz odpowiedzi. Byłam zdziwiona, bo zajęło mi to dosłownie 40 minut, a czas pisania to 60 minut. Sprawdziłam jeszcze wszystko dokładnie i oddałam pracę.
Kiedy wyszłam z sali, od razu poszłam do portierni po swoje rzeczy. Wzięłam telefon do ręki. Napisałam rodzicom, że poszło mi nawet dobrze. W pewnym momencie się z kimś zderzyłam.
- O przepraszam. - Mruknęłam, dalej patrząc w telefon i poszłam dalej.
- No serio, żeby mnie nie poznać? - Usłyszałam znajomy mi głos.
- Gwiazda powinna być na niebie, a nie szwendać się cholera wie gdzie. - Odpowiedziałam.
- Ouć, bolało. - Usłyszałam śmiech.
Uniosłam głowę i obróciłam się. Wytrzeszczyłam oczy, bo im nie wierzyłam. Znałam ten śmiech aż za dobrze.
- Serio? - Zaśmiałam się.
Od razu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie wiadomo czemu, też oczy zaszły mi łzami. Cieszyłam się na jego widok, ale te łzy... Coś nie halo.
- Hej. - Powiedziałam i zakryłam usta dłonią.
- No teraz lepiej. - Posłał mi swój niesamowity uśmiech Włodarczyk.
Podeszłam do niego i bezpardonowo się przytuliłam. Tęskniłam za tym idiotą. Poczułam jak mnie mocno obejmuje i całuje we włosy.
- Co ty tu robisz? - Spytałam nieco zdezorientowana.
- Postanowiłem Cię odwiedzić, spytać jak poszło i zabrać Cię na obiad. - Odpowiedział wyszczerzony.
- No nie gadaj, że tak się cieszysz, że mnie widzisz? - Poklepałam go po ramieniu.
- No zupełnie jak ty.
- Chciałbyś. - Pokazałam mu język
- A co, nie?! - Spytał "oburzony" .
- Powiedzmy. - Zaczęłam się śmiać, widząc jego minę.
- O ty mała.
Złapał mnie i uniósł, a potem obrócił wokół własnej osi. Zaczęłam piszczeć. Po chwili postawił mnie na chodniku. Z uśmiechem złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
- No dobra, to teraz opowiadaj, jak ci poszło!
- No normalnie. - Uśmiechnęłam się.
W drodze do samochodu, a potem na obiad i podczas niego rozmawialiśmy jak najęci. Tematów nam nie brakowało. Siatkarz opowiadał, jak było w USA, a ja się uczyłam i w ogóle.
- Idę do łazienki.
- Jasne. - Puściłam mu oczko.
Zostałam po chwili sama przy stoliku. Nagle zawibrował jego telefon. Jeden raz i drugi, trzeci i kolejny. Moja ciekawość w tym pojedynku wygrała. Były tam wiadomości od jakiejś Oli.
"Zostawiłeś u mnie koszulkę, oddam ci ją przy najbliższym spotkaniu, mam nadzieję, że nie długo :*"
"Liczę na powtórkę z tego wyjazdu, Wojtusiu!"
W tamtym momencie nie wiedziałam, co zrobić. Nie wierzyłam własnym oczom. Trzeciego i czwartego SMSa nie chciałam już czytać. Odłożyłam jego telefon na miejsce. Wzięłam głęboki oddech.
- Co mnie ominęło? - Spytał z uśmiechem.
- Nic szczególnego. - Odpowiedziałam. - Byłeś sam w Stanach?
- Tak, a co? - Spojrzał na mnie zdziwiony.
Kłamał mi w żywe oczy. To zabolało. Westchnęłam głośno.
- Domcia co jest? Zbladłaś.
- Muszę iść. - Szepnęłam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
- Domcia co się dzieje?
- Pozdrów ode mnie Olę. - Wstałam i skierowałam się do wyjścia.
- Dominika, wytłumaczę! - Szybko za mną wybiegł.
- Zostaw mnie, dobra?
- Daj mi wytłumaczyć! - Krzyknął.
- W dupie mam twoje tłumaczenia, ale powiem ci jedno. Cokolwiek to było między nami. Jest skończone. Nie chcę cię widzieć! - Powiedziałam rozżalona i wkurzona do granic możliwości.
- Kurwa mać... Domcia!
- Zostaw mnie w spokoju, okej?!
- Mogę to wytłumaczyć!
- Ale ja cię nie chcę słuchać. - Wzruszyłam ramionami i poszłam.
I w ułamku sekundy, jeden z lepszych dni jakie miałam ostatnio, stał się najgorszym dniem w moim życiu. Kiedy wsiadłam do tramwaju, rozpłakałam się jak dziecko. Nie przejmowałam się patrzącymi na mnie jak na idiotkę ludźmi. Miałam to szczerze gdzieś. Marzyłam jedynie o tym, żeby znaleźć się w swoim pokoju i się tam zabarykadować. Nie wiem nawet jak, ale szybko się tam znalazłam. Od razu zadzwoniłam do Kamili.
- No co jest mała, jak tam poszło? - Spytała.
- Egzamin? Jasne, świetnie, kurwa wręcz zajebiście.
- Dobra znam ten kod. Co się stało?
- Widziałam się dzisiaj z Wojtkiem. - Wzięłam głęboki oddech.
- Przyjechał do Ciebie?! Jak słodko!
- Fakt, że ma inną na boku już nie jest słodki. - Powiedziałam i się momentalnie rozpłakałam.
- Co?! Ja pierdole... Mycha jak się czujesz?
- Szczerze? - Spytałam, wyjąc do telefonu. - Zła, zraniona, zawiedziona, oszukana, zrozpaczona, a co gorsza mi na nim zależało...
- Wiem Domcia. Jejku jak ja się przejadę do niego to on się drzwiach nie zmieści. - Warknęła.
- To nic nie da.
- Da! Obiecałyśmy coś sobie. On złamie ci serce ja mu złamie kark. Nie będzie Cię tak traktował. Jezu aż zadzwonię do Kacpra.
- Zaraz cały Bełchatów będzie wiedział... - Jęknęłam.
- Nie będzie. Ja go ukatrupię. Domcia, słońce nie łam się. Będzie dobrze.
- Jak na razie nie wygląda. - Stwierdziłam.
- Co to za dziwny dźwięk?
- Dobija się. Niech się wali na chwilę obecną.
- Masz rację, czekaj niech ja go dopadnę, wszystkie jedynki zgubi. - powiedziała i się rozłączyła.
Z Kamilą nie było żartów. Ona była do tego zdolna. Ja to wiedziałam. Ten dzień spędziłam w łóżku, płacząc do poduszki. W życiu nie spodziewałam się takiego finału.
____________________________________________________
Hej wszystkim, jak tam nowy rok? :)
Łapcie tu kolejny rozdział, może troszkę krótszy, ale mam nadzieję, że się spodobał :)
Liczę na Wasze opinie!
Do następnego :)